środa, 9 grudnia 2020

pleśń.

 spojrzałam na statystyki (hej tak wgl, strasznie dawno mnie tu nie było, miło, że to czytasz)

no ale tak, spojrzałam na statystyki i jeden post absurdalnie dziwnie był wyświetlany częściej niż inne. i przeczytałam go i jest tam fragment:

"Nie wiem dokładnie jak to opisać, ale gdy o tym myślę to śmieje się w sufit. Mam po prostu wrażenie, że od ponad 22 lat ciągle powtarzam jedną lekcję. Akcja się toczy, jestem w niej i wiem wszystko co niezbędne, toczy się dalej, czuję, że mam kontrolę, toczy się dalej... no i nagle jest oślepiający blask i wybuch! I ja. Siedząca na środku niczego w rozerwanych ciuchach i mająca w głowie "someday I'll learn" zapętlone 23 tysiące razy i to do tego w przyśpieszeniu. I choć wydaje mi się, że z każdym kolejnym razem jestem coraz ostrożniejsza, to chyba jest to po prostu iluzja."

no i aktualnie nie jestem na etapie śmiania się w sufit, bo raczej jest mi po prostu przykro, ale jestem dokładnie w tej sytuacji.
przecież dwa lata temu byłam taka ostrożna, taka skupiona, taka skoncentrowana. no i co?  nagle jestem dwa lata później, ogłuszona wybuchem, absolutnie nie wiem co stało się z moim życiem. i znów w głowie wybrzmiewa mi "someday I'll learn". to sprawia, że jestem przerażona, bo teraz mam w głowie "tym razem będę ostrożniejsza". ale może kiedyś dojdę do takiego poziomu. 

-------ale to taki nieplanowany wstęp do tej notki, kompletnie nie tak sobie ją wyobrażałam. ale jako że to po prostu przelewanie absolutnie każdej najmniejszej myśli w mojej głowie to wrzucam to. chyba lepiej bym tego nie ujęła, niż w wtedy, w tym cytowanym fragmencie. ------

_______________________________________________________________

zachłannie mnie to wszystko pożera, w każdym szepcie ściany obcej i w każdym chłodnym powiewie obcości tego miejsca. chłód jest zdecydowanie najtrudniejszy. 

______________________________________________________________


ceramiczne wypełzły, jako symbol, niż przekleństwo
w serca się wbiły i zatruły to wszystko
słowa nie kreślą uwikłanych spojrzeń
i tylko chaos, co w pustkę zamienił przesyt

powyżerało mnie licho od środka
i odór przeklęty torsje wywołuje 
wszystko zgniło, wzajemnie przesiąknięte chorobą
tylko mój obraz zmieniony światu pokazało

i kruchość tego stanu najbardziej przeraża
nie masz dziś nóg, kolejnego dnia głowy
są dni gdzie nie masz snu ani policzków suchych choć na minutę
są dni gdzie nie masz choćby jednej barwy co by ubarwiła tę pleśń
są dni gdzie...

ikona. obraz. diagnoza. 
jedynie filtr może to wyłapać.
są tu mądrzejsi od nas i oni słowem kierunek wyznaczą.
(i strasznie samotna jestem, wszystko mi huczy i dudni,
zakrywam twarz i staram się, staram się ponad wszystko)

siła napływa do mojego ciała z niewiadomego pochodzenia
ale to może ta kwestia łączenia
ciało-umysł-ciało-umysł
który przeceniałam lub niedoceniałam
a swoim krzywym zwierciadłem przede wszystkim źle oceniałam-siebie.



śmieje się do swoich nagrań sprzed 3 lat
absolutnie nie miałam pojęcia o zakrętach



stan nieważkości, nieważności, 
urojony stos pytań sypie na głowę
odpowiedzi nieważne, tak ważne, że spać nie dają
albo dają, a nie chcę

może w końcu przesypie się
klepsydra co mi okresy wyznacza
a Fortuna swoje zrobi

zakładam pętle-czas-u
trzymiesięczną
co wyznaczy zakres mojej
brakuje mi słowa
chyba już mam głowę zapęt-lo-ną


idę suchość twarzy mojej przemyć
przeżartość gardła mego przeżreć do końca
w gardło syrop na spokój i sen wlać

i śnić.
i śnić..
i śnić...


a może jutro dowiem się, kiedy wytną tę część mnie, która zniszczyła mój ostatni rok życia. 

środa, 10 czerwca 2020

dzień imagenów.

Redefinicja ustalonych dotychczas wyznaczników codzienności. Kopanie wgłąb, wgłąb, skrystalizowane emocje, rozszczepienie źrenicy na tą wewnętrzną i zewnętrzną, później wzrost ciśnienia i biel, co wszystko przykryła. Jednym słowem wszystko odwróciła. I tak z każdym dniem i coraz głębiej do tych, co zawsze na wierzchu były. No bo przecież o wszystkim wiedziałam? To pokazuje jak i wszerz się wszystko rozkłada. Uschnięta łodyga pod ziemią wykopała nowy świat i życie nowe odnogom nadała. Przetrwała.

dziwacznie się to wszystko plecie, pamiętasz jak o tym rozmawialiśmy? cykle i to jak świat jest z nich złożony. nie doświadczasz niczego nowego, a jedynie powtarzalnej impresji już znanych ci twarzy, odczuć, złudzeń i pragnień. pragnień, co nigdy nie będą zaspokojone. cykl każdy powtarza je wszystkie a ty walczysz i walczysz wciąż o to, by złe minimalizować i dobre wynosić na piedestał w postaci zębów dziwacznie odsłoniętych do świata i źrenic szeroko rozszerzonych przez oksytocynę. później okazuje się jednak, że to naprawdę wszystko na nic. wszystko powraca, ale w innym kamuflażu. szybko o tym zapominasz i nawet nie orientujesz się, jak znów jesteś w: dziwacznie się to wszystko plecie...

____________________________________________________________________________

to chyba taka jedna myśl z mojego dzieciństwa, która do dziś mnie zadziwia. przykro mi tylko, że muszę tego doświadczać. nie zasługuję na to, by czuć się zagrożona przez to, że ktoś czuje się zagrożony.


trudno jest rozgraniczyć źródło niektórych kanałów myślowych, nawet jeśli są nazwane, a ich cechy wydają się zanadto oczywiste. szczególnie, gdy za lewym uchem jest huk, za lewym barkiem piosenka sprzed 4 lat, za prawym uchem wyzwiska, a za prawym barkiem cisza wypełniająca bezkresny tunel łączący z i.w.

__________________________________________________________________________



przecięta na pół promieniem słonecznym sączy mi się przez palce. słyszę w oddali jakiś cichy śpiew i nie do końca potrafię rozpoznać kierunki wszechświata. znów biel, która mnie otula, a z niej wyłaniają się poszczególne, twarde kształty natury. chropowatość kory pod moimi palcami zaczyna doskwierać, a nagle całość przewraca się pod naciskiem siły niewiadomego pochodzenia. runął ten świat i runie kolejny, uderza z impetem na moich oczach. widzę pochyłe drzewa strzałami przebite. runął ten świat i runie kolejny jeśli w bieli na zawsze pozostaniesz! musisz odwrócić wzrok od natury, odwrócić wzrok od przeciętej na pół. to nic innego jak mamiąca cię ułuda wżarta tak zażarcie w słowa prawdy...

Odwróć się. Proszę.

możesz uciec w każdej chwili.


___________________________________________________________________________


napisałam tu jedno zdanie, ale je usunęłam, bo nie pamiętałam o co mi w nim chodziło i już nie chce mi się pisać dalej bo będę jeść zaraz rosołek. papa. (miss me?)


wtorek, 28 maja 2019

To najdziwniejszy rok w moim życiu

W trakcie tych dwóch miesięcy powstał jeden wpis, jednak dynamika rzeczywistości nie pozwoliła mi na opublikowanie go. Wracam teraz, prawdopodobnie na 2-3 tygodnie przed ogromnym przełomem w moim życiu. Gdyby ktoś powiedział mi to chociaż te trzy miesiące temu, nie mówiąc już o wrześniu czy październiku, to nigdy bym nie uwierzyła w tę historię!


Mam poczucie, że domknęłam całoroczny cykl w przyśpieszonym tempie. Zabawne, jak bardzo potrzebowałam to poukładać w głowie i mieć przede wszystkim świadomość, co tak naprawdę się wydarzyło. Choć nadal mi się to w głowie nie mieści, to nie ma to już dla mnie praktycznie znaczenia. Co cieszy niesamowicie. Gdy ostatnio moje oczy sparaliżował widok, który w sześciosekundowym przyśpieszeniu mógł skończyć się gorzej, uradowało mnie niezmiernie to, jaki spokój wypełnił mnie w środku. Nie było tam ani złości, ani smutku, nic nie zakuło, nic mi nie ścisnęło w środku.. Zaśmiałam się jedynie i razem podziwialiśmy dziwną kolej rzeczy. "Tak niewiele brakuje".


Zaczęłam całkowicie nowy rozdział w moim życiu i jestem tym niesamowicie podekscytowana. Wszystkie żałobne myśli mnie opuściły, uwolniłam się i czuję szczerość w sercu i duszy. Wyzbyłam się na dobre czarnych chmur, również tych pod ludzkimi postaciami i jestem słońcem i cieszę się promieniami innych ludzi! Bardzo jest u mnie kolorowo, bardzo radośnie, tanecznie, lekko i spokojnie. Narazie nie wiem gdzie będę, ale to kwestia chwili, a ten moment jest jedynie wspomnieniem. Od dawna moje szczęście nie trwało tak długo.


Chyba to koniec wpisu, gdy jestem szczęśliwa nie jestem zbytnio twórcza artystycznie. Albo nie mam dziś weny, a koniecznie chcę wrzucić ten wpis jak najszybciej bo

bo już za chwilę zmieni mi się całe życie.
tylko czy może być jeszcze lepiej...?

niedziela, 17 marca 2019

Notka z przerwą pod koniec i ucieczką na dwór

To jakiś kosmiczny wyścig dążeń, różnorodnych "za" i "przeciw", które wzajemnie w moim sercu i umyśle sobie oczy wydłubują. To dwie teoretycznie różne i odrębne sprawy, a jednak tak mocno ze sobą połączone- bo jak miałyby nie być...?

Tu najgorsza jest niepewność, błądzenie, niewiedza- rozmawiam z lustrem, skąd mam wiedzieć, co jest po drugiej stronie? Mogę sobie tylko wyobrażać układ Twoich kości wychłodzonych, ale to nadal dzieje się jedynie wewnątrz mnie. Nie wiem co mam myśleć, bo nikt nie chce mi nic powiedzieć, co jest absurdalne. Nie będę się prosić o te informacje, bo to nie o to chodzi. Ale dla mnie to nieludzkie. Nie pytam przecież co jadłeś na śniadanie, tylko czy może przypadkiem właśnie nie umierasz- to trochę inna sytuacja, przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym razie to dla mnie nowe, nie do końca wiem jak się w tym odnaleźć, boję się że ten schemat również się wypełni i to pociągnie za sobą szereg ciężkich konsekwencji. To ciekawe jaki miks emocji mam w sobie; najważniejsze, że te emocje są już praktycznie martwe.


No i tuuuuuu pojawia się drugi obszar. Czasem pukam się w głowę i ciężko dojść mi do przyczyny. Już ją poznałam i wyraziłam, co trochę pozwoliło mi odetchnąć, jednak nadal muszę się w tym obserwować. To, że wszystko toczy się idealnie momentami wywołuje we mnie paranoję, ale to aż dziwne by sprawy toczyły się aż tak dobrze? Jejku. Wiedziałam, że to kiedyś nadejdzie, a jak zaczęło nadchodzić na poważnie to się przestraszyłam- ale chyba nie ma czego, przecież czeka na mnie szczęście- a jeśli nie, to nie ma to już takiego znaczenia, bo jestem niesamowicie silna co ostatnio udowadniam sobie każdego dnia.


Niesamowite jest to co czuję, gdy patrzę w lustro. Nie sądziłam, że kiedyś przyjdzie taki moment. Nie chodzi już o ciało, bo to drobiazg (choć w moim przypadku nie taki drobiazg hehe). Patrzę w lustro i widzę osobę, którą strasznie kocham, którą chcę bronić przed złem tego świata i dawać jak najwięcej pozytywnych emocij. Kocham siebie i wiem, że jestem warta miłości. Jest sporo obszarów, w których sobie nie radzę i w których nie jestem wystarczająco kompetentna czy ogólnie "jakaś". To nie ma znaczenia, bo całościowo wiem, że jestem mądra, ambitna, silna i niesamowicie inspirująca. Jestem przerażona, gdy patrzę wstecz, ale nie rozdrabniam się- to moja historia i jest nieodłącznym elementem mnie, temu nie da się zaprzeczyć. Po wielu latach walki i zmagań jestem w tym momencie życia, w którym czuję się

(tu wyszłam z domu na kilka dni, wracam po jakimś czasie w którym wszystko się zmieniło, ale o tym zaraz)

, w którym czuję się lepiej niż kiedykolwiek przedtem.
To wspaniałe uczucie, które dla niektórych może być trywialne lub naiwne, jednak dla mnie jest to niesamowite. Przytulam siebie całym swoim sercem


___


Zmniejszyłam liczbę odległości międzyatomowej do okrągłego zanikania międzywymiarowego. To zabawne, bo przecież atomy się nie stykają, a w mojej głowie zrodził się ogrom przestrzeni potrzebnej do płynnego i stabilnego funkcjonowania systemu.


Dobra, tyle wystarczy, muszę wyjść z domu za jakieś 3 minuty, bo czeka mnie super przyjemne oddychanie nową rzeczywistością.

niedziela, 10 lutego 2019

(wstrzymaj) oddech.

Zdecydowanie powinnam pisać tu częściej, miałabym dużo mniej do opisywania.

Niewyobrażalne jest tempo aktualnego stanu rzeczy. I to nawet nie tylko gdy spojrzeć ilościowo, ale i jakościowo!
W ciągu każdych 24h zmienia się cały świat, dosłownie. Wiem, że to coś, co często mówię, jednak takiego tempa nie było w moim życiu jeszcze nigdy. Intensywność barw, kolorów, odczuć jest przerażająca. A do tego w szarości niejednokrotnie ostra czerwień opryskuje twarz, jak nie dalej niż dwa dni temu, gdy w aucie zaatakował nas ten mężczyzna. (teraz już dalej niż dwa dni, bo skrobię tę notkę już któryś dzień)

Bardzo możliwe, że to będzie długi wpis, więc ostrzegam już teraz.


***


Nawet nie wiesz ile radości dała mi ta sytuacja. To tak, jakbym trzymała w ustach cały ten jad, którym plułeś tyle lat i nagle mogła napluć nim na Ciebie. A najśmieszniejsze, że sam ścisnąłeś moje policzki w egocentrycznym i schematycznym dla siebie spaźmie.
Całe to wydarzenie diametralnie pozmieniało wzory, geometrycznie wyznaczyło dalszy kształt i kierunek rozwoju. To był najlepszy scenariusz całej tej sytuacji, doskonale o tym wiemy. Chociaż ciekawe są inne wymiary, to i tak wystarczająco ten zakrzywiamy, by w inne się bawić. A to ogólnie cholernie ciekawe, ale odbiegam od historii.
Można powiedzieć, że to zwykła paplanina, jednak sam akt skanowania i odtwarzania wizji człowieka z najdrobniejszymi detalami, głównie tymi niewidocznymi dla ludzkiego oka, a jedynie dla naszego 3 (każdej z nas), to najpiękniejszy czyn życia i ogrom rozwoju. Choć w pierwszej chwili może się wydawać banalny.
I tak też jest w tym przypadku, gdzie całkowicie reinterpretujemy błyski dookoła i naciągamy nieboskłon pod własną melodię. A może to on ugina nam się do stóp?


Poznałam swój schemat w wariancie wyjściowym. I wiedziałam, że zmieni się on dnia któregoś, którego moje słowa się potwierdzą. Mówiłam Ci o tym a ty wzruszałeś ramionami i mówiłeś, że możliwe, że tak będzie. Nie wiem co jest po Twojej stronie. Już nie chcę wiedzieć. Wiem tyle, że odarłam się znów z godności w ciągu ostatnich kilku dni. Niestety tak jest gdy w grę wchodzą duże emocje i troska o bliską osobę. Są po prostu momenty, gdy z jakiegoś powodu łatwiej mi zapomnieć o sobie i skupić się na witrażu. Podłą myśl mam w głowie, że jeden się już zbił, bezpowrotnie i.. i ciekawe jak będzie w tym przypadku. Ale to brzydkie, wiem. I trochę nieszczere. W szczerości emocji.
Krzyczałam:
"Czuję się, czuję się jakbym siedziała w takim ogromnym dole wypełnionym jasnością, ale ta jasność nie jest fajna, ona jest kurwa pusta, jest przeraźliwa, jest chłodna przede wszystkim, pomimo tego, że to światło jest ciepłe, jest strasznie zimno, znaczy jest strasznie.. no jest zimno tam, jest zimno tam. To jest kurwa bezdenność, okropna bezdenność, kurwa, głupoty, naiwności, jakiejś nadziei chorej stworzonej. Jego nie ma, kurwa, ten człowiek nawet nie istnieje, P., rozumiesz? Jakby z mojej perspektywy. Kurwa  nie ma, o czym ja kurwa myślę? O jakimś tworze zapomnianym bez twarzy? Kurwa jego mać. [...] Jestem zła na niego. Zła jestem okropnie. [...] On by mi się zaśmiał w twarz! [...] Boże drogi, kurwa, jaka jestem głupia. I ja siedzę i sobie zjebałam cały wieczór, kurwa, przez to. A to jakieś pierdolone s***** w jakimś pierdolonym W*********. Gdzie jest kurwa W******** w ogóle?! Wiem, że teraz gadam głupoty, ale tak sobie napierdalam."


A on odpowiedział mi:

"Napierdalaj sobie. Najważniejsze żebyś naprawdę przekuła tę sytuację na coś co Ci przyniesie korzyść, to jest najważniejsze."

Muszę nauczyć się nie brać odpowiedzialności za ludzi, bo mimo najszczerszych chęci po prostu nie można brać wszystkich emocji drugiego człowieka na siebie. Niestety ale w mojej głowie trochę na tym polega miłość. Jednak weszłam już w stary schemat, przecież wypracowałam go ciężką pracą i zaangażowaniem, byłaby szkoda z niego nie skorzystać. A jak pięknie się to zmieniło! "Jesteś prawdziwą wolną duszą". Kto by pomyślał. Chyba nigdy nie było tak stabilnie i po prostu.. dobrze. I dziwnie.



I ucięłam tę asymetrię; z niesmakiem, z zawodem, ale głównie z politowaniem. To co robisz może i jest skuteczne, ale jest też trujące- a najgorsze, że zatruwasz nie tylko swoje serce i swoje potrzeby, ale i ludzi dookoła. Metafora śniadania jest fajna i trafna, ale może nie tutaj. W każdym razie chodzi o to, że pewne elementy mogą być do zaakceptowania, jednak pozostawanie na pewnym poziomie oczekiwań i braki odchyleń w pozytywną stronę z zewnątrz są nie tyle co przykre, co zniechęcające. A wiesz, że gdybym poczekała z tym dwa dni, to minąłby dokładnie rok? Odpalamy stary protokół i nikt nie powinien zauważyć różnicy. Tu akurat się zaśmiałam pod nosem.


Mam w sobie dużo spokoju. I najważniejsze, że nie biegnę w swojej głowie, jeśli wiem, że nie ma sensu. I tak teraz jestem w obcej mi sytuacji. I jest... dobrze? O dziwo. Jeju, jeszcze żaden okres w moim życiu nie był tak rozwojowy jak ten. Wypadkowa dwóch M jest dla mnie gigantycznym wsparciem. Dziękuję tym okrągłym głupotkom i tej buzi okrąglutkiej z ciałem długim i śliskim, co mi tyle radości i mądrości do świata wnosi. Choć w sumie jest to wypadkowa 3 M, bo sama z siebie zasoby wygrzebuję i trzymam w malutkich piąstkach bardzo mocno.



To przerażające ile błędów ma Matrix ostatnio. Naprawdę. Ciężko nie popaść w paranoję, gdy symbole się dwoją i troją, a historie zataczają chore koła, w wyniku którego wir tworzy absurdalne historie i zbiegi okoliczności. To wszystko jest cholernie ciekawe i uzależniające. A ja znów lubię oddychać.

niedziela, 23 grudnia 2018

To długa notka bo dużo mi się w głowie dzieje

Pisałam te notkę w głowie od dłuższego czasu, ale czasu mi brakowało na napisanie jej. W teorii teraz też go nie mam, ale mam chęć i swoje własne przyzwolenie, a to najważniejsze.


Minął kolejny miesiąc, znów zmieniła się cała scenografia i aktorzy. Niektórzy starzy, wrócili na deski, zadowoleni w obawie i obawiający się zadowolenia i jego odbicia w krzywym zwierciadle. Niektórzy są zupełnie nowi, zagubieni i nie wiedzą kompletnie co tu robią. Za jakiś czas ich wypierdolę.
Głowa mi eksploduje w częstotliwości raz na 0.3 sekundy, ale piękny rozbryzg na ścianie maluje mi wizję przyszłości. Stałam się inspiracją, czuję to. Również dla samej siebie, co pięknie za mordę trzyma cały ten rynsztok. Czy już mówiłam Ci o kawiorze z buraka, który będę robić? Uśmiecham się a on, on pyta się mnie:


 "czy to nie jest patologiczny stan, a
zastanawiasz się nad tym? 
Bo to wygląda jakby było za dużo teraz,
mówisz na takim, 
wiesz, bardzo szybkim, 
czy nie jest, nie jest, 
czy czasem się nie wyjebiesz, 
znaczy ja, wiesz, 
życzę Ci wszystkiego jak najlepiej,
 jakby wiesz, oczywiście 
*słychać mój śmiech* 
ale uważaj, żebyś się nie wyjebała w pewnym momencie"


Posumowaliśmy to słowami "biedna kicia" i powiedziałam, że "wiem jak to wygląda, co nie, ale jakby naprawdę jaram się rzeczami bo robię fajne rzeczy". A tak naprawdę nie było się czego obawiać w tamtym momencie, czy tez w sumie nawet długofalowo. To ma tak działać. I działa, więc dobrze. 

No i skoro już jesteśmy tym obszarze. Miło Cię znów powitać w moim teatrze. Tu sceny są wypadkową ( cicho bądź ) światów, więc wnoś swoją energię! Aktualny stan rzeczy po mojej stronie jest taki, że dam czas na rozwój. Chcę zobaczyć jak to wszystko układa się we mnie, w Tobie, między nami, bez nas, bez planu nas, bez realizacji, w zmyślonych historiach i niewyrażonych myślach, w sytuacjach, gdy nagle pojawiam się, a później uciekasz, w sytuacjach w których nasi bliscy mówią "przestań", gdy kącik ust podnosi się mimowolnie, a później pięść uderza w stół i znów coś zagraża naszemu życiu, w sytuacji, gdy muszę wziąć łyk wody by zamaskować grymas na twarzy, gdy tańczę, gdy tańczysz, gdy zapominam o odpowiedzialności, gdy przypominam Ci o niej, gdy wydarzy się ten dziwny ciąg, który niewątpliwie nas czeka.
 To taka strasznie długa klisza, która wychodzi w moich oczu, gdy tylko próbuję złapać te małe iskierki w oczach naszych wzajemnych, albo właśnie wtedy, gdy mówię:
 "tak musi być, bo jesteśmy duzi i bierzemy odpowiedzialność za swoją rzeczywistość, za swoją przyszłość. I choćby to wszystko w nas wirowało tak, że prawie poderwalibyśmy się od ziemi, musimy to zatrzymać, musimy to powstrzymać. I pozostaje nam już wtedy tylko wewnętrzny taniec w naszych głowach, osobno." - i nagle dzwoni domofon i zapominam o herbacie na jakieś 7 tygodni.

I ta strasznie długa klisza to ciąg wydarzeń, które ciągle przed nami. Jesteś i będziesz niesamowicie ważny na tej scenie, wiesz o tym przecież. Boję się jednak, że w niedługim czasie będę musiała Cię przeprosić, podziękować i niestety na stałe nasze drogi rozłączyć. Chyba za bardzo będzie mnie to bolało. 



Zmiana tematu. Zmiana obiektu.

Chyba należą Ci się przeprosiny za to jak na Ciebie nakrzyczałam w poprzednim wpisie. Są takie dni, tamten taki był, kiedy faktycznie nie myślę o niczym innym i.. po prostu nie czuję, że ta historia się wydarzyła kiedykolwiek. Już odcięło mi to jak większość mojej historii. To taki stan gdy czujesz każdy skrawek swojego ciała  - w moim przypadku obły, blady glut rozlany na pościeli hello kitty pod jakimś  nieszczęsno-artystycznym baldachimem - wiesz gdzie jesteś, w jakiej części mieszkania, na jakiej ulicy i w jakim mieście.. I gdy myślisz o czymś, co nie jest w tym pomieszczeniu, masz wrażenie, że nie istnieje. Tak jakby rzeczywistość budowała się tylko tam gdzie jesteś (tu wchodzi teoria symulacji rzeczywistości jako gry komputerowej). Cały Twój świat zbudowany z przeróżnych osób, z przeróżnych miejsc i historii.. po prostu nie istnieje dopóki Cię tam nie ma, dopóki nie jesteś w centrum tego wszechświata. No i tak właśnie Cię przeżywam. Tyle, że to złudzenie, mechanizm obronny, a emocje są prawdziwe, bo robotem nie jestem. I ten smutek, żal, gniew, zawód i zaskoczenie nie łączy się namacalnie z rzeczywistością- czy też z tą jej częścią, do której nie mam dostępu. Mózg wariuje, wtedy krzyczę, przepraszam. Haha, ale teraz pomyślisz sobie, że moje wrażenia ograniczają się do siedzenia w łóżku i dysocjowania. Nic bardziej mylnego! 
Wiesz jak zabawnie wygląda grudniowy wykres? Narysuję Ci go tu: 


                                          /  \                        /  \
___________        _____/      \__________/      \__________
                      \      /
                        \  /


strasznie zabawnie to wygląda, szczególnie gdy cofnąć się nawet miesiąc czy dwa.
W sumie to nieistotne, przecież, cytując sama siebie, "przecież do ścian gadam, nie do człowieka, nie do materii czystej". Ale aktualnie gniewam się na Ciebie. Bo, chociaż wiem, że przecież nie masz takiego obowiązku, a wręcz przeciwnie, uważam, że z czystej kurtuazji powinieneś zapytać. Tak po ludzku. Pewnie nawet tego nie czytasz.



Zakrywam kończyny, chcę umysł odsłonić, odbija się od ścian w sam środek jego kłamstw trafia. Rzygam na samą myśl o tym. Grudzień to najgorszy miesiąc w roku. Styczeń też jest obrzydliwy. Jutro zaczynam bieg. Chcę teleportować się już do drugiego tygodnia stycznia. Jeszcze tu wrócę na dniach. A przynajmniej taki jest wstępny plan.




A mówiłam Ci, że wiem też jak zrobić kawior z wódki? 

wtorek, 27 listopada 2018

A ty jesteś Nicość. Bo chyba nigdy nie istniałeś.

Wiesz, że nic się nie zmienia?
To zabawne, że przez tyle lat mi nie uwierzyłeś.. A nie ma sekundy w mojej czasoprzestrzeni, której nie wypełniasz sobą. Czy wspomnieniem siebie. Ciebie.
I wszyscy dokoła mówią, że to kwestia czasu, te słowa mi cegłą w łeb wbijają, oczy mi neonowym błyskiem wypalają, ręce dookoła ciała zaplatają i przed drzwi wypychają. 150mg to przecież jedyne, czego mi potrzeba. Wiesz, że nie wierzę w miłość. Ale wiem, że w tym przypadku się nie mylę. Nic się nie zmieni. Nigdy.


M.Z.D.B.N.M.C. Chylińska w punkt. W punkcie. To nie jest zabawne nic a nic.


Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. x 3
Nowe sytuacje testują stare mechanizmy obronne. One weryfikują siłę i gotowość.


I mogę w dowolnym momencie głowę odłączyć, uśmiech z twarzy zdjąć i spojrzeć na Ciebie czysto mechanicznym wzrokiem. Nic tam nie ma, nic, i choćbyś sypał asami z rękawa, to nadal nie będzie to. Nie ma w mojej głowie po prostu miejsca na nic innego. A ta przepełniająca mnie pustka do głodu niewyobrażalnego prowadzi. I znów się w tym zatracam, i znów się byle czym zapycham. Byle Tobą nie oddychać. A ty jesteś Nicość. Bo chyba nigdy nie istniałeś.


Jestem gdzieś między podzieleniem się dźwiękami, rzuceniem laptopem o ścianę a przytulaniem Twojego zdjęcia. Jestem gdzieś między historią a nieudolną narracją z wyjątkowo słabym aktorem. Jestem między dwoma parapetami, między zapaleniem gardła a podpalonym sercem. Między wyrzyganiem fast foodów a zlizywaniem kurzu z podłogi. Jestem, choć nawet nie wiesz gdzie, choć nawet nie wiesz po co, choć zbyt wiele się nie zmieniło. I nie masz pojęcia, i nie myślisz o tym nawet, i krzyczę na Ciebie, tak głośno krzyczę do ścian, nigdy Cię nie było, uderzam Cię w twarz i wbijam paznokcie w szyję, nigdy Cię nie było, coś znów mi z oka wypełzło przez Ciebie i Twoim zapachem jest znów naznaczone, po chwili przepraszam i płaczę, ale nigdy Cię nie było, wiesz? jak mam nie gniewać się? dlaczego Cię nie było i dlaczego znów nie ma, nadal nie ma, przepraszam, to chore i błędne, to bez sensowne, bo przecież do ścian gadam, nie do człowieka, nie do materii czystej. Przeżywam bez Ciebie największy horror z Tobą w roli głównej. Ale nie odbieraj tego personalnie. *W tym miejscu był docinek, znasz mnie* To tylko moja wewnętrzna rozprawa. I już nie Twój problem. Pewnie nawet tego nie czytasz.



I mogłabym tu napisać coś o takim Panu w masce, ale będę się wściekać na siebie za tydzień czy dwa, bo za tyle właśnie zniknie z mojego świata. I będzie tak w kółko, i w kółko, i w kółko.





Leżałam w łóżku i były ze mną dwie muchy. Obłaziły mnie  z każdej strony, jedna najbardziej lubiła siadać na głowie. Denerwowały mnie i postanowiłam je zabić. Zabiłam jedną. Znów siadały na mnie
dwie muchy.

To zrozumiałe- nie pomyślałam.

Zabiłam muchę. Oblazły mnie dwie muchy. Zabiłam muchę. Oblazły mnie dwie muchy. Jedna mucha siadała na ikonce okna na laptopie. Otworzyłam okno, mucha wyleciała.

To zrozumiałe- nie pomyślałam.

Położyłam się znów i na mojej głowie usiadły dwie muchy. Za którymś zabiciem spotkałam trzy muchy. Zabiłam wpierw jedną muchę a następnie kolejną. W pokoju znów były dwie muchy.

To zabawne- nie pomyślałam ani przez moment.

I wiesz, że zabiłam je wszystkie? Przepędziłam zły omen gdzieś między 2:00 a 3:40 w nocy. Tylko gdy rano się obudziłam w pokoju znów były muchy. W liczbie dwóch.





Nie mam siły na zakończenie, muszę iść siku i zapalić papieros a jest 2:26
powiem tylko, że nie widzę za bardzo sensu