Wczorajszym dniem koło zatoczyłam. Zwykle słowa nie trwają zbyt długo, jednak te sięgnęły szczytu ulotności.
Narasta niepewność i coraz więcej pytań atakuje moją głowę.
Boje się. Boję się mojego wzroku chłodnego, który narasta we mnie, gdy tylko pomyśle sobie o nadchodzących wydarzeniach.
Gonitwa międzyludzka.
Mogłabym przynieść tu przysłowie, ale to leciałoby jeszcze większym banałem niż teraz.
Wzdycham głęboko i patrzę w okno. Znów jestem sama, bezbronna i naga. A jednak odziewam umysł mój w ludzi. I to powoduje chaos.
Zbyt lekkie serce w swoim ciężarze braku moralności. I zbyt wrażliwe oczy do płaczu.
Urósł we mnie strach, ale wynika on z chorej nadziei. Mówię o 90% prawdopodobieństwie, jednak liczę na spełnienie tych 10%. A nie chce nikomu robić przykrości. A zrobię. Lecz pewnie znów będę to po prostu ja.
Najpiękniejszy czas złotym runem przyozdabiam, jego poroże nad łóżkiem mam zawieszone i sen mój nie jest spokojny.
A jednak martwie się trochę o te uczucia, w braku uczuć i szaleństwie barw.
Ile dałabym, by już znać wydarzenia przyszłe i nie musieć rozdrapywać czyraków na mózgu. Mówiłam już o pięknie niepewności, to fakt. Ale to piękno mnie zabija.
piątek, 30 grudnia 2016
Niepewność.
Kilkukrotnie chciałam napisać tę notkę, jednak zawsze coś mi przeszkadzało. Za każdym razem miałam w głowie jej zarys i mogłam obserwować jak z dnia na dzień zmienia się moje podejście do aktualnej sytuacji. Mutuje mi świat, zanika mi pamięć, a wszystko dzieje się tak szybko..
Pewna mogę być tylko i wyłącznie mojego odbioru całej tej sytuacji, chociaż też niekoniecznie, patrząc na moje defekty. I z minuty na minute inne uczucia we mnie grają, więc i tor mojego myślenia się zmienia. Nie wiem nic, nie chce nic, niech Fortuna decyduje o moim życiu.
Tworzę chaos, jednak ten zewnętrzny też wewnętrzny przynosi, a wtedy tylko włosy z głowy garściami rwać i dzielić je na czworo, ośmioro, czy ile tam sobie D. zażąda...
Ah, znaki na niebie wskazujące przyszłość. Dziś to jedyne co objawia się przed moimi oczami, nic więcej nie pamiętam. Kilka świateł, dźwięk obcasów, gorąco i długo, długo nic. Oprócz tego, co jest teraz. A teraz jest niepewność.
I wiem, że zaraz piąty dzień będzie wspomnieniem i umysł mój na zupełnie innym wymiarze będzie dryfować, rozkoszując się nowymi bodźcami i zawirowaniami (które ja mu ofiaruje.). I wiem, że zaraz będę mentalnie głaskać po głowie dzisiejszą mnie, która siedząc o 2 w nocy skrobie te głupoty. I ja to wiem zawsze, więc czemu zawsze tak trudno jest mi przetrwać ciągnące się latami godziny?
Tłukę swoje obłe ciało z kąta w kąt. Ktoś mi krzyczy do ucha, włączam czajnik, zapominam, piję wystygnięty wrzątek bez smaku. Obiecuje sobie, zatrzymuje się, nie mam do kogo gęby otworzyć. Śpiewam niemo, strzela mi w kościach, oglądam ludzi przez okno. Jest zimno, jest samotnie, jest niepewność.
Wynika ona z niewiadomej, którą jest jego pogląd na daną sprawę. Pogląd swój znam i modeluje w dłoniach w zależności od nastroju. Ciężko mi antycypować to spotkanie. (Nic się nie stanie.)
Śmieszny wir wydarzeń mnie wciągnął. A raczej ja wciągnęłam go w sobie. A teraz ze sztormem walczę i na pożegnanie się szykuje.
Jak tak sobie myślę nad możliwymi interpretacjami tego tekstu przez osoby, które myślą, że się domyślają... To nie, nie macie prawa wiedzieć o co chodzi.
I nie pozostaje mi nic, tylko czekać, czekać, czekać. Umysł swój w rozmowach rozwlekać i w miarę się pilnować, by znów się nie posypać.
Idę czajnik włączyć, by nie zapomnieć, idę sen zapisać, by się obudzić, idę myśli pozbierać, by nie oszaleć.
ps: u mnie wszystko dobrze :)
Pewna mogę być tylko i wyłącznie mojego odbioru całej tej sytuacji, chociaż też niekoniecznie, patrząc na moje defekty. I z minuty na minute inne uczucia we mnie grają, więc i tor mojego myślenia się zmienia. Nie wiem nic, nie chce nic, niech Fortuna decyduje o moim życiu.
Tworzę chaos, jednak ten zewnętrzny też wewnętrzny przynosi, a wtedy tylko włosy z głowy garściami rwać i dzielić je na czworo, ośmioro, czy ile tam sobie D. zażąda...
Ah, znaki na niebie wskazujące przyszłość. Dziś to jedyne co objawia się przed moimi oczami, nic więcej nie pamiętam. Kilka świateł, dźwięk obcasów, gorąco i długo, długo nic. Oprócz tego, co jest teraz. A teraz jest niepewność.
I wiem, że zaraz piąty dzień będzie wspomnieniem i umysł mój na zupełnie innym wymiarze będzie dryfować, rozkoszując się nowymi bodźcami i zawirowaniami (które ja mu ofiaruje.). I wiem, że zaraz będę mentalnie głaskać po głowie dzisiejszą mnie, która siedząc o 2 w nocy skrobie te głupoty. I ja to wiem zawsze, więc czemu zawsze tak trudno jest mi przetrwać ciągnące się latami godziny?
Tłukę swoje obłe ciało z kąta w kąt. Ktoś mi krzyczy do ucha, włączam czajnik, zapominam, piję wystygnięty wrzątek bez smaku. Obiecuje sobie, zatrzymuje się, nie mam do kogo gęby otworzyć. Śpiewam niemo, strzela mi w kościach, oglądam ludzi przez okno. Jest zimno, jest samotnie, jest niepewność.
Wynika ona z niewiadomej, którą jest jego pogląd na daną sprawę. Pogląd swój znam i modeluje w dłoniach w zależności od nastroju. Ciężko mi antycypować to spotkanie. (Nic się nie stanie.)
Śmieszny wir wydarzeń mnie wciągnął. A raczej ja wciągnęłam go w sobie. A teraz ze sztormem walczę i na pożegnanie się szykuje.
Jak tak sobie myślę nad możliwymi interpretacjami tego tekstu przez osoby, które myślą, że się domyślają... To nie, nie macie prawa wiedzieć o co chodzi.
I nie pozostaje mi nic, tylko czekać, czekać, czekać. Umysł swój w rozmowach rozwlekać i w miarę się pilnować, by znów się nie posypać.
Idę czajnik włączyć, by nie zapomnieć, idę sen zapisać, by się obudzić, idę myśli pozbierać, by nie oszaleć.
ps: u mnie wszystko dobrze :)
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
erotyk,
erotyka,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
tokłamstwo,
zeznania,
życie
środa, 16 listopada 2016
Pieprzona i nudna do zarzygania stabilność i małe zawirowania.
Kocham zmienność świata, te małe zawirowania w tej pieprzonej i nudnej do zarzygania stabilności. Sama je tworzę, Absolutem się stając i rzeczywistości formę nadając. Na zawsze pozostając na scenie.
,,wyczekuję momentu, w którym będę mogła spojrzeć na aktualne wydarzenia jak na przeszłość i wspomnienie." napisałam 13.10 w poprzedniej notce. I oto jestem. Jestem dokładnie w tym momencie. Tę kartę życia zamknęłam (jak nie podarłam i nie wyrzuciłam do śmietnika). I jak to zwykle bywa- nowe usilnie otworzyć próbuję, bo za chaosem tęsknie. Ale tym na zewnątrz, nie we mnie.
Zawsze myślę o swojej aktualnej nieświadomości i jest to piękna sprawa. Dziś nie wiem, ile znaków na niebie wskazuje mi moją przyszłość. Nie widzę składowych życia, bo dziś nie tworzą całości. Lecz przyjdzie czas i miejsce. Przyjdzie czas, mijające sekundy, rozpędzone do prędkości światła, przetną moje atomy w pół i komórki organizmu mego na nowe wymienią. Przyjdzie miejsce, atomy rozsmarują po czasoprzestrzeni barwę moich rumianych policzków, a energia pozostawiona w tyle wchłonie się w inną materię. A ja ''będę mogła spojrzeć na aktualne wydarzenia jak na przeszłość i wspomnienie". I znów, i znów, i znów. I tylko czytać będę moje stare słowa, i tylko oglądać będę moje stare rysunki, i tylko przypominać sobie stare sny w oparciu o dziennik. Pieprzona i nudna do zarzygania stabilność i małe zawirowania.
A co u mnie? Chyba bardziej niż zwykle przytłacza mnie to, co dzieje się za oknem. Ale czyż nie co roku wydaje nam się, że "tak jeszcze nie było"?
Kontynuacja: 15.11 (tamto u góry pisałam wczoraj, 14.11)
Wczoraj miękkość koca i ciekawość serialu mnie porwały. A dziś czas zajęły miliony stron kserówek. Praktycznie jest 16.11, dla mnie takowy dzień będzie jutro, gdy się obudzę.
U mnie w kółko to samo, tylko każda sytuacja inne ma imię i inne spazmy powoduje. Ale chyba dziś poczułam, jak wraca mi witalność, a jakiś zewnętrzny pesymizm przestaje mnie nawiedzać. Aktualnie nie jest ani dobrze, ani źle. I chyba taki stan rzeczy mi się podoba. Po prostu j e s t. A dopóki jest, to mogę sama wpływać na moje życie. I koło się zatacza- jestem Absolutem. Tylko czasami jest mi przykro, gdy widzę ile nienawiści jest w ludziach,
,,wyczekuję momentu, w którym będę mogła spojrzeć na aktualne wydarzenia jak na przeszłość i wspomnienie." napisałam 13.10 w poprzedniej notce. I oto jestem. Jestem dokładnie w tym momencie. Tę kartę życia zamknęłam (jak nie podarłam i nie wyrzuciłam do śmietnika). I jak to zwykle bywa- nowe usilnie otworzyć próbuję, bo za chaosem tęsknie. Ale tym na zewnątrz, nie we mnie.
Zawsze myślę o swojej aktualnej nieświadomości i jest to piękna sprawa. Dziś nie wiem, ile znaków na niebie wskazuje mi moją przyszłość. Nie widzę składowych życia, bo dziś nie tworzą całości. Lecz przyjdzie czas i miejsce. Przyjdzie czas, mijające sekundy, rozpędzone do prędkości światła, przetną moje atomy w pół i komórki organizmu mego na nowe wymienią. Przyjdzie miejsce, atomy rozsmarują po czasoprzestrzeni barwę moich rumianych policzków, a energia pozostawiona w tyle wchłonie się w inną materię. A ja ''będę mogła spojrzeć na aktualne wydarzenia jak na przeszłość i wspomnienie". I znów, i znów, i znów. I tylko czytać będę moje stare słowa, i tylko oglądać będę moje stare rysunki, i tylko przypominać sobie stare sny w oparciu o dziennik. Pieprzona i nudna do zarzygania stabilność i małe zawirowania.
A co u mnie? Chyba bardziej niż zwykle przytłacza mnie to, co dzieje się za oknem. Ale czyż nie co roku wydaje nam się, że "tak jeszcze nie było"?
Kontynuacja: 15.11 (tamto u góry pisałam wczoraj, 14.11)
Wczoraj miękkość koca i ciekawość serialu mnie porwały. A dziś czas zajęły miliony stron kserówek. Praktycznie jest 16.11, dla mnie takowy dzień będzie jutro, gdy się obudzę.
U mnie w kółko to samo, tylko każda sytuacja inne ma imię i inne spazmy powoduje. Ale chyba dziś poczułam, jak wraca mi witalność, a jakiś zewnętrzny pesymizm przestaje mnie nawiedzać. Aktualnie nie jest ani dobrze, ani źle. I chyba taki stan rzeczy mi się podoba. Po prostu j e s t. A dopóki jest, to mogę sama wpływać na moje życie. I koło się zatacza- jestem Absolutem. Tylko czasami jest mi przykro, gdy widzę ile nienawiści jest w ludziach,
Etykiety:
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
codzienność,
erotyk,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
zeznania,
życie
czwartek, 13 października 2016
Dlaczego wyczekuję poniedziałku i dlaczego ty się o tym nie dowiesz?
Dnia wczorajszego (13.10.16r.), w trakcie wykładu, na ostatniej stronie zeszytu napisałam:
,,Nasłuchuję. Uśmiecham się. Już wiem, co oznaczają te kroki i wyczekuję momentu, w którym poczuje dłonie fiksacji na swoich plecach. Eksplozję, chaos, zamęt. Niepohamowany, uroczy, dziewczęcy śmiech. Znów jestem Twoją Lolitą. Zauważ ten kontrast gdy patrzę w Twe oczy. Uchwyć tę chwilę, blask w tym spojrzeniu, który jest praktycznie jedyną drogą naszej komunikacji. Nim decyzję podejmie, ja się poddałam i znów na palcach stąpając po zimnej podłodze śpiewam cichutko ,,biodra ukołysz".
Ograniczenia atakują mnie z każdej strony. Przestrzeń docierająca do mojego narządu wzroku obrzydliwie przeistacza się w nicość, jej biel wypala źrenice, straciłam poczucie grawitacji i jakiejkolwiek stałości umysłowej, przestrzennej. Istnienia."
Ale dziś czytając ten tekst przewracam oczami. Ewoluuję w każdej sekundzie, zmienność myśli, szybkość ich przepływu.. To wszystko sprawia, że i ty.. ewoluujesz we mnie. W moich oczach. W moich dłoniach. Na zawołanie.
Jak zwykle nie wiem nic i jak zwykle wyczekuję momentu, w którym będę mogła spojrzeć na aktualne wydarzenia jak na przeszłość i wspomnienie. Ciekawe, jak wielkie mój umysł koła zatacza i jak bardzo dziwi się, gdy znów minie miejsce, z którego kilka lat temu zaczynał.
Wyczekuję, ale jednocześnie powstrzymuję swój kreatywny umysł od tworzenia scenariuszy, które doprowadzają mnie do euforii. I znów łapie się za głowę i głośno wzdycham.
"Przejdzie" powtarzam w głowię mantrę, nie tylko ja ją sobie do ucha wykrzyczałam. I to prawda. I jak zawsze w tym miejscu pojawiła się wątpliwość, więc i w tym miejscu wypadałoby zakończyć notkę.
Może coś się wyjaśni. W poniedziałek.
,,Nasłuchuję. Uśmiecham się. Już wiem, co oznaczają te kroki i wyczekuję momentu, w którym poczuje dłonie fiksacji na swoich plecach. Eksplozję, chaos, zamęt. Niepohamowany, uroczy, dziewczęcy śmiech. Znów jestem Twoją Lolitą. Zauważ ten kontrast gdy patrzę w Twe oczy. Uchwyć tę chwilę, blask w tym spojrzeniu, który jest praktycznie jedyną drogą naszej komunikacji. Nim decyzję podejmie, ja się poddałam i znów na palcach stąpając po zimnej podłodze śpiewam cichutko ,,biodra ukołysz".
Ograniczenia atakują mnie z każdej strony. Przestrzeń docierająca do mojego narządu wzroku obrzydliwie przeistacza się w nicość, jej biel wypala źrenice, straciłam poczucie grawitacji i jakiejkolwiek stałości umysłowej, przestrzennej. Istnienia."
Ale dziś czytając ten tekst przewracam oczami. Ewoluuję w każdej sekundzie, zmienność myśli, szybkość ich przepływu.. To wszystko sprawia, że i ty.. ewoluujesz we mnie. W moich oczach. W moich dłoniach. Na zawołanie.
Jak zwykle nie wiem nic i jak zwykle wyczekuję momentu, w którym będę mogła spojrzeć na aktualne wydarzenia jak na przeszłość i wspomnienie. Ciekawe, jak wielkie mój umysł koła zatacza i jak bardzo dziwi się, gdy znów minie miejsce, z którego kilka lat temu zaczynał.
Wyczekuję, ale jednocześnie powstrzymuję swój kreatywny umysł od tworzenia scenariuszy, które doprowadzają mnie do euforii. I znów łapie się za głowę i głośno wzdycham.
"Przejdzie" powtarzam w głowię mantrę, nie tylko ja ją sobie do ucha wykrzyczałam. I to prawda. I jak zawsze w tym miejscu pojawiła się wątpliwość, więc i w tym miejscu wypadałoby zakończyć notkę.
Może coś się wyjaśni. W poniedziałek.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
kościół,
liryka,
matrune,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania
piątek, 23 września 2016
Dlaczego nie mogę chodzić?
Porównać to można do wadliwej maszyny. Właściwie ciężko mówić tu o porównaniu... Jest to raczej nazywanie rzeczy po imieniu. Wadliwa maszyna. Oto ja.
Nie uważam, abym użyła tu dramatycznej hiperboli, przecież to nic strasznego. Każdy z nas ma wady w swoim organizmie, mniejsze lub większe. Moja niestety ma przewlekłe, chroniczne i wrodzone. Pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami i niespiesznie podnosić się z łóżka.
Dzień zaczynam melodyjnym hałasem, inaczej pustkę wypełnia dudnienie krwi w moich skroniach, co nie tyle irytuje, co wręcz uniemożliwia czynności. Dobrze więc, dudnienia nie słychać, jedynie czuć, czuć boleśnie, ale udaję, że to od porannej gimnastyki. I nie pijam kawy z rana. Teraz już wiem dlaczego. Mądry, wadliwy twór.
W ostatnim czasie przemęczenie pożera moje dolne kończyny, co w czasie wolnym przykuwa mnie do łóżka. Nie ma w nim ani dudnienia, ani gwoździ wbijanych w moją calcaneus, więc kocham je i trwam w nim jak długo się da. Niestety moja niemożność chodzenia jest tym większa, im dłużej w nim trwam. Po dłuższym czasie spoczynku próba wstania jest niebywale wyczerpująca i kłopotliwa. I czemuż, moje serduszko biedne, tak szalejesz? Nie ma się gdzie spieszyć. Chyba.
Dość o tym. Ale właściwie w tym momencie nie mam potrzeby pisania o czymkolwiek. Ani rozmawiania z kimkolwiek. Mogłabym pisać o ostatnich dniach pracy, czekającej mnie niedługo przeprowadzce i wyzwaniach nowego roku akademickiego. Mogłabym pisać o tym tak, że nikt nie zorientowałby się o czym jest tekst i każdy czytający nadałby mu swoją własną, wyjątkową interpretacje, która zapewne okropnie mija się z prawdą. Tak jak w przypadku oceny nastroju moich notek, które oceniacie na smutne lub wrogie. Mogłabym, ale chyba nie mam ochoty na zabawę.
W myślach przestawiam meble i szuram nogami. Układam kwiatki na parapecie i tańcze, myśląc o tym, jak członkowie mojego ulubionego ostatnimi czasy zespołu tragicznie zginęli nieco ponad pół roku temu. Szkoda, bo zapowiadała się piękna kariera.
Kończę, bo już plotę bezsensowne rzeczy.
A na co to komu, komu to potrzebne.
Nie uważam, abym użyła tu dramatycznej hiperboli, przecież to nic strasznego. Każdy z nas ma wady w swoim organizmie, mniejsze lub większe. Moja niestety ma przewlekłe, chroniczne i wrodzone. Pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami i niespiesznie podnosić się z łóżka.
Dzień zaczynam melodyjnym hałasem, inaczej pustkę wypełnia dudnienie krwi w moich skroniach, co nie tyle irytuje, co wręcz uniemożliwia czynności. Dobrze więc, dudnienia nie słychać, jedynie czuć, czuć boleśnie, ale udaję, że to od porannej gimnastyki. I nie pijam kawy z rana. Teraz już wiem dlaczego. Mądry, wadliwy twór.
W ostatnim czasie przemęczenie pożera moje dolne kończyny, co w czasie wolnym przykuwa mnie do łóżka. Nie ma w nim ani dudnienia, ani gwoździ wbijanych w moją calcaneus, więc kocham je i trwam w nim jak długo się da. Niestety moja niemożność chodzenia jest tym większa, im dłużej w nim trwam. Po dłuższym czasie spoczynku próba wstania jest niebywale wyczerpująca i kłopotliwa. I czemuż, moje serduszko biedne, tak szalejesz? Nie ma się gdzie spieszyć. Chyba.
Dość o tym. Ale właściwie w tym momencie nie mam potrzeby pisania o czymkolwiek. Ani rozmawiania z kimkolwiek. Mogłabym pisać o ostatnich dniach pracy, czekającej mnie niedługo przeprowadzce i wyzwaniach nowego roku akademickiego. Mogłabym pisać o tym tak, że nikt nie zorientowałby się o czym jest tekst i każdy czytający nadałby mu swoją własną, wyjątkową interpretacje, która zapewne okropnie mija się z prawdą. Tak jak w przypadku oceny nastroju moich notek, które oceniacie na smutne lub wrogie. Mogłabym, ale chyba nie mam ochoty na zabawę.
W myślach przestawiam meble i szuram nogami. Układam kwiatki na parapecie i tańcze, myśląc o tym, jak członkowie mojego ulubionego ostatnimi czasy zespołu tragicznie zginęli nieco ponad pół roku temu. Szkoda, bo zapowiadała się piękna kariera.
Kończę, bo już plotę bezsensowne rzeczy.
A na co to komu, komu to potrzebne.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
codzienność,
erotyk,
festiwal,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
wyznania
sobota, 13 sierpnia 2016
Ostatnio dużo płaczę. Jednak z innych powodów niż dotychczas.
Ostatnio dużo płaczę. Jednak z innych powodów niż dotychczas. To znaczy i ten powód zdarzał się w przeszłości, jednak stanowił znaczną mniejszość.
Wzruszam się. W zachwycie i zachłyśnięciu światem czuje się, jak w psychozie, bo tak rozczulam się nad rzeczywistością. Odkrywam jej piękno, odkrywam jej duszę, której zawsze się bałam, a okazuje się, że jest najpiękniejszym, co może nas wewnętrznie dotknąć. Czuję bicie serca naszej planety, współgram z nim, tańczę w jego rytm i pozwalam się ponieść. Zaufałam i wiem, że niesie mnie ono jedynie w jeszcze piękniejsze krainy, które kiedyś zabarykadowane były przez dziwaczne twory mojej wyobraźni. Cieszę się i rozrywam łańcuch przeszłości, który przez kilka lat rdzewiał na mojej kostce i wyżerał mi tkankę. Nie wspomnę już o tym, że sama zaczęłam go na siebie wciskać, a Fortuna zrobiła swoje. Ignoruje fałszywe alarmy dochodzące z wnętrza mojego ciała. W tym momencie mam przyśpieszony puls i trochę się trzęsę, ale nie pozwalam sobie na rozdrabnianie każdego drżenia na poszczególne emocje, odczucia i myśli. Nie karmię moich wewnętrznych strachów. Świadomość irracjonalności niektórych odczuć pozwala mi karmić się jedynie szczęściem.
Czasem mocno się dziwię, gdy ktoś z moich znajomych po przeczytaniu jakiejś mojej notki pisze do mnie czemu jestem smutna. Zawsze pytam, skąd taki wniosek a oni opisują mi moją notkę w czarnych barwach. Kilkukrotnie okazało się, że mówili o wpisach, które obrazowały spokój i szczęście. I zaskakujące było to, że przecież mnie znają, a tak źle odbierają moje słowa. Czasem problemem też jest to, że niektórym wydaje się, że moje teksty zawsze odwzorowują mój emocjonalny stan. Często jest po prostu tak, że biorę jakąś pojedynczą emocję, wydarzenie lub osobę i piszę. Bez planowania, bez przemyślenia, po prostu słowa zalewają klawiaturę. I czasem pojawia się rozbieżność między opisywanym obiektem a moim wewnętrznym stanem, jednak nie wszyscy o tym wiedzą, lub po prostu o tym nie myślą.
Chciałabym móc obiektywnie przeczytać moje teksty, nie wiedząc o czym są i sprawdzić jak bym je odebrała i jakbym opisała osobę piszącą. Wszystkie próby zrobienia tego są jednak bezsensowne, naleciałości "Martyny G." zawsze spowodują mocno subiektywne odbieranie tekstu, niezależnie jakbym się nie starała. Jednak z opinii znajomych wychodzi na to, że nawet gdy piszę o szczęściu brzmi to ponuro. Może przyzwyczaili się do mojej mrocznej strony, która często dochodziła do głosu.
Od dłuższego czasu czuję się szczęśliwa. To nie oznacza, że nie mam dni, w których czuje się jakby mój mózg został zmiażdżony przez demony. (Eh, czemu po polsku tak wiele tekstów brzmi pompatycznie..). To oznacza, że mój poziom "normalnego nastoju" plasuje się coraz wyżej na dwudziestostopniowej skali nastroju, którą sama sobie wymyśliłam. Antecedentny oscylował w okolicach -4, aktualnie jest to około +5/6, więc.. nic, tylko celebrować :)
Od ponad miesiąca mocno skupiam się na snach. Codziennie po przebudzeniu, jeszcze z wpół otwartymi oczami bazgram w różowym zeszyciku wszystko, co pamiętam z nocnych podróży. Cudna sprawa, zauważam powtarzające się schematy, osoby, wydarzenia. Widzę, co mi w głowie tańczy, co mnie martwi, co cieszy. Moja głowa kreuje przepiękne, abstrakcyjne sny. Zawsze jest w nich tłum ludzi. Są to ludzie których napotkałam na drodze swojego życia, często nie widziałam ich w rzeczywistości od ładnych kilku lat. Trochę za mało w snach latania, bo to lubię w nich robić najbardziej. W świadome sny już się nie bawię, bo po kilku sesjach chodzisz jak zombie. To fakt, utrzymywanie się tak długo w fazie REM bez wchodzenia w N-REM nie pozwala na wypoczynek. Ale póki mam czas to może chociaż spróbuje :)
Wzruszam się. W zachwycie i zachłyśnięciu światem czuje się, jak w psychozie, bo tak rozczulam się nad rzeczywistością. Odkrywam jej piękno, odkrywam jej duszę, której zawsze się bałam, a okazuje się, że jest najpiękniejszym, co może nas wewnętrznie dotknąć. Czuję bicie serca naszej planety, współgram z nim, tańczę w jego rytm i pozwalam się ponieść. Zaufałam i wiem, że niesie mnie ono jedynie w jeszcze piękniejsze krainy, które kiedyś zabarykadowane były przez dziwaczne twory mojej wyobraźni. Cieszę się i rozrywam łańcuch przeszłości, który przez kilka lat rdzewiał na mojej kostce i wyżerał mi tkankę. Nie wspomnę już o tym, że sama zaczęłam go na siebie wciskać, a Fortuna zrobiła swoje. Ignoruje fałszywe alarmy dochodzące z wnętrza mojego ciała. W tym momencie mam przyśpieszony puls i trochę się trzęsę, ale nie pozwalam sobie na rozdrabnianie każdego drżenia na poszczególne emocje, odczucia i myśli. Nie karmię moich wewnętrznych strachów. Świadomość irracjonalności niektórych odczuć pozwala mi karmić się jedynie szczęściem.
Czasem mocno się dziwię, gdy ktoś z moich znajomych po przeczytaniu jakiejś mojej notki pisze do mnie czemu jestem smutna. Zawsze pytam, skąd taki wniosek a oni opisują mi moją notkę w czarnych barwach. Kilkukrotnie okazało się, że mówili o wpisach, które obrazowały spokój i szczęście. I zaskakujące było to, że przecież mnie znają, a tak źle odbierają moje słowa. Czasem problemem też jest to, że niektórym wydaje się, że moje teksty zawsze odwzorowują mój emocjonalny stan. Często jest po prostu tak, że biorę jakąś pojedynczą emocję, wydarzenie lub osobę i piszę. Bez planowania, bez przemyślenia, po prostu słowa zalewają klawiaturę. I czasem pojawia się rozbieżność między opisywanym obiektem a moim wewnętrznym stanem, jednak nie wszyscy o tym wiedzą, lub po prostu o tym nie myślą.
Chciałabym móc obiektywnie przeczytać moje teksty, nie wiedząc o czym są i sprawdzić jak bym je odebrała i jakbym opisała osobę piszącą. Wszystkie próby zrobienia tego są jednak bezsensowne, naleciałości "Martyny G." zawsze spowodują mocno subiektywne odbieranie tekstu, niezależnie jakbym się nie starała. Jednak z opinii znajomych wychodzi na to, że nawet gdy piszę o szczęściu brzmi to ponuro. Może przyzwyczaili się do mojej mrocznej strony, która często dochodziła do głosu.
Od dłuższego czasu czuję się szczęśliwa. To nie oznacza, że nie mam dni, w których czuje się jakby mój mózg został zmiażdżony przez demony. (Eh, czemu po polsku tak wiele tekstów brzmi pompatycznie..). To oznacza, że mój poziom "normalnego nastoju" plasuje się coraz wyżej na dwudziestostopniowej skali nastroju, którą sama sobie wymyśliłam. Antecedentny oscylował w okolicach -4, aktualnie jest to około +5/6, więc.. nic, tylko celebrować :)
Od ponad miesiąca mocno skupiam się na snach. Codziennie po przebudzeniu, jeszcze z wpół otwartymi oczami bazgram w różowym zeszyciku wszystko, co pamiętam z nocnych podróży. Cudna sprawa, zauważam powtarzające się schematy, osoby, wydarzenia. Widzę, co mi w głowie tańczy, co mnie martwi, co cieszy. Moja głowa kreuje przepiękne, abstrakcyjne sny. Zawsze jest w nich tłum ludzi. Są to ludzie których napotkałam na drodze swojego życia, często nie widziałam ich w rzeczywistości od ładnych kilku lat. Trochę za mało w snach latania, bo to lubię w nich robić najbardziej. W świadome sny już się nie bawię, bo po kilku sesjach chodzisz jak zombie. To fakt, utrzymywanie się tak długo w fazie REM bez wchodzenia w N-REM nie pozwala na wypoczynek. Ale póki mam czas to może chociaż spróbuje :)
Mam ochotę dać podpis "Mother nature vs. capitalism" ale nie jestem tak nawiedzona jak Serj Tankian, haha.
miło jest.
Etykiety:
akt,
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
erotyk,
festiwal,
katolik,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
poniedziałek, 18 lipca 2016
Woodstock 2016, czyli jak zachłysnęłam się światem
ciężko jest mi zacząć tą notkę, bo myśli roją mi się w głowie ilością nieskończoną, a każda z tych myśli przywodzi zupełnie inną gamę emocji w najmniejsze zakątki mojego ciała.
Przeżyłam najcudowniejsze dni w moim życiu. Był to mój trzeci Woodstock i pobił on wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w ciągu 20lat, które żyję. Czułam, jakby cały wyjazd był jednym, spełniającym się marzeniem, na które czekałam całe życie. Przeszłam ogromną przemianę umysłową na dość krótki czas przed wyjazdem i ta przemiana sprawiła, że wynoszę go na piedestał boskości.
Na wstępie opowiem o naszych przeżyciach, następnie przejdę do kwestii organizacyjnych i coś tam coś tam.
Wybraliśmy się w trzy osoby. Wyjazd około 23, przyjazd w okolicach 5 nad ranem. W samym Kostrzynie przywitał nas deszcz, który w początkowej fazie mżawki nie był złowrogi. Jednak na mżawce nie poprzestało i zaczęła się ulewa. Wskoczyliśmy do namiotu w którym spędziliśmy następne 8h (4h śpiąc po podróży).
Po 5h w namiocie ściany zaczęły przeciekać, po 8h padało już w środku. Deszcz padał nieprzerwanie 13h wielkimi, obrzydliwie mokrymi, zimnymi kroplami. więc dreptałam w moich mokrych czerwonych trampkach i wznosząc ręce do nieba krzyczałam "no przecież 'we crowned the sun'!", ale Bóg Słońca był dla nas surowy tego dnia. Drepcząc w przemoczonych butach po polu próbowaliśmy nie wpaść w kałuże sięgające do połowy łydek, choć niestety czasem i w takich się zanurzaliśmy. Błoto było wszędzie (niektórym sprawiało to wielką frajdę). Pierwszy dzień spędziliśmy jeżdżąc po Kostrzynie w poszukiwaniu kaloszy i kupując worki na śmieci, które służyły za peleryny. Na drzwiach sklepów powywieszane były kartki "KALOSZY BRAK", które doprowadzały mnie do płaczu i śmiechu jednocześnie. Sytuacja zmusiła mnie do opracowania sposobu wiązania worków na śmieci na butach w taki sposób, aby ochronić przez zmoknięciem stopę i buty oraz zapewnić sobie ochronę przed błotem. Poniżej macie wynik kombinowania z workami. Udało mi się zrobić nieprzemakalne i wielowarstwowe na podeszwie ochraniacze, które wytrzymywały ~6h łażenia po piachu, błocie i asfalcie :D
Ostatecznie spakowaliśmy się i mokry namiot z rzeczami wrzuciliśmy do auta, w którym spędziliśmy cały wyjazd. I tak zostaliśmy w dwójkę- Mateusz i ja.
Przed wyjazdem obczailiśmy mniej więcej każdy z zespołów który zagra, oceniając je w skali od 1-3, gdzie 3 oznacza "muszę na to iść". (BMTH dostało 50 ^^ ) Rozpisaliśmy sobie cały harmonogram imprez. Wędrowaliśmy kilometrami między scenami, głównie trzeźwym, radosnym i tanecznym krokiem. Odkrywaliśmy cudowne muzyczne światy, o których wcześniej zbytnio nie mieliśmy pojęcia. M.in. ogromnym i mega pozytywnym zaskoczeniem był zespół Nine Treasures. ( https://www.youtube.com/watch?v=MIrE6S5B5co ) Tłum się bawił, ludzie skandowali chińskie słowa i było cudownie. Jedna z największych zabaw była na Enej.
( https://www.youtube.com/watch?v=SOsU9JlMQJw )Można nie słuchać takiej muzyki na codzień (jak ja), ale to co chłopaki robią na scenie jest roz-pier-do-lem. Na żywo brzmią genialnie, wokalista brzmi identycznie jak na nagraniach, zespół klasa sama w sobie. Trąbki, saksofony, akordeon brzmiały CUDOWNIE. A dodatkowo większość tłumu znała tekst więc wszyscy bawili się, tańczyli i śpiewali. Wybawiłam się za wszystkie czasy, drąc gębe i tańcując jak szalona. Ledwo wracałam do domu (auta :D ) bo tak bolały mnie nogi.
Trzeciego dnia był upał. Bóg Słońce jednak mnie kocha. Kocha mnie aż tak, że spalił mi ramiona. Ale ja się na niego nie gniewam :)
Tego dnia wyczekiwaliśmy na BMTH. Chodząc na różne koncerty mieliśmy głównie ich w głowie i podśpiewywaliśmy sobie teksty pod nosem. Niestety w internecie nie ma filmiku z tego koncertu (nagranego w profesjonalny sposób), ale jeśli będzie, to go tu wrzucę.
Tak wyglądaliśmy przed najbardziej wyczekiwanym przez nas koncertem- Bring me the horizon
Wstawię tu pare fotek z koncertu. (fot.Szymon Aksienionek, Anna Migda, Dominika Rutkowska )
^największy przystojniak Woodstocku2016 (zaraz po Matim, oczywiście :3 )
Ich koncert był szczytowym momentem festiwalu, jeżeli chodzi o emocje. Czułam jednocześnie ludzi obijających się z każdej strony, ból na biednych, skaczących stópkach, pot na ciele, ciarki i dreszcze przeszywające mnie bez przerwy, (były tak intensywne jakby całą powierzchnie mnie nękały miliony dłoni, a nie zwykła gęsia skórka), ból w krzyczącym gardle, głośną muzykę w uszach, ból mięśni twarzy od śpiewania i cieszenia się.. i przede wszystkim ogromną radość, miłość, spełnienie.
Ogólnie podczas trwania festiwalu niejednokrotnie w moich oczach pojawiały się łzy. Wzruszałam się tyloma rzeczami, wszystko było przepiękne- widoki, muzyka, ludzie, emocje, uśmiechy, rośliny.. Zachłysnęłam się światem wielokrotnie w ciągu tych 3 dni i rozpływałam się w uczuciu wszechogarniającego szczęścia. Te 3 dni były najlepszymi w moim życiu.
Ogólnie bardzo chciałabym wspomnieć o kwestii organizacji. Zwiększona ilość policji, ochrony, patrolu (pomimo swojej problematyczności finansowej), wyszła na dobre. W tym roku było tak bezpiecznie i spokojnie, że zastanawiałam się co się stało z tymi wszystkimi ludźmi, którzy zawsze robili na Woodstocku rozpierdol. Nie widziałam żadnych strasznych sytuacji, nie widziałam pijanych ludzi leżących nieprzytomnych na drodze, nie widziałam zarzyganych ludzi pod kiblami. Uważam że świetnym rozwiązaniem jest zakaz picia alkoholu pod sceną. My wypijaliśmy piwa przed koncertami, a pod sceną bawiliśmy się bez niego. I to jest super, bo nie ma tak dużego ryzyka dostania w głowę puszką od piwa czy zostania oblanym. No i puste puszki nie plątały się pod nogami. Policjanci byli przemili, pomocni i mili. Pokojowy patrol zawsze służył pomocą i wywiązywał się ze swoich obowiązków. Nawet Toi Toie były w tym roku czystsze! :D
Jestem pod ogromnym wrażeniem funkcjonowania tak ogromnego festiwalu, wszystko po prostu DZIAŁA. Miałam wrażenie że w związku z polityczną syt. dot. Woodstocku ludzie się ze sobą zjednoczyli. To było zresztą słychać gdy ze scen leciały hasła komentujące tą sytuacje ;)
Mam nadzieję, że nie odbiorą nam tego festiwalu. Jeśli tylko za rok się odbędzie- pakujemy się i ruszamy, po kolejne, cudowne wspomnienia :)
PS: śmieszna rzecz: kiedy myślisz, że widzisz byłą swojego faceta, a to facet w sukience w kwiatki ^^
Dużo dał mi ten wyjazd, poukładałam sobie w głowie kilka spraw, które męczyły mnie od jakiegoś czasu. Wyciągnęłam z nich to, co najlepsze i zostawiłam niezaczęte historie. Odpoczęłam i zregenerowałam się. I rok studiów za mną, zakończony ze średnią 4,7. Teraz czas na wakacje. Woodstock to idealne ich rozpoczęcie, które już teraz dało mi ogromny relaks umysłowy.
Przeżyłam najcudowniejsze dni w moim życiu. Był to mój trzeci Woodstock i pobił on wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w ciągu 20lat, które żyję. Czułam, jakby cały wyjazd był jednym, spełniającym się marzeniem, na które czekałam całe życie. Przeszłam ogromną przemianę umysłową na dość krótki czas przed wyjazdem i ta przemiana sprawiła, że wynoszę go na piedestał boskości.
Na wstępie opowiem o naszych przeżyciach, następnie przejdę do kwestii organizacyjnych i coś tam coś tam.
Wybraliśmy się w trzy osoby. Wyjazd około 23, przyjazd w okolicach 5 nad ranem. W samym Kostrzynie przywitał nas deszcz, który w początkowej fazie mżawki nie był złowrogi. Jednak na mżawce nie poprzestało i zaczęła się ulewa. Wskoczyliśmy do namiotu w którym spędziliśmy następne 8h (4h śpiąc po podróży).
Po 5h w namiocie ściany zaczęły przeciekać, po 8h padało już w środku. Deszcz padał nieprzerwanie 13h wielkimi, obrzydliwie mokrymi, zimnymi kroplami. więc dreptałam w moich mokrych czerwonych trampkach i wznosząc ręce do nieba krzyczałam "no przecież 'we crowned the sun'!", ale Bóg Słońca był dla nas surowy tego dnia. Drepcząc w przemoczonych butach po polu próbowaliśmy nie wpaść w kałuże sięgające do połowy łydek, choć niestety czasem i w takich się zanurzaliśmy. Błoto było wszędzie (niektórym sprawiało to wielką frajdę). Pierwszy dzień spędziliśmy jeżdżąc po Kostrzynie w poszukiwaniu kaloszy i kupując worki na śmieci, które służyły za peleryny. Na drzwiach sklepów powywieszane były kartki "KALOSZY BRAK", które doprowadzały mnie do płaczu i śmiechu jednocześnie. Sytuacja zmusiła mnie do opracowania sposobu wiązania worków na śmieci na butach w taki sposób, aby ochronić przez zmoknięciem stopę i buty oraz zapewnić sobie ochronę przed błotem. Poniżej macie wynik kombinowania z workami. Udało mi się zrobić nieprzemakalne i wielowarstwowe na podeszwie ochraniacze, które wytrzymywały ~6h łażenia po piachu, błocie i asfalcie :D
Przed wyjazdem obczailiśmy mniej więcej każdy z zespołów który zagra, oceniając je w skali od 1-3, gdzie 3 oznacza "muszę na to iść". (BMTH dostało 50 ^^ ) Rozpisaliśmy sobie cały harmonogram imprez. Wędrowaliśmy kilometrami między scenami, głównie trzeźwym, radosnym i tanecznym krokiem. Odkrywaliśmy cudowne muzyczne światy, o których wcześniej zbytnio nie mieliśmy pojęcia. M.in. ogromnym i mega pozytywnym zaskoczeniem był zespół Nine Treasures. ( https://www.youtube.com/watch?v=MIrE6S5B5co ) Tłum się bawił, ludzie skandowali chińskie słowa i było cudownie. Jedna z największych zabaw była na Enej.
( https://www.youtube.com/watch?v=SOsU9JlMQJw )Można nie słuchać takiej muzyki na codzień (jak ja), ale to co chłopaki robią na scenie jest roz-pier-do-lem. Na żywo brzmią genialnie, wokalista brzmi identycznie jak na nagraniach, zespół klasa sama w sobie. Trąbki, saksofony, akordeon brzmiały CUDOWNIE. A dodatkowo większość tłumu znała tekst więc wszyscy bawili się, tańczyli i śpiewali. Wybawiłam się za wszystkie czasy, drąc gębe i tańcując jak szalona. Ledwo wracałam do domu (auta :D ) bo tak bolały mnie nogi.
Trzeciego dnia był upał. Bóg Słońce jednak mnie kocha. Kocha mnie aż tak, że spalił mi ramiona. Ale ja się na niego nie gniewam :)
Tego dnia wyczekiwaliśmy na BMTH. Chodząc na różne koncerty mieliśmy głównie ich w głowie i podśpiewywaliśmy sobie teksty pod nosem. Niestety w internecie nie ma filmiku z tego koncertu (nagranego w profesjonalny sposób), ale jeśli będzie, to go tu wrzucę.
Tak wyglądaliśmy przed najbardziej wyczekiwanym przez nas koncertem- Bring me the horizon
Wstawię tu pare fotek z koncertu. (fot.Szymon Aksienionek, Anna Migda, Dominika Rutkowska )
^największy przystojniak Woodstocku2016 (zaraz po Matim, oczywiście :3 )
Ich koncert był szczytowym momentem festiwalu, jeżeli chodzi o emocje. Czułam jednocześnie ludzi obijających się z każdej strony, ból na biednych, skaczących stópkach, pot na ciele, ciarki i dreszcze przeszywające mnie bez przerwy, (były tak intensywne jakby całą powierzchnie mnie nękały miliony dłoni, a nie zwykła gęsia skórka), ból w krzyczącym gardle, głośną muzykę w uszach, ból mięśni twarzy od śpiewania i cieszenia się.. i przede wszystkim ogromną radość, miłość, spełnienie.
Ogólnie podczas trwania festiwalu niejednokrotnie w moich oczach pojawiały się łzy. Wzruszałam się tyloma rzeczami, wszystko było przepiękne- widoki, muzyka, ludzie, emocje, uśmiechy, rośliny.. Zachłysnęłam się światem wielokrotnie w ciągu tych 3 dni i rozpływałam się w uczuciu wszechogarniającego szczęścia. Te 3 dni były najlepszymi w moim życiu.
Ogólnie bardzo chciałabym wspomnieć o kwestii organizacji. Zwiększona ilość policji, ochrony, patrolu (pomimo swojej problematyczności finansowej), wyszła na dobre. W tym roku było tak bezpiecznie i spokojnie, że zastanawiałam się co się stało z tymi wszystkimi ludźmi, którzy zawsze robili na Woodstocku rozpierdol. Nie widziałam żadnych strasznych sytuacji, nie widziałam pijanych ludzi leżących nieprzytomnych na drodze, nie widziałam zarzyganych ludzi pod kiblami. Uważam że świetnym rozwiązaniem jest zakaz picia alkoholu pod sceną. My wypijaliśmy piwa przed koncertami, a pod sceną bawiliśmy się bez niego. I to jest super, bo nie ma tak dużego ryzyka dostania w głowę puszką od piwa czy zostania oblanym. No i puste puszki nie plątały się pod nogami. Policjanci byli przemili, pomocni i mili. Pokojowy patrol zawsze służył pomocą i wywiązywał się ze swoich obowiązków. Nawet Toi Toie były w tym roku czystsze! :D
Jestem pod ogromnym wrażeniem funkcjonowania tak ogromnego festiwalu, wszystko po prostu DZIAŁA. Miałam wrażenie że w związku z polityczną syt. dot. Woodstocku ludzie się ze sobą zjednoczyli. To było zresztą słychać gdy ze scen leciały hasła komentujące tą sytuacje ;)
Mam nadzieję, że nie odbiorą nam tego festiwalu. Jeśli tylko za rok się odbędzie- pakujemy się i ruszamy, po kolejne, cudowne wspomnienia :)
PS: śmieszna rzecz: kiedy myślisz, że widzisz byłą swojego faceta, a to facet w sukience w kwiatki ^^
Dużo dał mi ten wyjazd, poukładałam sobie w głowie kilka spraw, które męczyły mnie od jakiegoś czasu. Wyciągnęłam z nich to, co najlepsze i zostawiłam niezaczęte historie. Odpoczęłam i zregenerowałam się. I rok studiów za mną, zakończony ze średnią 4,7. Teraz czas na wakacje. Woodstock to idealne ich rozpoczęcie, które już teraz dało mi ogromny relaks umysłowy.
Nie sądziłam, że będę czuć to tak głęboko i mówić o tym tak pewnie ale-
kocham ludzi. kocham świat. kocham żyć.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
erotyka,
festiwal,
katolik,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
woodstock,
woodstock16,
woodstock2016,
życie
sobota, 9 lipca 2016
To zawsze jest trochę niepokojące.
Wczoraj około 14:50 przyszedł mi do głowy wstęp notki. Coś o tym, że serce mi ciąży, tłumi, dobija. Dziś już tego nie pamiętam, więc notkę zacznę inaczej, a ten tekst potraktujcie jako wtrącenie.
Dzień wyprowadzki zbliża się wielkimi krokami. Depcze mi głowę, kończyny bezsilne i umysł, do granic możliwości słońcem rozpalony. Paradoksalnie stres z tym związany odczuwałam silniej kilka dni temu, niż dzisiaj. A może był to skumulowany stres, związany też z ostatnim egzaminem sesji, który pisałam w piątek. A 13.07 czeka mnie wyjazd na Woodstock. Oby w tym roku mi nic nie ukradli.
Zainspirowałam się. A raczej zostałam zainspirowana. W jasnych barwach widzę projekt, o którym już tu pisałam. Można by rzec, że jestem wręcz podniecona- ,,permanentna erekcja intelektualna".
Uspokaja się we mnie to, co zawsze musi niespodziewanie się budzić. I robi to zdecydowanie zbyt często. I zawsze jest obawa o to, że nie zaśnie, tak jak i ja nie zasypiam. Jednak koniec końców oddaje się w objęcia Morfeusza, a ono.. umiera (by odrodzić się za kilka tygodni lub miesięcy).
Kolejny paradoks. Ale mogłam się tego spodziewać. Fiksacje i lokowanie. Nic nowego. A paradoksem jest stosunek czasu do intensywności emocji.
Wzdycham głośno i jestem trochę smutna. Ale jest zdrowiej. A to zawsze jest dobre.
***
Jest to przestrzeń wypełniona światłem.. Czyste dobro, choć nie utopijne, a rzeczywiste, pozbawione fałszu. Dotkliwe- tak bym je określiła. Dotkliwe dobro przepełniające ciała. Szklana kula, która otacza to wszystko.. Szklana kula, ale bez śniegu w środku. Szklana kula wypełniona słońcem. I nie musisz nią potrząsać. To ona potrząsa Tobą wewnętrznie, wypuszczając Cię pełnego drżenia i radości. Przynajmniej w moim przypadku tak było. Chciałabym tańczyć i wirować, móc płynąć i się otwierać. To cudowne. Tańczyłam, choć moje ciało się nie poruszało. Wręcz w zbyt długim zastoju byłam i jak zawsze noga na nodze oparta zostawiła ślad. I jak zawsze padło o to pytanie. Myślę i to powoduje że znów mnie przepełnia fuzja emocji. I wzdycham, i wzdycham, i wzdycham..
Mam dziwnie miłe przeczucia. To zawsze jest trochę niepokojące.
Dzień wyprowadzki zbliża się wielkimi krokami. Depcze mi głowę, kończyny bezsilne i umysł, do granic możliwości słońcem rozpalony. Paradoksalnie stres z tym związany odczuwałam silniej kilka dni temu, niż dzisiaj. A może był to skumulowany stres, związany też z ostatnim egzaminem sesji, który pisałam w piątek. A 13.07 czeka mnie wyjazd na Woodstock. Oby w tym roku mi nic nie ukradli.
Zainspirowałam się. A raczej zostałam zainspirowana. W jasnych barwach widzę projekt, o którym już tu pisałam. Można by rzec, że jestem wręcz podniecona- ,,permanentna erekcja intelektualna".
Uspokaja się we mnie to, co zawsze musi niespodziewanie się budzić. I robi to zdecydowanie zbyt często. I zawsze jest obawa o to, że nie zaśnie, tak jak i ja nie zasypiam. Jednak koniec końców oddaje się w objęcia Morfeusza, a ono.. umiera (by odrodzić się za kilka tygodni lub miesięcy).
Kolejny paradoks. Ale mogłam się tego spodziewać. Fiksacje i lokowanie. Nic nowego. A paradoksem jest stosunek czasu do intensywności emocji.
Wzdycham głośno i jestem trochę smutna. Ale jest zdrowiej. A to zawsze jest dobre.
***
Jest to przestrzeń wypełniona światłem.. Czyste dobro, choć nie utopijne, a rzeczywiste, pozbawione fałszu. Dotkliwe- tak bym je określiła. Dotkliwe dobro przepełniające ciała. Szklana kula, która otacza to wszystko.. Szklana kula, ale bez śniegu w środku. Szklana kula wypełniona słońcem. I nie musisz nią potrząsać. To ona potrząsa Tobą wewnętrznie, wypuszczając Cię pełnego drżenia i radości. Przynajmniej w moim przypadku tak było. Chciałabym tańczyć i wirować, móc płynąć i się otwierać. To cudowne. Tańczyłam, choć moje ciało się nie poruszało. Wręcz w zbyt długim zastoju byłam i jak zawsze noga na nodze oparta zostawiła ślad. I jak zawsze padło o to pytanie. Myślę i to powoduje że znów mnie przepełnia fuzja emocji. I wzdycham, i wzdycham, i wzdycham..
Mam dziwnie miłe przeczucia. To zawsze jest trochę niepokojące.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
erotyk,
festiwal,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
woodstock,
życie
czwartek, 30 czerwca 2016
Krótko o smutku i jego źródłach. I o braku słońca też.
Brak snów, brak słów na to, by opisać to wszystko; choć podświadomie i tak się przewija, werbalizowany również bywa- czy wie? Czy się domyśla?
Umieram w tańcu, wpełzam z powrotem do próżni, po drodze zachwycając się naturą. Nie siedziałam całego dnia pod murem. Spaliłam swoje kości pieszą podróżą. I zwłoki swoje na pościeli wyłożyłam. I czekam, choć sama nie wiem na co. I mam nadzieję, choć sama nie wiem po co. Nieuniknioność kolei spraw wykolejonych przyprawia źrenice moje o ciasnotę. I łzy.Oblej słońcem moją twarz.
Fortuno, oddaj mi ster (przez pomyłkę napisałam "stres", hmm).
tak więc --> oddaj mi ster. Choć znając moją osóbkę dążyć będę do zwielokrotnienia okoliczności, szans, przypadków (tak, tych przypadków, co mnie tak zaskakują).
I ja nie wiem, nic nie wiem, nie wiem, w głowie mi się przewraca świat, chaotycznie prowadzę wewnętrzną narrację.
Wizja wyprowadzki stała się jeszcze bardziej przerażająca. I przygnębiająca.
Wkleiłabym wam tu deszczyk, co mi dudni w balkon, ale się nie da :c
Chciałabym móc komuś w pełni opowiedzieć co siedzi we mnie.
Tak po ludzku:
*jeszcze 8dni i koniec sesji (...yay)
*brak snu(ej, śpie po 3h dziennie, nie jest źle! ;_; ), zaskakujące pytania na dzisiejszym egzaminie oraz sytuacja opisywana w tej notce przyczynia się do mojego dzisiejszego złego poczucia :<
* +7tyś wyświetleń! :3
Umieram w tańcu, wpełzam z powrotem do próżni, po drodze zachwycając się naturą. Nie siedziałam całego dnia pod murem. Spaliłam swoje kości pieszą podróżą. I zwłoki swoje na pościeli wyłożyłam. I czekam, choć sama nie wiem na co. I mam nadzieję, choć sama nie wiem po co. Nieuniknioność kolei spraw wykolejonych przyprawia źrenice moje o ciasnotę. I łzy.
Fortuno, oddaj mi ster (przez pomyłkę napisałam "stres", hmm).
tak więc --> oddaj mi ster. Choć znając moją osóbkę dążyć będę do zwielokrotnienia okoliczności, szans, przypadków (tak, tych przypadków, co mnie tak zaskakują).
I ja nie wiem, nic nie wiem, nie wiem, w głowie mi się przewraca świat, chaotycznie prowadzę wewnętrzną narrację.
,I loved you in the sunshine
You chase the moon with a spear
I pray that you will be all mine '
- Serj Tankian ,cornucopia'
Wizja wyprowadzki stała się jeszcze bardziej przerażająca. I przygnębiająca.
Wkleiłabym wam tu deszczyk, co mi dudni w balkon, ale się nie da :c
Chciałabym móc komuś w pełni opowiedzieć co siedzi we mnie.
Tak po ludzku:
*jeszcze 8dni i koniec sesji (...yay)
*brak snu(ej, śpie po 3h dziennie, nie jest źle! ;_; ), zaskakujące pytania na dzisiejszym egzaminie oraz sytuacja opisywana w tej notce przyczynia się do mojego dzisiejszego złego poczucia :<
* +7tyś wyświetleń! :3
Pozdrawiam serdecznie.
Etykiety:
akt,
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
codzienność,
erotyk,
erotyka,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
sobota, 25 czerwca 2016
Od serca, od umysłu i od luźnego przepływu myślowego.
Fragment o dwoistości natury ludzkiej przykuł dziś moją uwagę w całej stercie materiałów, które mam do przerobienia. Trwało to nie dłużej niż 20 sekund. I mijał czas.
W pewnym momencie postanowiłam się sprawdzić, przetestować. Poczułam stres, jakby ktokolwiek miałby dowiedzieć się o wyniku. I naprawdę chciałam wierzyć w wynik, którego oczekiwałam. Jednak już w pierwszych sekundach na mojej twarzy namalował się uśmiech mówiący "Oj Martynka". Zagrało mi to i owo, w głowie się roztańczyło i priorytety bez mojego świadomego udziału wybrało. Śmiejąc się test zakończyłam. I pojawił się dylemat. I jeszcze więcej śmiechu. Śmiechem Boga wezwałam i pogodziłam się z tym, że na pewną część nas samych po prostu nie mamy wpływu. Możemy to tylko kontrolować. lub nie. To Twoja decyzja.
Znak zapytania w głowie mi dziurę wierci pytaniem I PO CO, I PO CO- nie wiem- powtarzam i myślę i zdania w głowie składam, które jedynie w alternatywie wypowiedziane być mogły.
,,Piosenki sluchane przez caly dzien sklejaja mi sie w jedna, psychodeliczna i niezrozumiala calosc.. Nie pozwalaja dopuscic mysli, ze moglabym teraz spac i realizowac w snach swoje najwieksze marzenia.. "
Ach, te sny cudowne, moja alternatywo gorąca, rozpal umysł do cna wypalony, pożogę serca mego i daj ulecieć myślom w Jego kierunku.
Nadzieja. Nadzieja być musi, bo jakże inaczej, Człowieku. Musi Ci coś przecież kości roztopić i pięty poprzebijać. Oczy Bóg Ci wydłubie, o oczy się nie martw. Jedynie dotyk przez całe życie męczyć Cię będzie. Każdy ruch w trzewiach o mdłości przyprawiać, każda myśl jedna ból głowy powodować. I zabić się nie da! Przecież na krzyżu ramiona Twe rozpostarte, gwoździami zardzewiałymi przebite. Oh, zatruj i umysł mój, niech rdza mnie pochłonie! Bądź mi Mesjaszem, bądź mi Oprawcą, bądź mi Cierniem, bądź mi Sobą. Po prostu. Obok.
(czyt. jest gorąco w chuj, leżę naga na łóżku
i nie mam siły na nic)
W pewnym momencie postanowiłam się sprawdzić, przetestować. Poczułam stres, jakby ktokolwiek miałby dowiedzieć się o wyniku. I naprawdę chciałam wierzyć w wynik, którego oczekiwałam. Jednak już w pierwszych sekundach na mojej twarzy namalował się uśmiech mówiący "Oj Martynka". Zagrało mi to i owo, w głowie się roztańczyło i priorytety bez mojego świadomego udziału wybrało. Śmiejąc się test zakończyłam. I pojawił się dylemat. I jeszcze więcej śmiechu. Śmiechem Boga wezwałam i pogodziłam się z tym, że na pewną część nas samych po prostu nie mamy wpływu. Możemy to tylko kontrolować. lub nie. To Twoja decyzja.
Znak zapytania w głowie mi dziurę wierci pytaniem I PO CO, I PO CO- nie wiem- powtarzam i myślę i zdania w głowie składam, które jedynie w alternatywie wypowiedziane być mogły.
^O jak się miło złożyło.
4 lata temu na swoim profilu napisałam takie oto słowa:
Ach, te sny cudowne, moja alternatywo gorąca, rozpal umysł do cna wypalony, pożogę serca mego i daj ulecieć myślom w Jego kierunku.
Nadzieja. Nadzieja być musi, bo jakże inaczej, Człowieku. Musi Ci coś przecież kości roztopić i pięty poprzebijać. Oczy Bóg Ci wydłubie, o oczy się nie martw. Jedynie dotyk przez całe życie męczyć Cię będzie. Każdy ruch w trzewiach o mdłości przyprawiać, każda myśl jedna ból głowy powodować. I zabić się nie da! Przecież na krzyżu ramiona Twe rozpostarte, gwoździami zardzewiałymi przebite. Oh, zatruj i umysł mój, niech rdza mnie pochłonie! Bądź mi Mesjaszem, bądź mi Oprawcą, bądź mi Cierniem, bądź mi Sobą. Po prostu. Obok.
(dawno już nie było tutaj takiego (pożal się boże) poetyckiego luźnego przepływu)
zaskakująca liczba wyświetleń poprzedniej notki, milutko
Ciekawe czy to stworzona przeze mnie samą iluzja, czy Ty wiesz.
Rozlewam obłość ciała swojego, kształty jego wyznaczone słonecznym promieniem. Wyparował ze mnie duch wewnętrzny, który od środka zwykle rozrywa mnie na strzępy
Śpiewam sobie za oczodołami i macham stópkami. Z każdą myślą się uśmiecham. Zawsze żyję jakąś imaginacją. Bardzo tego nie lubię. Dlatego tak wytrwale czekam na realizację. 15 minut, godzinę, osiem godzin, aktualnie licznik wskazuje ich dziesięć, choć domyślam się, że zaraz wybije jedenasta.
,,Oj Martynka"
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
codzienność,
erotyk,
erotyka,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nagość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
czwartek, 23 czerwca 2016
Jestem tylko człowiekiem / Don't forget me/ All I need is me/you ---> jestem aż człowiekiem
Obudziłam się całkiem niedawno. Sny miałam piękne, wyraziste, głębokie, realne i zrozumiałe (choć nie brakowało im abstrakcji).
^post ten zaczęłam pisać 18.06.16r.
Dziś sny miałam mniej piękne, mniej wyraziste, zrozumiałe i realne, za to chyba bardziej abstrakcyjne i zagmatwane. Wróciłam do ich zapisywania. To przyjemna rzecz.
A więc stało się. Powoli plan swój wdrażam w życie. Jest to kolejne odliczanie "dni bez...".
Zastanawiam się tylko którą formę wybrać- mniej czy bardziej rygorystyczną. Będzie mi ciężko o tyle, że przez dwa miesiące znów mieszkać będę pod rodzicielskim dachem, gdzie panować będą nie moje zasady. Zobaczymy jak to będzie. Teraz będę postępować mniej lub bardziej racjonalnie/rygorystycznie wg tego, co fortuna mi do głowy przyniesie :)
^piszę tą notkę 5 dzień. Dziś jest 23.06.16r. Stąd tak długi tytuł. Za każdym razem miałam inną wizję notki. Jednak dziś wnioskowaniem zataczam koło. Mam nadzieję, że dziś skończę ją pisać.
Trochę przewraca mi się w głowie. A raczej ja przewracam się w sobie. Jestem tylko człowiekiem- to stara perspektywa. Dziś czuję się aż człowiekiem, który ma świadomość bycia tylko człowiekiem. Ale ta świadomość nie boli, nie jest solą w oku. Choć trochę mnie smuci.
Szczególnie, gdy dopadają mnie paranoiczne myśli, których Twoje zachowanie nie potwierdza.
A ja czekam i czekam i czekam. Uśmiecham się, płaczę w sobie, macham nóżkami, zakrywam twarz. I nie dzieje się nic. A przynajmniej staram się tego nie pokazywać. Chociaż od środka rozrywa mnie krew, która z każdym serca uderzeniem przyprawia mnie o rumieniec. A o rumieniec u mnie nie trudno. Tylko na policzkach zawsze nakładam więcej makijażu, bo nie chcę tego pokazywać.
Uwielbiam zrządzenia losu, które sama aranżuję. I jakże zdziwiona jestem, gdy się dokonają!
Smutno mi taksamej na tym świecie. Szczególnie, że jestem taka malutka.
A teraz wrzucę parę fragmentów piosenek, które zawładnęły mną jakiś miesiąc temu.
^post ten zaczęłam pisać 18.06.16r.
Dziś sny miałam mniej piękne, mniej wyraziste, zrozumiałe i realne, za to chyba bardziej abstrakcyjne i zagmatwane. Wróciłam do ich zapisywania. To przyjemna rzecz.
A więc stało się. Powoli plan swój wdrażam w życie. Jest to kolejne odliczanie "dni bez...".
Zastanawiam się tylko którą formę wybrać- mniej czy bardziej rygorystyczną. Będzie mi ciężko o tyle, że przez dwa miesiące znów mieszkać będę pod rodzicielskim dachem, gdzie panować będą nie moje zasady. Zobaczymy jak to będzie. Teraz będę postępować mniej lub bardziej racjonalnie/rygorystycznie wg tego, co fortuna mi do głowy przyniesie :)
^piszę tą notkę 5 dzień. Dziś jest 23.06.16r. Stąd tak długi tytuł. Za każdym razem miałam inną wizję notki. Jednak dziś wnioskowaniem zataczam koło. Mam nadzieję, że dziś skończę ją pisać.
Trochę przewraca mi się w głowie. A raczej ja przewracam się w sobie. Jestem tylko człowiekiem- to stara perspektywa. Dziś czuję się aż człowiekiem, który ma świadomość bycia tylko człowiekiem. Ale ta świadomość nie boli, nie jest solą w oku. Choć trochę mnie smuci.
Szczególnie, gdy dopadają mnie paranoiczne myśli, których Twoje zachowanie nie potwierdza.
A ja czekam i czekam i czekam. Uśmiecham się, płaczę w sobie, macham nóżkami, zakrywam twarz. I nie dzieje się nic. A przynajmniej staram się tego nie pokazywać. Chociaż od środka rozrywa mnie krew, która z każdym serca uderzeniem przyprawia mnie o rumieniec. A o rumieniec u mnie nie trudno. Tylko na policzkach zawsze nakładam więcej makijażu, bo nie chcę tego pokazywać.
Uwielbiam zrządzenia losu, które sama aranżuję. I jakże zdziwiona jestem, gdy się dokonają!
Smutno mi tak
A teraz wrzucę parę fragmentów piosenek, które zawładnęły mną jakiś miesiąc temu.
,,I’m here to paint you with my tears
Decried my spirit over my fears
I can’t walk away from all the years
Serene inside, she disappears"
,,No pretending now,
Your heart is open and you reappear
For somewhere, somehow, you drop the fall
And you ran with fear
You speak to millions, but talk to no one"
Jeśli to czytasz i masz może.. ochotę, by posłuchać tego, co gdzieś tam mi w duszy gra, to możesz puścić sobie piosenkę Serj'a Tankiana- Forget me knot, aktualnie tego słucham, śpiewam i tańczę ( a wszystko to leżąc półnago na łóżku)
I ogólnie polecam cały album Harakiri. Teksty momentami zbyt nawiedzone, ale po części grające mi w serduszku.
Chyba czas kończyć, bo ta notka i tak jest przeraźliwie długa.
Czasem bywało, że pisałam notkę ok. 2-3 dni, ale 5 dni to chyba rekord :)
Księżyc taki piękny, łóżko tak daleko od okna. Czy będę miała piękne sny?
I ogólnie polecam cały album Harakiri. Teksty momentami zbyt nawiedzone, ale po części grające mi w serduszku.
Chyba czas kończyć, bo ta notka i tak jest przeraźliwie długa.
Czasem bywało, że pisałam notkę ok. 2-3 dni, ale 5 dni to chyba rekord :)
Księżyc taki piękny, łóżko tak daleko od okna. Czy będę miała piękne sny?
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
erotyk,
erotyka,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
piątek, 17 czerwca 2016
Umysłowa rewolucja.
Nie pierwsza, jednak jedna z ostatnich, jak mogę się domyślać opierając się na statystyce i wiedzy naukowej.
Chyba pierwsza tak ciężka do przyjęcia. A może nie pamiętam jak było wcześniej?
Od dawna skłaniałam się w tym kierunku, jednak nie sądziłam, że to może przejść w aż tak skrajną formę. W formę, która niejednokrotnie była tematem nie tylko moich żartów, ale wręcz kpin.
,,Dusisz mi duszę, a ja się w Tobie.. " nie mogę odnaleźć.
Zastanawia mnie tylko ile czynników na to wpłynęło, tych, o których nie mam pojęcia?
Albo mam niewielkie, a nie sądzę, by mogły wpłynąć tak.. skutecznie.Chociaż były momenty, gdy czułam, jak wnętrze mi ewoluuje i do słońca się pnie krzewem ciernistym, po to, by serce moje wybielić.
W głowie mojej nadal pozostały stare schematy, dlatego wewnątrz rodzi się konflikt. Gdy o tym myślę, śmieje się sama z siebie.
Nie mam zamiaru nikomu na twarze pluć i błon bębenkowych przebijać doniosłym wyznaniem. Właściwie traktuje to bardzo prywatnie. Może dlatego, że sama nie wiem co o tym właściwie myśleć.
___
Budzi się. Nie wtedy, gdy trzeba. Wtedy, gdy jest bezpiecznie. W sytuacji, gdy żadna realizacja pragnień nie mogłaby się odbyć- takowa przecież niepożądana jest. Chociaż wydawać by się mogło inaczej. Uniesienie to mnie niesie, na piedestał boskości wynosi i prym wiodą moje potrzeby. A co, jeśli są tylko iluzją? Odraczam myśli splątane. Te proste, prostolinijne (prostackie) zostawiam i dławię się nimi, topie, podduszam.. I wszystkich za wszystko obwiniam. To takie proste.
Pod moim palcem jego obraz dyszący, gotowy spełnić każdą obłudę. Utopię na moim ciele tworzy. I odchodzi, wręcz znika. Na podłodze zostaje mokra plama. I ja. Nie znikam. Ja się rodzę.
___
Przeraża mnie myśl, że nie istniejesz. Skoro tak, jak głupio muszę wyglądać, gdy z Tobą rozmawiam??
___
Planuję małą podroż w czasie. W końcu jego niezły kawał przetoczył się po naszych bosych stopach miażdżąc je beznamiętnie ( i jeszcze może Twojego penisa. Ale już mnie to nie interesuje)
___
^ przerwałam myśl bo inna mi do głowy wpadła. Gdybym miała realnie ją tu odzwierciedlić, zaczęłaby się słowami ,,NO TAK! CHOLERA!"
Ale zacznę inaczej:
Nie zaskakuje mnie to odkrycie. I twarz jego- nic się nie zmienił. Ciekawe jak z wnętrzem jest, za szkłami fałszywymi ukrytym. Ciekawią mnie jego procesy myślowe. Jego wspomnienia. Jego uczucia. Wykreowałam sobie jego alternatywną wersję. Nie jest zbyt pozytywna. Ciekawe, jaką on ma moją (bo jestem pewna, że ma) Cudownie jest mieć towyparte za sobą : ))))
___
ale jestem głupiagłupiagłupiutka. jednak nie lubię moich fiksacji. (czy kiedykolwiek lubiłam? XD )
jnFvdcsmkcdksamdsdj <-- śpiewam to, co jutro będę śpiewać. Emocje :))
EDIT:
4 lata temu napisałam na swoim profilu:
,,Nie słyszę karcących słów, wpamiętuję się w przeszłość by opaść na podłogę i znów, znów, znów wypłakać dopiero co wypity alkohol. Wstaję i tańczę, podnosi mnie miłość i uczucie, którego nie znałam nigdy wcześniej.. WOLNOŚĆ. Tak, kurwa, to jest wolność, która wdrożyła mi się do krwiobiegu w najmniej odpowiednim momencie, powiem PEWNEGO DNIA OBUDZIŁAM SIĘ I... no właśnie"
i to tyle :)
Chyba pierwsza tak ciężka do przyjęcia. A może nie pamiętam jak było wcześniej?
Od dawna skłaniałam się w tym kierunku, jednak nie sądziłam, że to może przejść w aż tak skrajną formę. W formę, która niejednokrotnie była tematem nie tylko moich żartów, ale wręcz kpin.
,,Dusisz mi duszę, a ja się w Tobie.. " nie mogę odnaleźć.
Zastanawia mnie tylko ile czynników na to wpłynęło, tych, o których nie mam pojęcia?
Albo mam niewielkie, a nie sądzę, by mogły wpłynąć tak.. skutecznie.Chociaż były momenty, gdy czułam, jak wnętrze mi ewoluuje i do słońca się pnie krzewem ciernistym, po to, by serce moje wybielić.
W głowie mojej nadal pozostały stare schematy, dlatego wewnątrz rodzi się konflikt. Gdy o tym myślę, śmieje się sama z siebie.
Nie mam zamiaru nikomu na twarze pluć i błon bębenkowych przebijać doniosłym wyznaniem. Właściwie traktuje to bardzo prywatnie. Może dlatego, że sama nie wiem co o tym właściwie myśleć.
___
Budzi się. Nie wtedy, gdy trzeba. Wtedy, gdy jest bezpiecznie. W sytuacji, gdy żadna realizacja pragnień nie mogłaby się odbyć- takowa przecież niepożądana jest. Chociaż wydawać by się mogło inaczej. Uniesienie to mnie niesie, na piedestał boskości wynosi i prym wiodą moje potrzeby. A co, jeśli są tylko iluzją? Odraczam myśli splątane. Te proste, prostolinijne (prostackie) zostawiam i dławię się nimi, topie, podduszam.. I wszystkich za wszystko obwiniam. To takie proste.
Pod moim palcem jego obraz dyszący, gotowy spełnić każdą obłudę. Utopię na moim ciele tworzy. I odchodzi, wręcz znika. Na podłodze zostaje mokra plama. I ja. Nie znikam. Ja się rodzę.
___
Przeraża mnie myśl, że nie istniejesz. Skoro tak, jak głupio muszę wyglądać, gdy z Tobą rozmawiam??
___
Planuję małą podroż w czasie. W końcu jego niezły kawał przetoczył się po naszych bosych stopach miażdżąc je beznamiętnie ( i jeszcze może Twojego penisa. Ale już mnie to nie interesuje)
___
^ przerwałam myśl bo inna mi do głowy wpadła. Gdybym miała realnie ją tu odzwierciedlić, zaczęłaby się słowami ,,NO TAK! CHOLERA!"
Ale zacznę inaczej:
Nie zaskakuje mnie to odkrycie. I twarz jego- nic się nie zmienił. Ciekawe jak z wnętrzem jest, za szkłami fałszywymi ukrytym. Ciekawią mnie jego procesy myślowe. Jego wspomnienia. Jego uczucia. Wykreowałam sobie jego alternatywną wersję. Nie jest zbyt pozytywna. Ciekawe, jaką on ma moją (bo jestem pewna, że ma) Cudownie jest mieć to
___
ale jestem głupiagłupiagłupiutka. jednak nie lubię moich fiksacji. (czy kiedykolwiek lubiłam? XD )
jnFvdcsmkcdksamdsdj <-- śpiewam to, co jutro będę śpiewać. Emocje :))
EDIT:
4 lata temu napisałam na swoim profilu:
,,Nie słyszę karcących słów, wpamiętuję się w przeszłość by opaść na podłogę i znów, znów, znów wypłakać dopiero co wypity alkohol. Wstaję i tańczę, podnosi mnie miłość i uczucie, którego nie znałam nigdy wcześniej.. WOLNOŚĆ. Tak, kurwa, to jest wolność, która wdrożyła mi się do krwiobiegu w najmniej odpowiednim momencie, powiem PEWNEGO DNIA OBUDZIŁAM SIĘ I... no właśnie"
i to tyle :)
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
codzienność,
erotyk,
erotyka,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
niedziela, 29 maja 2016
Szybki post o tym, o niczym.
Nic mi tak duszy nie sklei jak ciepłe spojrzenie jego, trzęsące się ręce i klej. (głupoty znów piszę)
Zdenerwowałam się. Ale chyba nie o tym miałam pisać. Cóż, jest mi trochę przykro. I faktycznie trzęsą mi się ręce. Ktoś mnie dzisiaj zapytał, jaki jest sens, gdy.. Banałem mi wybrzmiał ten dylemat, a kilka godzin później w głowie pojawiła się myśl godna P. Coelho. I jakieś 2godziny później się zdenerwowałam. Bo gra mi się nie zapisała.
Rozbijam się tu i tam. Ludzie światem się dla mnie tworzą. Ja dla nich nic nieznaczącą meandrą (i to w przeciwnym tego słowa znaczeniu). Chyba znów chciałabym ich (tak, wszystkich naraz) przytulić i opowiedzieć im ile miłości we mnie drzemie. I słońcem być. Tak, słońcem właśnie. Nietypowa we mnie drzemie natura i niespodziewanie bieg myśli się odwrócił. Porzuciłam ordynarne sformułowania. A wręcz.. zbladłam, wyblakłam, promienie mnie przykryły (jak koc miły, co zaskakujące). Na ile to chwila, na ile przyszłość- wszystkiego dowiem się wraz ze stron przewracaniem. A ostatnie są obrzydliwie nudne. Choć nie tak dawno wróciłam do domu.
Czy patologiczny brak jest dookoła mnie, czy we mnie? Zawsze echem mi dudni pytanie. Dziwnym trafem przybiera jej głos. Ale to chyba znów zalatuje Freudem.
Szkoda, że jest na tyle późno, że nikt już mnie nie odwiedzi. Chociaż chyba nie godzina jest tu największym problemem.
Mogłabym, lecz nie chce. Może chociaż dla snów samych. Ale i tak nie mam ochoty. Znów wracam do punktu wyjścia, w którym zdecydowałam rozbudowywać Wonderland. I jego. Tak przy okazji.
Czy jest tam nadal? Czy słyszy? Ciężko mi o tym myśleć. A wręcz nie chce go mieć. Poczułam się odpowiedzialna jako Stwórca. Chociaż (chyba) wcale go nie oswoiłam.
Znów się trzęsę. I w głowie, i w ciele całym mi serce pulsuje. Nerwowo pompuje tą, która chyba nadal jest zepsuta.
I ja nadal czekam na głupie media. I dźwięk mi się między uderzeniami przeplata. Tak cholernie dłuży się dzień. I jeszcze nic dzisiaj nie jadłam.
Za chwile oddam myśli mojej dłoni, kawałku grafitu i jakimś dźwiękom w tle. Tam również zawita luźny przepływ myślowy. Taki sam jak ten, który właśnie przeczytaliście. Tylko w innej formie.
To, o czym chciałam pisać, zostało zawarte w 4 zdaniach i kilku skojarzeniowych wtrąceniach. To niezbyt dobry wynik. Ale takie uroki luźnego przepływu.
Zdenerwowałam się. Ale chyba nie o tym miałam pisać. Cóż, jest mi trochę przykro. I faktycznie trzęsą mi się ręce. Ktoś mnie dzisiaj zapytał, jaki jest sens, gdy.. Banałem mi wybrzmiał ten dylemat, a kilka godzin później w głowie pojawiła się myśl godna P. Coelho. I jakieś 2godziny później się zdenerwowałam. Bo gra mi się nie zapisała.
Rozbijam się tu i tam. Ludzie światem się dla mnie tworzą. Ja dla nich nic nieznaczącą meandrą (i to w przeciwnym tego słowa znaczeniu). Chyba znów chciałabym ich (tak, wszystkich naraz) przytulić i opowiedzieć im ile miłości we mnie drzemie. I słońcem być. Tak, słońcem właśnie. Nietypowa we mnie drzemie natura i niespodziewanie bieg myśli się odwrócił. Porzuciłam ordynarne sformułowania. A wręcz.. zbladłam, wyblakłam, promienie mnie przykryły (jak koc miły, co zaskakujące). Na ile to chwila, na ile przyszłość- wszystkiego dowiem się wraz ze stron przewracaniem. A ostatnie są obrzydliwie nudne. Choć nie tak dawno wróciłam do domu.
Czy patologiczny brak jest dookoła mnie, czy we mnie? Zawsze echem mi dudni pytanie. Dziwnym trafem przybiera jej głos. Ale to chyba znów zalatuje Freudem.
Szkoda, że jest na tyle późno, że nikt już mnie nie odwiedzi. Chociaż chyba nie godzina jest tu największym problemem.
Mogłabym, lecz nie chce. Może chociaż dla snów samych. Ale i tak nie mam ochoty. Znów wracam do punktu wyjścia, w którym zdecydowałam rozbudowywać Wonderland. I jego. Tak przy okazji.
Czy jest tam nadal? Czy słyszy? Ciężko mi o tym myśleć. A wręcz nie chce go mieć. Poczułam się odpowiedzialna jako Stwórca. Chociaż (chyba) wcale go nie oswoiłam.
Znów się trzęsę. I w głowie, i w ciele całym mi serce pulsuje. Nerwowo pompuje tą, która chyba nadal jest zepsuta.
I ja nadal czekam na głupie media. I dźwięk mi się między uderzeniami przeplata. Tak cholernie dłuży się dzień. I jeszcze nic dzisiaj nie jadłam.
Za chwile oddam myśli mojej dłoni, kawałku grafitu i jakimś dźwiękom w tle. Tam również zawita luźny przepływ myślowy. Taki sam jak ten, który właśnie przeczytaliście. Tylko w innej formie.
To, o czym chciałam pisać, zostało zawarte w 4 zdaniach i kilku skojarzeniowych wtrąceniach. To niezbyt dobry wynik. Ale takie uroki luźnego przepływu.
i jestem trochę smutna.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
niewiemjakietagidawać,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
poniedziałek, 23 maja 2016
jak bardzo pusty jest mój dom, skoro znajduję się w nim ja?
I kiedy wzrok utrzymałam w miejscu, świat mi zadrżał i mrugał do mnie światłem migoczącym. A ja, cóż, chcąc nie chcąc, ramiona otworzyłam i oddychałam nim, aż pierś ma pełna się stała. Tak wewnętrznie pełna, zupełnie niekontrolowanie, dopływ krwi do kończyn odcięłam i do poziomu podłogi się zniżyłam. Poniżyłam.
Faktura podłoża rozdzierała moje kolana, szpiczastą drzazgą mi w oko wlazła, w kałuży krwi się znalazłam. A dom nadal pozostał pusty.
Przykrywam uda, lecz to nie wstyd. Przykrywam je, choć nie czuje, że powinnam.
Nagle błoto z butów dwumetrowego mężczyzny opryskuje mi twarz a ja czuję jego smak (błota, nie mężczyzny.). Nie mogę podnieść oczu z mych ud, on łapie mnie za włosy i nagle wraca kontrola nad kończynami. Znajduję się teraz w pozycji pionowej. On także i to chyba na kilku płaszczyznach.
Mężczyzna nie ma głowy. W tym miejscu znajduje się blask, wybuchająca gwiazda, której ludzie wierzą, gdy spada po niebie, martwa. Puszcza moje włosy i dłonie jego zaczynają mutować. W błoto się rozpadają i teraz już cała jestem od niego brudna. Na korytarzu zostają tylko brudne ciuchy. I dom znów pozostał pusty.
I tu rodzi się pytanie- jak bardzo pusty jest mój dom, skoro znajduję się w nim ja?
Biorąc pod uwagę niepewność dni i złowrogość egzystencji, myślę, że wynik oscyluje w granicach 23-44% = między trywialnością, a mesjanizmem.
Dodam jeszcze po 0,5% wypełnienia od każdego futrzastego stworzenia, które nadaje pomieszczeniom sens. I może jeszcze 3% od pliku worda, który towarzyszył mi od 10.03.2016r., a dziś ziścił się w rzeczywistości na nie dłużej, niż godzinę. Wtedy było to może 10%. Międzyplanetarnie.
Nastąpiła reaktywacja, po tym jak koło się zatoczyło, jak zwykle- zmiażdżyło-znów powracam do żywych. Tylko które natury koło bardziej miażdżące było?
Pierdoły:
P.I. = Szkoda, że tak mało osób czytających tego bloga się ujawnia. Fajnie byłoby uzyskać jakąś informację zwrotną dot. tego, co bazgrzę palcami po klawiaturze.
P.II. = Mam pomysł! Od dłuższego czasu w głowie szykuje mi się pewna wizja. Jest to.. można by to nazwać.. projekt (?), który chcę zrealizować na tym blogu. A raczej go tu po prostu udostępnić. Pierwszy pomysł był.. ZAJEBISTY. Jeszcze nikt czegoś takiego nie zrobił! A przynajmniej nigdzie o tym nie słyszałam, a też szukałam. Jednak problemem jest mój ograniczony czas i pieniądze. Może kiedyś to zrealizuję, w bardziej amatorskiej, niż sobie to wymyśliłam, formie. A chyba zajmę się drugą opcją, która pozbawiona jest głównego źródła przekazu, a jest wzbogacona w inne. Tylko tu może wyjść żałośnie i tanio. Ale chyba się podejmę. Ale to też dużo czasu. Cholera.
To naprawdę dobre pomysły, mające szansę się nawet.. przebić (?). Zapowiadam już teraz, zrealizować to mogę nawet za kilka/kilkanaście miesięcy.
I tu też fajnie byłoby mieć tą informację zwrotną, czy chcielibyście włazić we mnie w inny sposób ( :D ). Wiem, że tak naprawdę nie wiecie o co chodzi, no ale trudno.
PS: ^jeśli jest nieskładnie, to wybaczcie, nie edytuję tego, bo mi się nie chce.
Aj, chyba brakuje mi wolności i braku konieczności ukrywania.
A z drugiej strony w.w. już weszło mi w krew i nawet nie opracowuje strategii i scenariuszy.
Scenariuszy. Piękny rozegrał się dziś w moim śnie. Uwielbiam takie sceny, tym bardziej, gdy odbywają się właśnie na prawdziwej scenie, a scenerię tworzą jedynie światła. A światło bije od jego postaci. I nie widzi mnie. A zmysły utracił.
I dobranoc :)
Faktura podłoża rozdzierała moje kolana, szpiczastą drzazgą mi w oko wlazła, w kałuży krwi się znalazłam. A dom nadal pozostał pusty.
Przykrywam uda, lecz to nie wstyd. Przykrywam je, choć nie czuje, że powinnam.
Nagle błoto z butów dwumetrowego mężczyzny opryskuje mi twarz a ja czuję jego smak (błota, nie mężczyzny.). Nie mogę podnieść oczu z mych ud, on łapie mnie za włosy i nagle wraca kontrola nad kończynami. Znajduję się teraz w pozycji pionowej. On także i to chyba na kilku płaszczyznach.
Mężczyzna nie ma głowy. W tym miejscu znajduje się blask, wybuchająca gwiazda, której ludzie wierzą, gdy spada po niebie, martwa. Puszcza moje włosy i dłonie jego zaczynają mutować. W błoto się rozpadają i teraz już cała jestem od niego brudna. Na korytarzu zostają tylko brudne ciuchy. I dom znów pozostał pusty.
I tu rodzi się pytanie- jak bardzo pusty jest mój dom, skoro znajduję się w nim ja?
Biorąc pod uwagę niepewność dni i złowrogość egzystencji, myślę, że wynik oscyluje w granicach 23-44% = między trywialnością, a mesjanizmem.
Dodam jeszcze po 0,5% wypełnienia od każdego futrzastego stworzenia, które nadaje pomieszczeniom sens. I może jeszcze 3% od pliku worda, który towarzyszył mi od 10.03.2016r., a dziś ziścił się w rzeczywistości na nie dłużej, niż godzinę. Wtedy było to może 10%. Międzyplanetarnie.
Nastąpiła reaktywacja, po tym jak koło się zatoczyło, jak zwykle- zmiażdżyło-znów powracam do żywych. Tylko które natury koło bardziej miażdżące było?
Pierdoły:
P.I. = Szkoda, że tak mało osób czytających tego bloga się ujawnia. Fajnie byłoby uzyskać jakąś informację zwrotną dot. tego, co bazgrzę palcami po klawiaturze.
P.II. = Mam pomysł! Od dłuższego czasu w głowie szykuje mi się pewna wizja. Jest to.. można by to nazwać.. projekt (?), który chcę zrealizować na tym blogu. A raczej go tu po prostu udostępnić. Pierwszy pomysł był.. ZAJEBISTY. Jeszcze nikt czegoś takiego nie zrobił! A przynajmniej nigdzie o tym nie słyszałam, a też szukałam. Jednak problemem jest mój ograniczony czas i pieniądze. Może kiedyś to zrealizuję, w bardziej amatorskiej, niż sobie to wymyśliłam, formie. A chyba zajmę się drugą opcją, która pozbawiona jest głównego źródła przekazu, a jest wzbogacona w inne. Tylko tu może wyjść żałośnie i tanio. Ale chyba się podejmę. Ale to też dużo czasu. Cholera.
To naprawdę dobre pomysły, mające szansę się nawet.. przebić (?). Zapowiadam już teraz, zrealizować to mogę nawet za kilka/kilkanaście miesięcy.
I tu też fajnie byłoby mieć tą informację zwrotną, czy chcielibyście włazić we mnie w inny sposób ( :D ). Wiem, że tak naprawdę nie wiecie o co chodzi, no ale trudno.
PS: ^jeśli jest nieskładnie, to wybaczcie, nie edytuję tego, bo mi się nie chce.
Aj, chyba brakuje mi wolności i braku konieczności ukrywania.
A z drugiej strony w.w. już weszło mi w krew i nawet nie opracowuje strategii i scenariuszy.
Scenariuszy. Piękny rozegrał się dziś w moim śnie. Uwielbiam takie sceny, tym bardziej, gdy odbywają się właśnie na prawdziwej scenie, a scenerię tworzą jedynie światła. A światło bije od jego postaci. I nie widzi mnie. A zmysły utracił.
I dobranoc :)
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
erotyka,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
sobota, 30 kwietnia 2016
Milcz.
Dnia 27.04.16r. siedząc na ćwiczeniach z psychologii ogólnej napisałam:
,,Dopadło, w innej formie, niż przewidywałam pierwotnie, ale jednak.
Rzeczywistość mi kreuje fałsz Fortuny, która tak chętnie dławi się prąciem
Starotestamentowego Boga.
,,Ukołysz, ukołysz.." powtarza mi w głowie,
a moje ciało w ten rytm samoistnie się wdraża.
Zbyteczne działania, puste audytorium.
Jedynie moje wyobrażenia kompensują deficyt osobowości H."
Niech ziarno prawdy wydłubie Ci ślepote.
Odór wypełnia całą powierzchnię 28metrów kwadratowych. Tylko za oknem nadzieja w najczystszej formie opada, dziecięcym wyobrażeniu, mignieniu. Znów pisk, powtarzający się schemat, doprowadzający do szału. Tylko wizja jutrzejszego dnia nieco inna- pozytywno/negatywna. Przerażająca.
Znów uciekam się w intrapsychiczną alternatywę To chyba bezpieczniejsze. (Dla kogo? )
On istnieje we mnie od siedmiu lat. Czy dać mu dojść(do głosu?)? (?)
Wzruszam ramionami gdy myślę o ostatniej fiksacji. Miałam czas na wygaszenie, to wyszło mi na plus. Niczego nie oczekiwałam (no, może trochę XD). W każdym razie oczekiwania były zdrowe, bo szybko zorientowałam się, że zapuszczam się w niewłaściwe sfery emocji, gdy ,, To było tak, jakbym już to przeżyła i pamiętała jedynie emocje z tego wydarzenia" (18.04.16r.)
Gdy następuje konfrontacja- rozrywa mi pierś i krzyk mój rozsadza ściany. Gdy głucho nasłuchuje- nie dzieje się nic, po prostu tańczę. Podobnie było z Chorymi. Ale teraz jestem obrażona.
Cudownie jest zorientować się, że umysł mój wyrobił sobie nowe mechanizmy reagowania na zagrażające bodźce. Że jest tak.. zdrowo, normalnie, prosto, zrozumiale, nudno.
Jeszcze 5 lat i będzie jeszcze klarowniej.
Głupoty:
Wyciszam się na przewidywania, jestem tu i teraz, kręcę się w miejscu i nie słucham niczyjej gadaniny. Bez planowania, bez pędu szalonego. Tu i teraz. Oddychaj. Oddychaj. Milcz.
,,Dopadło, w innej formie, niż przewidywałam pierwotnie, ale jednak.
Rzeczywistość mi kreuje fałsz Fortuny, która tak chętnie dławi się prąciem
Starotestamentowego Boga.
,,Ukołysz, ukołysz.." powtarza mi w głowie,
a moje ciało w ten rytm samoistnie się wdraża.
Zbyteczne działania, puste audytorium.
Jedynie moje wyobrażenia kompensują deficyt osobowości H."
Niech ziarno prawdy wydłubie Ci ślepote.
Odór wypełnia całą powierzchnię 28metrów kwadratowych. Tylko za oknem nadzieja w najczystszej formie opada, dziecięcym wyobrażeniu, mignieniu. Znów pisk, powtarzający się schemat, doprowadzający do szału. Tylko wizja jutrzejszego dnia nieco inna- pozytywno/negatywna. Przerażająca.
Znów uciekam się w intrapsychiczną alternatywę To chyba bezpieczniejsze. (Dla kogo? )
On istnieje we mnie od siedmiu lat. Czy dać mu dojść(do głosu?)? (?)
Wzruszam ramionami gdy myślę o ostatniej fiksacji. Miałam czas na wygaszenie, to wyszło mi na plus. Niczego nie oczekiwałam (no, może trochę XD). W każdym razie oczekiwania były zdrowe, bo szybko zorientowałam się, że zapuszczam się w niewłaściwe sfery emocji, gdy ,, To było tak, jakbym już to przeżyła i pamiętała jedynie emocje z tego wydarzenia" (18.04.16r.)
Gdy następuje konfrontacja- rozrywa mi pierś i krzyk mój rozsadza ściany. Gdy głucho nasłuchuje- nie dzieje się nic, po prostu tańczę. Podobnie było z Chorymi. Ale teraz jestem obrażona.
Cudownie jest zorientować się, że umysł mój wyrobił sobie nowe mechanizmy reagowania na zagrażające bodźce. Że jest tak.. zdrowo, normalnie, prosto, zrozumiale,
Jeszcze 5 lat i będzie jeszcze klarowniej.
Głupoty:
- +6tyś wyświetleń bloga!
- z przedmiotu "małe grupy społeczne" uzyskałam nadwyżkę punktów!
- schudłam 9kg od 6 lutego! (planuję jeszcze 5-6kg)
- nic nic nic nic.
- wróciłam do pisania pamiętnika, po prawie rocznej przerwie
- nic nic
- nic
Wyciszam się na przewidywania, jestem tu i teraz, kręcę się w miejscu i nie słucham niczyjej gadaniny. Bez planowania, bez pędu szalonego. Tu i teraz. Oddychaj. Oddychaj. Milcz.
usłysz krzyk.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
codzienność,
erotyk,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
zeznania
środa, 20 kwietnia 2016
Będziesz moja.
,,Wydajesz się zła,
uwielbiam zostawać tu,
patrzeć, na to jak kłamiesz"
To chyba tak ogólnie. Ze wszystkiego. Z wnętrza mnie, gdzie wirusy się rozwijają. Temperaturę ciała mego podnoszą i walczą- a ja przeciw nim. A czasem u ich boku. To zależy.
Unoszę się na wspomnieniach bez dna- nikt nie widzi jak szaro jest. I dobrze, polubiłam to. A jednak wciąż szukam barw.
Wcisnęło mnie w rolę bezbronności, więc oczyma niebieskimi szukam oczu Twoich. Wciąż "on nie chce". A jednak tak pięknie rozpisuje się plan działania. Czego mogę być pewna?
^mam gorączkę, naprawdę
Późno dopuściłam tą myśl do siebie, nie chcę się poddawać. Chyba będę musiała.
^więc piszę głupoty.
Ale tylko w tej kwestii. Ona też dotyczy szukania barw.
^wszystko, co mi krew do mózgu wpompuje.
Wyrafinowana esencja spójności międzyplanetarnej- tak złudna i fałszywa, jak nic na tym świecie.
Powodem jej nieprawdziwość już w zarodku- jedynie wyobrażeniem, marzeniem, fantazją, kaprysem jest, więc i jakże realnym miałaby się jawić?
Nie mogę się doczekać. W końcu
Zbyt dużo na głowie. Zbyt ciężko i szaro. Zbyt
Krew szara tętni od granic, poprzez stolicę, wyklęci, wygnani,
pędzą w tętencie miłości do zjawy, gdybyś wybranym miał się stać?
Co byś powiedział, gdybyś nie wiedział jak wygląda przeciętny kot?
Czy zginąłbyś w trakcie, czy zniknął po fakcie, czy kiedykolwiek uwierzysz w to?
Jak się rozwija, w pędzie spowity i mlekiem okryty, boży wysłannik
który kulturę swoją jawi poprzez szerzenie największych trosk.
^ dalej mi się nie chce, stukajcie o coś na 4/4 (połowa pierwszego wersu na 3/4) i sobie śpiewajcie. Albo nie. Jak chcecie. Mi znów Maria Peszek to śpiewała w główce. I to jest o niczym. Ale to pewnie widzicie.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
chrześcijaństwo,
erotyk,
erotyka,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
życie
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
To dziwne, kiedy wstydzę się do mojego odbicia w lustrze.
^ja czytam notkę, nagranie się przycina i przeskakuje, ale to nieważne :3
Skaczę i tańczę, przewracam się z kąta w kąt, rozprostowuje od lat nieuruchamiane stawy. Staję na palcach, przenoszę się do Moskwy tańcząc balet. Miły początek dnia, fonetycznie śpiewany tekst wspomnieniem woodstocku 2015. Tańczę, tańczę, boże, hedonistyczny grzech zabierz z poklejonych włosów. Od lat nic nie cieszy mnie bardziej, niż otulające emocje, wirujące, czarujące,zniewalające.
Cofam się w czasie. Ale chyba zawszę się wtedy cofam. I chyba tylko to jest w stanie dać mi taką radość.
Spędzam ze sobą czas, wirując. Trafiam przed lustro. A dziś nie chowam się przed sobą, więc wyraźnie widzę czerwień oblewającą moją twarzyczkę. To dziwne, kiedy wstydzę się do mojego odbicia w lustrze. Zasłaniam się dłońmi. Ile mam lat? Już chyba nawet nie 12. Już chyba jestem embrionem.
^ co ja pisze XD o ludzie
Cieszę się z ograniczonej liczby osób. Wszystko było klarowniejsze. Choć i tak nie tak klarowne, jakbym chciała, bo dym wygryzał mi źrenice, a uszy znów były gwałcone, tym razem innymi częstotliwościami.
Niewiarygodne, niewiarygodne. Czuje się, jakbym oszalała. Oszalałam. Wcale nie.
Boże, musicie mi wybaczyć dzisiejszy klimat notki, ale ja siedzę i boli mnie twarz, bo się cieszę!
mam ochotę pisać tu głupoty, głupoty, głupoty, wyrzygać na was resztki emocji złych (których we mnie coraz mniej, a wy tak bardzo je lubicie w formie pisanej na tymże nieszczęsnym blogu :P ) i rozpieszczać się szczęściem w swojej główce.
Nic nie wiem, nic nie przewiduje, jedynie nadzieje mam.
Wczoraj pisałam że "oczekiwania zawsze powodują zawód. Jak będzie dziś?"
I odpowiedz zaskakująca (a może nie, bo przecież pisałam też, że ,,Czuję, jakbym miała przeczucie, lecz może to złudą być i marą przebrzydłą"! ) BYŁO INACZEJ ( XD )
Było tak, jak czułam, było tak, jak przewidywałam. A nie mogłam tego wiedzieć!
Nadzieję mogłam mieć, ale to było coś więcej niż nadzieja i oczekiwania. To było tak, jakbym już to przeżyła i pamiętała jedynie emocje z tego wydarzenia. Ale głupoty straszne.
W każdym razie- ahh.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nagość,
nic,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
zeznania
niedziela, 17 kwietnia 2016
Oczekiwania zawsze powodują zawód. Jak będzie dziś? Odniesienie do plotki.
Beautiful and sick like me
Nie słyszę nic oprócz pisku przeraźliwego. Gwałci moje uszy wypełzając z białej kostki. Rozminęłam się z Tobą. Perforowana powierzchnia mego ciała zbyt mocno przywarła do podłoża, nie mogę się odkleić, nie mogę odpuścić. Od środka płeć mnie wyżera, głowa pulsuje w rytm niepewnego dnia. Znów chyba coś sobie uroiłam. Znów chyba coś pójdzie nie tak.
Coraz to nowy obiekt się zjawia, przed mym domem nadzieją mi świeci. Te oczy wpatrzone w moje oblicze. On mnie nie widzi. On nie chce.
Zastanawiam się po co mi to, jednak ja doskonale wiem po co. Ja się uczę o tym nie tylko przez doświadczenie, ale i oficjalnie. Zmącona rzeczywistość. Mętlik, Mętlik, Mętlik. Chciałabym to narysować. (narysowałam i podpisałam po rosyjsku)
Chyba jednak się do tego odniosę, ale w wielkim skrócie- coś co smuci i śmieszy:
opuściłam jedno miasto, zaczęłam całkowicie nowe życie, które obsypuje mnie cudownościami, począwszy od mojego samopoczucia, kończąc na relacjach z nowymi znajomymi. A jednak gdy raz na jakiś czas wracam do domu, dowiaduje się, że ludzie, z którymi nawet nie rozmawiałam albo rozmawiałam kilka lat temu, rozkoszują się w historii, jakobym ośmieszyła się na oczach całej uczelni na wyjeździe integracyjnym i posiadała bardzo brzydką opinię. W tej finezyjnej historyjce przekazywanej tak namiętnie swego czasu była mowa o moim stanie nietrzeźwości spowodowanym narkotykami (w moim organizmie nie było żadnej innej substancji, niż etanol, od prawie dwóch lat). Na tym wyjeździe nie byłam nawet podpita, bo miałam dziwny problem z upiciem się. Kwestię mojego "dobierania się do kogoś" pominę, bo małe kutasy zawszę będą próbowały napompować się w oczach innych.
W całej tej sytuacji chodzi po prostu o to, że zaskakujące jest, że osoby, o których nie pomyślałam ani razu od kilku miesięcy, zmarnowały swoją energię na to, aby opowiadać o mnie niestworzone historie ludziom, którzy mnie nawet nie znają. Po co? Dlaczego? nie wiem.
Mogę jedynie wzruszyć ramionami i dalej rozkoszować się moim cudownym życiem, które celebruje od ponad 7 miesięcy.
wracając do głupot:
Czuję, jakbym miała przeczucie, lecz może to złudą być i marą przebrzydłą, która po prostu zwlecze moje cielsko z podłogi twardej. Chyba zaryzykuję. Czuję, że mogę, czuję, że chciałabym, więc czemu mam tego nie zrobić dzisiaj?
Boję się tego, co zawsze mnie rozsypuje na milion szkieł raniących wszystkich wokół.
Kiedyś tam zaczęłam pisać notkę, nie skończyłam jej. To napisałam:
I watch you like I'm gonna tear you limb from limb
Will the hunger ever stop?
Can we simply starve this sin?
Rozbij skorupę, znajdź na to sposób, dostań się do tej niebezpiecznej strefy, którą nielicznym dane było zwiedzić. Rozgnieć moje obawy w dłoni, wyrwij mi z piersi strach.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
zeznania,
życie
czwartek, 17 marca 2016
miłe.
,,You need protected custody, if you dare to...with me "
Tak, tak, przytakiwać będę na każde skinienie Twoje, na każde spojrzenie i płaszczę się u stóp, wybłagam Twą opaczność, wypłaczę nierozważność.
Możesz mnie przeżuć i wypluć, wypełnić i opróżnić, wygiąć i wygnać, możesz wykorzystywać, możesz i wyklinać.
Wróć do mnie i przypomnij mi, jak łatwo jest zrozumieć absurd zachowania. Niech siła Twa fizyczna wiedzie prym na moich plecach, niech mi ciało Twoje obieca, niech mi przebaczy.
Ukryłam pod swoją sukienką historię najcierpliwszych dni, w których nie zauważał nikt wycieku czarnej smoły błyszczącej strumieniem na udzie, rażącej po ślepych gałach przechodniów.
Kark mój się wygiął, chyba zbyt mało wyhodowanych na emocjach włosów odcięłam, chyba niedostatecznie dużo, by nie pamiętać. Drzazgi wieka wchodzą mi pod powieki, nie mogę spoglądać na pogodne twarze, razi mnie przynęta słonecznego dnia i rozpiera mnie żądza, nieulokowana przemoc wylewa się z zakrwawionych ust. Ktoś mi chyba srebrną nicią stopy odciął, bo ruszyć się nie mogę i czuję tęsknotę za swoim ciałem. Przenoszę się do momentu ucieczki, podczas którego nogi mi podcięło i pomimo pustego korytarza nikt nie przestał mnie gonić. Zmutowany głos, dalej nic, nic i nic..
Wychodzę naprzeciw łąk wyhodowanych, wychodzę naprzeciw marzeń niespełnionych i niedokończonych rozmów. Obserwuje jak kwiaty i krzewy pięknie wzrastają lub z mojej woli obumierają- absolutem w Wonderlandzie jestem i nikt tego nie zmieni.
Niech mi zatańczy pożądanie wśród nóg rozłożonych, niech tętni mi życiem przeszłym i napoi spragnione zmysły. Chcę rozpłynąć się we wspomnieniach, których nie mam i przeżywać chwilę jakoby była moją własną.
Wydawać by się mogło ( a może tylko mi się wydaje?) że postępowanie moje jest racjonalniejsze i ostrożniejsze, ale gdy zbyt pewnie się poczuję- odpływam całkowicie. A później orientuje się, że znów się topię. Uśmiecham się do siebie i lubię ten stan, kiedy tak bardzo mnie to nie obchodzi.
Łapię piękno chwil, piękno emocji i rozkoszuję się niemiłosiernie.
A wy łapcie mój rysunek.
wszystko jest takie miłe.
Etykiety:
akt,
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyka,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nagość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
szkic,
tokłamstwo,
życie
niedziela, 13 marca 2016
Wystawiam się na próby.
Mogłabym cytować tu piosenki, jednak nie mam w zwyczaju tak dosłownie rzygać wnętrznościami, jak robi to Agnieszka Chylińska w piosenkach O.N.A. ;)
A co to się stało, że wychodzi kolejna notka pisana trzy dni pod rząd? Ano to się stało, że modyfikuje swoje postrzeganie sytuacji w której się znalazłam w taki sposób, że budząc się jestem drastycznie inną osobą. Zapędziłam się w koło, z którego tak ciężko się wydostać (bo nie chcę się wydostawać, a pozostanie w nim boli i nie zadowala).
Banały i idiotyzmy, które przewijają się przez moje życie od kiedy pamiętam. Dlatego piosenki są nadal aktualne- ogólny neurotyzm, egoistyczna uległość, uciekanie fragmentów ciała ku innym osobom, ślepa nadzieja w to, że zmiana jest rozwiązaniem idealnym.
Wystawiam się na kilkugodzinne próby. Właściwie tym zdaniem oszukałam nie tylko samą siebie, ale i was, ponieważ aktualnie jestem w trakcie drugiej próby. Pierwsza zakończyła się powodzeniem, wytrzymałam 11h i stało się to, czego wyczekiwałam. To co działo się w kolejnych 3h to już inna bajka i to właśnie one sprawiły, że nic się nie zmieniło.
Jak już mówiłam- druga próba. Minęło 3h. Testuję rzeczywistość i próbuje wbić do swojej pustej głowy fakt, że NIE MOGĘ myśleć w ten sposób. A jakoś zawsze myśli moje zbłądzą w tym kierunku.. (minęły 4 h)
Czasem zajmuje mi trochę więcej czasu, aby świadomie szklaną kulę cielskiem swoim zapełnić. Czasem jednak jest to reakcja poza moją kontrolą- wtedy proces musi trwać mniej niż 0,4 sekundy, bo nie dostrzegam, że w ogóle zaistniał- obserwuję jedynie jego skutki.
Wlazłam do niej, twarzą oparłam się o jej ścianę i toczę się w dziwnych stronach. Jedynie obserwatorem jestem, wagony losu nie wykoleją się przecież na moim nagim ciele. Motto sprzed 8 lat tętni mi w głowie nowym życiem- ile oleju było wtedy w mojej głowie, w stosunku do tej smoły, która każdy otwór mego ciała zalewała i którą dławiłam się przy każdej wypowiedzi..
Świat mi stoi w miejscu, niebo przesuwa się to w prawą, to w lewą stronę, w każdym razie do przodu. Maluje mi przeszłość złą,dobrą,rozgoryczoną,wartościową,niechcianą,utęsknioną.
Niczego nie żałuje. Całość to ciekawe zrządzenie losu, paradoks. Zaskoczenie wiedzie prym, ale nie brakuje tu złości, smutku i eksplozji radości.Chcesz kawałek?
A może powinnam liczyć to jako już 15h ? Chyba tak..
A jednak wkradnie się cytat:
Minęło 5h, albo 15h.
A co to się stało, że wychodzi kolejna notka pisana trzy dni pod rząd? Ano to się stało, że modyfikuje swoje postrzeganie sytuacji w której się znalazłam w taki sposób, że budząc się jestem drastycznie inną osobą. Zapędziłam się w koło, z którego tak ciężko się wydostać (bo nie chcę się wydostawać, a pozostanie w nim boli i nie zadowala).
Banały i idiotyzmy, które przewijają się przez moje życie od kiedy pamiętam. Dlatego piosenki są nadal aktualne- ogólny neurotyzm, egoistyczna uległość, uciekanie fragmentów ciała ku innym osobom, ślepa nadzieja w to, że zmiana jest rozwiązaniem idealnym.
Wystawiam się na kilkugodzinne próby. Właściwie tym zdaniem oszukałam nie tylko samą siebie, ale i was, ponieważ aktualnie jestem w trakcie drugiej próby. Pierwsza zakończyła się powodzeniem, wytrzymałam 11h i stało się to, czego wyczekiwałam. To co działo się w kolejnych 3h to już inna bajka i to właśnie one sprawiły, że nic się nie zmieniło.
Jak już mówiłam- druga próba. Minęło 3h. Testuję rzeczywistość i próbuje wbić do swojej pustej głowy fakt, że NIE MOGĘ myśleć w ten sposób. A jakoś zawsze myśli moje zbłądzą w tym kierunku.. (minęły 4 h)
Czasem zajmuje mi trochę więcej czasu, aby świadomie szklaną kulę cielskiem swoim zapełnić. Czasem jednak jest to reakcja poza moją kontrolą- wtedy proces musi trwać mniej niż 0,4 sekundy, bo nie dostrzegam, że w ogóle zaistniał- obserwuję jedynie jego skutki.
Wlazłam do niej, twarzą oparłam się o jej ścianę i toczę się w dziwnych stronach. Jedynie obserwatorem jestem, wagony losu nie wykoleją się przecież na moim nagim ciele. Motto sprzed 8 lat tętni mi w głowie nowym życiem- ile oleju było wtedy w mojej głowie, w stosunku do tej smoły, która każdy otwór mego ciała zalewała i którą dławiłam się przy każdej wypowiedzi..
Świat mi stoi w miejscu, niebo przesuwa się to w prawą, to w lewą stronę, w każdym razie do przodu. Maluje mi przeszłość złą,dobrą,rozgoryczoną,wartościową,niechcianą,utęsknioną.
Niczego nie żałuje. Całość to ciekawe zrządzenie losu, paradoks. Zaskoczenie wiedzie prym, ale nie brakuje tu złości, smutku i eksplozji radości.
A może powinnam liczyć to jako już 15h ? Chyba tak..
A jednak wkradnie się cytat:
Kiedy jesteś sam, nawet śmierć Tobą brzydzi się.
Minęło 5h, albo 15h.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyka,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nagość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
A ja taka głupia.
Nie jesteś w stanie mnie przekonać, wmówić mi, powiedzieć jak jest i dlaczego, nie jesteś w stanie do głowy mojej zajrzeć, pleśń zedrzeć, szpary wypełnić, dziury załatać tak, aby rdzenia mojej nienawiści do Ciebie niezrodzonej (nie z grzechu, nie z uśmiechu) nie naruszyć.
Wylało mi się to, co tak pewnie w dłoniach trzymałam, wylało się z wlanym płynem, Pan B. miał racje, Pan B. znów miał racje. Nie umiem zapisać tu tego, co mam w głowie. A może po prostu nie chcę.
Głowa moja snuje plany, wyprzedza świadome toki myślowe o kilka-naście-dziesiąt lat i kilka odległych państw. Zmienia wizję przyszłości osób z mojego otoczenia, które bezpośrednio nic z tym wspólnego nie mają.
(denerwuje mnie to, że nieożywione przedmioty zaczynają się ruszać, ale gdy do zderzenia dochodzi- udają martwe. )
Czuje tę regresję, czasem jestem z niej nie tylko zadowolona, ale i dumna, a jednocześnie sprawia ona, że trzewia toksyną mi się wypełniają i od środka mnie zżerają.
I pojawia się myśl, która dręczy mnie przez 65% (13lat) mojego życia-
O ile z każdym ją tworzę, mam, posiadam, pielęgnuje lub zatracam- z nim.. z nim chyba nie rozpoczął się etap tworzenia. Myślę, że to kwestia bariery, ona jest przeogromna- do tego stopnia, że niektórzy udowodnili, że taka bariera przyczynia się do zmian osobowościowych. Hm.
Jeśli chodzi o tego, który w moich dłoniach wyewoluował za moją inicjatywą, nie wróżę w tej kwestii niczego dobrego. Wróżę wręcz rozłam. Chyba już mi się nie chce. Albo mi się znudziło?
Nie ma ani tego, ani tego. A chciałabym obie.
W głowie tętni mi 'złudna złudna złudna', od tylu lat, a ja taka głupia.
Wylało mi się to, co tak pewnie w dłoniach trzymałam, wylało się z wlanym płynem, Pan B. miał racje, Pan B. znów miał racje. Nie umiem zapisać tu tego, co mam w głowie. A może po prostu nie chcę.
Głowa moja snuje plany, wyprzedza świadome toki myślowe o kilka-naście-dziesiąt lat i kilka odległych państw. Zmienia wizję przyszłości osób z mojego otoczenia, które bezpośrednio nic z tym wspólnego nie mają.
(denerwuje mnie to, że nieożywione przedmioty zaczynają się ruszać, ale gdy do zderzenia dochodzi- udają martwe. )
Czuje tę regresję, czasem jestem z niej nie tylko zadowolona, ale i dumna, a jednocześnie sprawia ona, że trzewia toksyną mi się wypełniają i od środka mnie zżerają.
I pojawia się myśl, która dręczy mnie przez 65% (13lat) mojego życia-
C H C E M I E Ć W G L Ą D.
O ile prościej by było, ale funkcjonowanie nauczyło mnie, że hamować trzeba niewyrażone (albo i nawet wyrażane, lecz aluzyjnie). Ale mam też świadomość tego, że u innych te procesy nie zachodzą tak szybko, lub może powinnam powiedzieć.. naiwnie/pochopnie/Ź L E (?)O ile z każdym ją tworzę, mam, posiadam, pielęgnuje lub zatracam- z nim.. z nim chyba nie rozpoczął się etap tworzenia. Myślę, że to kwestia bariery, ona jest przeogromna- do tego stopnia, że niektórzy udowodnili, że taka bariera przyczynia się do zmian osobowościowych. Hm.
Jeśli chodzi o tego, który w moich dłoniach wyewoluował za moją inicjatywą, nie wróżę w tej kwestii niczego dobrego. Wróżę wręcz rozłam. Chyba już mi się nie chce. Albo mi się znudziło?
Nie ma ani tego, ani tego. A chciałabym obie.
W głowie tętni mi 'złudna złudna złudna', od tylu lat, a ja taka głupia.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyka,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
życie
piątek, 11 marca 2016
Wydaje się nierealne dla mnie.
,,The butterflies in her stomach make her viomit [...]
That's true romance"
Wcześniejsza sprawa dotyczyła 400 km, braku bariery językowej i 5 tysięcy fanów, a nie 800 km, posługiwania się mniej lub bardziej płynnie w obcym dla nas obu języku i 300 tysięcy fanów. A już wtedy ciężko było mi włączyć to w świadomość dnia codziennego.
Zaskoczenie i radość jakich mało. Wydaje się nierealne dla mnie. Sytuacja idealnie zgrała się z formą zajęć na uczelni, która nie ściąga mi uśmiechu z ust. Pomimo wysysającej pustki gdzieś między wątrobą a jelitem grubym, pomimo chłodu wypalającego dziury na nogach i pomimo tego momentu, w którym otwarte są wszystkie bramki umysłu, które z chęcią przepuszczają wszystkie negatywne bodźce wgłąb- przepełnia mnie emocja, którą odczuwałam stosunkowo dawno temu.
Zaskoczenie i radość jakich mało. Wydaje się nierealne dla mnie. Sytuacja idealnie zgrała się z formą zajęć na uczelni, która nie ściąga mi uśmiechu z ust. Pomimo wysysającej pustki gdzieś między wątrobą a jelitem grubym, pomimo chłodu wypalającego dziury na nogach i pomimo tego momentu, w którym otwarte są wszystkie bramki umysłu, które z chęcią przepuszczają wszystkie negatywne bodźce wgłąb- przepełnia mnie emocja, którą odczuwałam stosunkowo dawno temu.
Jednak między tymi dwoma sytuacjami jest znaczna różnica- w pierwszej nie istnieje tylko sfera powierzchowna, ale do tego dochodzi sfera wewnątrz-emocjonalna, związana z przekazywanymi treściami. Dodatkowo pierwsza sytuacja była spełnieniem marzeń dziecięco-nastoletnio-nieosiągalnych. Obiekt pojawiał się w życiu regularnie, w ciągu 3 najlepszych dni całego roku (których w tym roku nie będzie, o tym później). Obiekt był namacalny, możliwy do zobaczenia i do przeżywania na żywo, osobiście, prawdziwie. W aktualnej sytuacji obiekt był tak odległy, że wydawał się nierealny, niemożliwy, a wręcz można by poddawać wątpliwości jego istnienie. Obiekt jest, obiekt istnieje i obiekt nawiązał ze mną kontakt. Skacząc, chyba uderzam głową w sufit, bo kręci mi się w głowie.
(mam ochotę wpychać tu emotikonki, ale nie wiem czy to dobry pomysł)
A propos 3 najcudowniejszych dni w roku. Czy ja już o tym pisałam?
(mam ochotę wpychać tu emotikonki, ale nie wiem czy to dobry pomysł)
A propos 3 najcudowniejszych dni w roku. Czy ja już o tym pisałam?
Po sprawdzeniu- tak pisałam, ale w takiej formie:
,,Zrezygnowałam z ośmiumiesięcy pozostały mi tylko trzydni(mamnadzieję,oby) "
Tak więc moja nadzieja na nic się zdała, trzech dni nie będzie, osiemiesięcy nie ma już dłuższy czas. Tak więc pozostał mi jeden dzień- tym dniem będzie 19 marca, pojawię się na premierze. I będę czuła tremę, tak, jakbym była z nimi na scenie.
Pomimo radości, brak mi siły fizycznej. Ale może minie z pogodą. Głupoty, pierdoły, codzienność, nic nowego.
Narazie moje myśli płyną raczej 2,3 cm ponad chodnikiem, ale kiedy wzbiję się wyżej to naskrobię coś ciekawszego, obiecuje.
Po prawej macie licznik odwiedzin bloga.
Po lewej macie co tam macie.
Pośrodku macie mnie. A ja jestem szczęśliwa.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyka,
korwin,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic,
pamiętnik,
sex,
surrealizm,
życie
sobota, 20 lutego 2016
Wyplułam Cię pod stół.
Słowa dookoła, gadanina bez sensu, której sens przeżuwam i wypluwam na samo dno trosk.
Nabieram sił, szykuję cały swój organizm, relacjonuje przebiegi myślowe, relacjonuje zmiany fizjologiczne, oddycham jutrem, nie mogę spać, zatapiam się w coraz to płytszą historię.
Wypływam w przyszłość oczami duszy i nijak nie mogę wyobrazić sobie jak to będzie wyglądać..
Zatykam uszy, nie chce słuchać was, nie chce, niech kręci się świat,
w mojej głowie dudni prawda, w mojej jest skryta, w mojej jest..
Trzaskam drzwiami i pluję pod stół, tak mi się teraz wola układa,
a wola boża spełniona być musi, więc boskość swą spełniam,
ja Twórcą i wolą niepokalaną, ja nienarodzonym
poczęciem, ja boskim nasieniem.
Umrzyj, na trąd, śmierć czarną, posocznice, głupotę,
umrzyj, lecz nim to zrobisz- okaż swe oddanie, oddane dla mnie.
Nabieram sił, szykuję cały swój organizm, relacjonuje przebiegi myślowe, relacjonuje zmiany fizjologiczne, oddycham jutrem, nie mogę spać, zatapiam się w coraz to płytszą historię.
Mam kilka wizji, których nie zrealizuje, lub może tym razem po prostu się zmuszę
Mam kilka wizji lecz dobrze wiem, że nie jestem w stanie ich spełnić.Wypływam w przyszłość oczami duszy i nijak nie mogę wyobrazić sobie jak to będzie wyglądać..
zapewne dużo się nie zmieni, a ja wyobrażam sobie przesuwanie góry lodowej, jednej, ósmej..
Wkręć mi żarówkę w to miejsce puste, co słomą z butów wypełnia Bóg
wkręć mi i nie płacz, że się rozmyłam, bo wypełniłam wreszcie miesięczny ból
Rozbłysnę jak największa z gwiazd i sokiem wypłynę na brzeg
rozbłysnę tak i nie płacz już, wylałeś kolejną z pustych rzek
Twarz, Twoja twarz, rozbudzona wbija mi paznokcie, cierń
Twarz, Twoja twarz rozbawiona wbija mi w stos igieł, chleb
^ nie wiem czemu ale zaczęłam spisywać to,
co Maria Peszek zaczęła śpiewać mi w głowie
Może i mam spowolnioną motorykę, ale szczęśliwa jestem i z ukojeniem padam w jego ramiona.
instagram*klik*
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
korwin,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nagość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
toklamstwo,
zeznania,
życie
niedziela, 31 stycznia 2016
Ciąg myśli chaotycznych w nieciekawym stanie.
Jak mi było tam dobrze..
Lata tam przesiedziałam, ewoluowało wszystko w miejsce, którego nie poznaję. Ostatni rok był rokiem ostatnim i decydującym o zmianach i społecznych przekształceniach. Przestałam czuć magię już dawno temu. Porównać to można z zatraceniem magii świąt, gdy tylko zaczynamy rozumieć jak obrzydliwie ten świat przesiąknięty jest krwią, brudem spod paznokcia i spermą (czyli około 11 r.ż.)
Tutaj magia trwała nieco dłużej, bo zawiodłam się mając dopiero lat 16. To nie spowodowało rezygnacji, chociaż moje uczestnictwo było dobrowolne. Zawsze wspominałam lekkość atmosfery i liczyłam, że w tym roku będzie tak samo (nigdy nie było).
Pomijając te 3 dni, pozostałe 8 miesięcy napędzało mnie do.. wszystkiego.
Dawały mi one emocje tak nieznane i tak odległe.. Przede wszystkim- niezmienne.
7 lat wykonywania tych samych czynności i 7 lat topienia się w tej samej tremie. Cudowne.
Gdy tylko myśli moje zabłądzą w tamtym kierunku, oczy me łzami się pokrywają. Oczy też się topią.
Zrezygnowałam z ośmiumiesięcy pozostały mi tylko trzydni(mamnadzieję,oby)
Całkiem nieźle mi się żyje, w końcu jestem NIĄ na co dzień..
Ciekawe, czy będę płakać. To już za 47 dni.
>Tłumnie się tłukę w bolączce zatrutej <
(Moje starania gniotą się gdzieś między "muszę", "byłoby miło" a "po co?")
Zaskakuję samą siebie, sama siebie męczę, nie daje spać po nocach, do 4 rano każdego dnia wieszam ciało na haku, później usypiam, nie mogę wstać. Dni mi mijają, godziny się tłoczą, na mojej głowie cały jest ciężar. Nie mogę ustać na nogi słabe, krew mi rozlana z nosa wycieka, nie mam spokoju, gdzie moja głowa? Prym wiedzie poza obszarem pościeli.
Sfer niedostępna tajemna wiedza cielskiem martwym na ziemi- rozkładem, wiąże zapachy z wczorajszym jutrem, w którym nic nie jest zaplanowane.
____________________
tak po ludzku:
Lata tam przesiedziałam, ewoluowało wszystko w miejsce, którego nie poznaję. Ostatni rok był rokiem ostatnim i decydującym o zmianach i społecznych przekształceniach. Przestałam czuć magię już dawno temu. Porównać to można z zatraceniem magii świąt, gdy tylko zaczynamy rozumieć jak obrzydliwie ten świat przesiąknięty jest krwią, brudem spod paznokcia i spermą (czyli około 11 r.ż.)
Tutaj magia trwała nieco dłużej, bo zawiodłam się mając dopiero lat 16. To nie spowodowało rezygnacji, chociaż moje uczestnictwo było dobrowolne. Zawsze wspominałam lekkość atmosfery i liczyłam, że w tym roku będzie tak samo (nigdy nie było).
Pomijając te 3 dni, pozostałe 8 miesięcy napędzało mnie do.. wszystkiego.
Dawały mi one emocje tak nieznane i tak odległe.. Przede wszystkim- niezmienne.
7 lat wykonywania tych samych czynności i 7 lat topienia się w tej samej tremie. Cudowne.
Gdy tylko myśli moje zabłądzą w tamtym kierunku, oczy me łzami się pokrywają. Oczy też się topią.
Zrezygnowałam z ośmiumiesięcy pozostały mi tylko trzydni(mamnadzieję,oby)
Całkiem nieźle mi się żyje, w końcu jestem NIĄ na co dzień..
Ciekawe, czy będę płakać. To już za 47 dni.
>Tłumnie się tłukę w bolączce zatrutej <
(Moje starania gniotą się gdzieś między "muszę", "byłoby miło" a "po co?")
Zaskakuję samą siebie, sama siebie męczę, nie daje spać po nocach, do 4 rano każdego dnia wieszam ciało na haku, później usypiam, nie mogę wstać. Dni mi mijają, godziny się tłoczą, na mojej głowie cały jest ciężar. Nie mogę ustać na nogi słabe, krew mi rozlana z nosa wycieka, nie mam spokoju, gdzie moja głowa? Prym wiedzie poza obszarem pościeli.
Sfer niedostępna tajemna wiedza cielskiem martwym na ziemi- rozkładem, wiąże zapachy z wczorajszym jutrem, w którym nic nie jest zaplanowane.
____________________
tak po ludzku:
- Mam sesję. Jestem kujonem. Staram się o średnią 4,4 która zapewni mi stypendium.
( MSI- "You're so dead after school"- jako absurd życiażyczliwości)
Jestem już po biologicznych podstawach zachowania człowieka i filozofii, czeka mnie jeszcze Psychologia Społeczna (02.02) i Wprowadzenie do i historia pschologii (05.02) - Kocham moje świnki, a moje świnki kochają mnie.
- Wznawiam działanie ASKa!ASK*KLIKNIJ*
Elo.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
chrześcijaństwo,
codzienność,
erotyka,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nastolatka,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
sex,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania
niedziela, 10 stycznia 2016
Jest niedziela, mieszkam na parterze, ktoś stoi pod moim balkonem.
Uniosła nade mną swe skrzydła i krzyknęła:
,,Ja nawet swe zęby wyrywam dla Ciebie!"
Twarz jej zmutowała w alkaicznym nieporozumieniu, usłyszałam grzmot padających budynków, oddech jej wyostrzył się na moim ramieniu. Ekranowa postać dokonała na mnie gwałtu i zapisała kolejne rozlane plamy tuszu w swoim pamiętniku i twarzy.
Przeniosłam się do jasnego pomieszczenia, którego bezkres zaciskał mi pętle na szyi. Wielokolorowe mikroby wciskały się w otwarte pory mojej skóry zaczarowując myśli moje w nieokreślony absurd. Stopniałam w jego oczach, przeniknęłam przez podłogę, z powrotem do paszczy bestyi, która tylko czekała na możliwość obdarowania mnie największą rozkoszą upadku.
***
Gdzie mi to niebo uciekło? Chciałabym Cię tu wprowadzić. Rozumiem Twój stan, pogłębiło Ci lęki. Ja się unoszę. (właściwie tylko tyle pamiętam z tej rozmowy)
***
Dni płyną mi na niepodobnych do mnie czynnościach. Też podzielałam ich obawy, chyba nawet bardziej niż oni. Zaskoczyłam nas, prawda? Rozumiem teraz ten strach w stu procentach. A ta z góry już zaczyna mi wiertło w trzewia wpychać i pytania zadaje najtypowsze dla bezambicjonalnych postredszmat. (zliżę Twoje łzy, wywołane tą obelgą, udławię się nimi i zaśpiewam Ci starą pieśń )
***
Głupoty mi w głowie siedzą, głupoty wszystko, bezwartościowe gówno na patyku, nieistotna wola spełnienia gówna, nieodparta chęć dzielenia się nim. Jedzcie i pijcie z tego wszy.. . Po prostu- wszy.
***
Zawsze toczy się identycznie- ludowa maksyma przyświeca postrzeganiu przeszłości. Tak, śmieje się w głos i tańczę na stosie wypartych emocji, obcas wbijając w złudzenie jego ciała. Jego krwią mi usta na czerwono błyszczą i popiół ciał spalonych na powiekach noszę. Stare baby patrzą na mnie krzywo.
***
Zapomniałam wam powiedzieć od kilku wpisów, że ten miernością ociekający blog przekroczył 4tyś. wyświetleń! :)
Z ręką na sercu- nie rozumiem, jak można regularnie czytać takie głupoty.
Nawet gdyby wyświetlenia były zerowe- pisałabym nadal.
A jeśli widzę ile osób średnio czyta moje notki- serce me tańczy, skacze i robi piruety. (może to kwestia arytmii serca, ale myślmy, że jest inaczej)
,,Ja nawet swe zęby wyrywam dla Ciebie!"
Twarz jej zmutowała w alkaicznym nieporozumieniu, usłyszałam grzmot padających budynków, oddech jej wyostrzył się na moim ramieniu. Ekranowa postać dokonała na mnie gwałtu i zapisała kolejne rozlane plamy tuszu w swoim pamiętniku i twarzy.
Przeniosłam się do jasnego pomieszczenia, którego bezkres zaciskał mi pętle na szyi. Wielokolorowe mikroby wciskały się w otwarte pory mojej skóry zaczarowując myśli moje w nieokreślony absurd. Stopniałam w jego oczach, przeniknęłam przez podłogę, z powrotem do paszczy bestyi, która tylko czekała na możliwość obdarowania mnie największą rozkoszą upadku.
***
Gdzie mi to niebo uciekło? Chciałabym Cię tu wprowadzić. Rozumiem Twój stan, pogłębiło Ci lęki. Ja się unoszę. (właściwie tylko tyle pamiętam z tej rozmowy)
***
Dni płyną mi na niepodobnych do mnie czynnościach. Też podzielałam ich obawy, chyba nawet bardziej niż oni. Zaskoczyłam nas, prawda? Rozumiem teraz ten strach w stu procentach. A ta z góry już zaczyna mi wiertło w trzewia wpychać i pytania zadaje najtypowsze dla bezambicjonalnych postredszmat. (zliżę Twoje łzy, wywołane tą obelgą, udławię się nimi i zaśpiewam Ci starą pieśń )
***
Głupoty mi w głowie siedzą, głupoty wszystko, bezwartościowe gówno na patyku, nieistotna wola spełnienia gówna, nieodparta chęć dzielenia się nim. Jedzcie i pijcie z tego wszy.. . Po prostu- wszy.
***
Zawsze toczy się identycznie- ludowa maksyma przyświeca postrzeganiu przeszłości. Tak, śmieje się w głos i tańczę na stosie wypartych emocji, obcas wbijając w złudzenie jego ciała. Jego krwią mi usta na czerwono błyszczą i popiół ciał spalonych na powiekach noszę. Stare baby patrzą na mnie krzywo.
***
Zapomniałam wam powiedzieć od kilku wpisów, że ten miernością ociekający blog przekroczył 4tyś. wyświetleń! :)
Z ręką na sercu- nie rozumiem, jak można regularnie czytać takie głupoty.
Nawet gdyby wyświetlenia były zerowe- pisałabym nadal.
A jeśli widzę ile osób średnio czyta moje notki- serce me tańczy, skacze i robi piruety. (może to kwestia arytmii serca, ale myślmy, że jest inaczej)
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyka,
ktoś,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic,
nic i nikt,
niewiemjakietagidawać,
pamiętnik,
poezja,
rorschach,
sadmadamme,
sex,
surrealizm
Subskrybuj:
Posty (Atom)