Przeżyłam najcudowniejsze dni w moim życiu. Był to mój trzeci Woodstock i pobił on wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w ciągu 20lat, które żyję. Czułam, jakby cały wyjazd był jednym, spełniającym się marzeniem, na które czekałam całe życie. Przeszłam ogromną przemianę umysłową na dość krótki czas przed wyjazdem i ta przemiana sprawiła, że wynoszę go na piedestał boskości.
Na wstępie opowiem o naszych przeżyciach, następnie przejdę do kwestii organizacyjnych i coś tam coś tam.
Wybraliśmy się w trzy osoby. Wyjazd około 23, przyjazd w okolicach 5 nad ranem. W samym Kostrzynie przywitał nas deszcz, który w początkowej fazie mżawki nie był złowrogi. Jednak na mżawce nie poprzestało i zaczęła się ulewa. Wskoczyliśmy do namiotu w którym spędziliśmy następne 8h (4h śpiąc po podróży).
Po 5h w namiocie ściany zaczęły przeciekać, po 8h padało już w środku. Deszcz padał nieprzerwanie 13h wielkimi, obrzydliwie mokrymi, zimnymi kroplami. więc dreptałam w moich mokrych czerwonych trampkach i wznosząc ręce do nieba krzyczałam "no przecież 'we crowned the sun'!", ale Bóg Słońca był dla nas surowy tego dnia. Drepcząc w przemoczonych butach po polu próbowaliśmy nie wpaść w kałuże sięgające do połowy łydek, choć niestety czasem i w takich się zanurzaliśmy. Błoto było wszędzie (niektórym sprawiało to wielką frajdę). Pierwszy dzień spędziliśmy jeżdżąc po Kostrzynie w poszukiwaniu kaloszy i kupując worki na śmieci, które służyły za peleryny. Na drzwiach sklepów powywieszane były kartki "KALOSZY BRAK", które doprowadzały mnie do płaczu i śmiechu jednocześnie. Sytuacja zmusiła mnie do opracowania sposobu wiązania worków na śmieci na butach w taki sposób, aby ochronić przez zmoknięciem stopę i buty oraz zapewnić sobie ochronę przed błotem. Poniżej macie wynik kombinowania z workami. Udało mi się zrobić nieprzemakalne i wielowarstwowe na podeszwie ochraniacze, które wytrzymywały ~6h łażenia po piachu, błocie i asfalcie :D
Przed wyjazdem obczailiśmy mniej więcej każdy z zespołów który zagra, oceniając je w skali od 1-3, gdzie 3 oznacza "muszę na to iść". (BMTH dostało 50 ^^ ) Rozpisaliśmy sobie cały harmonogram imprez. Wędrowaliśmy kilometrami między scenami, głównie trzeźwym, radosnym i tanecznym krokiem. Odkrywaliśmy cudowne muzyczne światy, o których wcześniej zbytnio nie mieliśmy pojęcia. M.in. ogromnym i mega pozytywnym zaskoczeniem był zespół Nine Treasures. ( https://www.youtube.com/watch?v=MIrE6S5B5co ) Tłum się bawił, ludzie skandowali chińskie słowa i było cudownie. Jedna z największych zabaw była na Enej.
( https://www.youtube.com/watch?v=SOsU9JlMQJw )Można nie słuchać takiej muzyki na codzień (jak ja), ale to co chłopaki robią na scenie jest roz-pier-do-lem. Na żywo brzmią genialnie, wokalista brzmi identycznie jak na nagraniach, zespół klasa sama w sobie. Trąbki, saksofony, akordeon brzmiały CUDOWNIE. A dodatkowo większość tłumu znała tekst więc wszyscy bawili się, tańczyli i śpiewali. Wybawiłam się za wszystkie czasy, drąc gębe i tańcując jak szalona. Ledwo wracałam do domu (auta :D ) bo tak bolały mnie nogi.
Trzeciego dnia był upał. Bóg Słońce jednak mnie kocha. Kocha mnie aż tak, że spalił mi ramiona. Ale ja się na niego nie gniewam :)
Tego dnia wyczekiwaliśmy na BMTH. Chodząc na różne koncerty mieliśmy głównie ich w głowie i podśpiewywaliśmy sobie teksty pod nosem. Niestety w internecie nie ma filmiku z tego koncertu (nagranego w profesjonalny sposób), ale jeśli będzie, to go tu wrzucę.
Tak wyglądaliśmy przed najbardziej wyczekiwanym przez nas koncertem- Bring me the horizon
Wstawię tu pare fotek z koncertu. (fot.Szymon Aksienionek, Anna Migda, Dominika Rutkowska )
^największy przystojniak Woodstocku2016 (zaraz po Matim, oczywiście :3 )
Ich koncert był szczytowym momentem festiwalu, jeżeli chodzi o emocje. Czułam jednocześnie ludzi obijających się z każdej strony, ból na biednych, skaczących stópkach, pot na ciele, ciarki i dreszcze przeszywające mnie bez przerwy, (były tak intensywne jakby całą powierzchnie mnie nękały miliony dłoni, a nie zwykła gęsia skórka), ból w krzyczącym gardle, głośną muzykę w uszach, ból mięśni twarzy od śpiewania i cieszenia się.. i przede wszystkim ogromną radość, miłość, spełnienie.
Ogólnie podczas trwania festiwalu niejednokrotnie w moich oczach pojawiały się łzy. Wzruszałam się tyloma rzeczami, wszystko było przepiękne- widoki, muzyka, ludzie, emocje, uśmiechy, rośliny.. Zachłysnęłam się światem wielokrotnie w ciągu tych 3 dni i rozpływałam się w uczuciu wszechogarniającego szczęścia. Te 3 dni były najlepszymi w moim życiu.
Ogólnie bardzo chciałabym wspomnieć o kwestii organizacji. Zwiększona ilość policji, ochrony, patrolu (pomimo swojej problematyczności finansowej), wyszła na dobre. W tym roku było tak bezpiecznie i spokojnie, że zastanawiałam się co się stało z tymi wszystkimi ludźmi, którzy zawsze robili na Woodstocku rozpierdol. Nie widziałam żadnych strasznych sytuacji, nie widziałam pijanych ludzi leżących nieprzytomnych na drodze, nie widziałam zarzyganych ludzi pod kiblami. Uważam że świetnym rozwiązaniem jest zakaz picia alkoholu pod sceną. My wypijaliśmy piwa przed koncertami, a pod sceną bawiliśmy się bez niego. I to jest super, bo nie ma tak dużego ryzyka dostania w głowę puszką od piwa czy zostania oblanym. No i puste puszki nie plątały się pod nogami. Policjanci byli przemili, pomocni i mili. Pokojowy patrol zawsze służył pomocą i wywiązywał się ze swoich obowiązków. Nawet Toi Toie były w tym roku czystsze! :D
Jestem pod ogromnym wrażeniem funkcjonowania tak ogromnego festiwalu, wszystko po prostu DZIAŁA. Miałam wrażenie że w związku z polityczną syt. dot. Woodstocku ludzie się ze sobą zjednoczyli. To było zresztą słychać gdy ze scen leciały hasła komentujące tą sytuacje ;)
Mam nadzieję, że nie odbiorą nam tego festiwalu. Jeśli tylko za rok się odbędzie- pakujemy się i ruszamy, po kolejne, cudowne wspomnienia :)
PS: śmieszna rzecz: kiedy myślisz, że widzisz byłą swojego faceta, a to facet w sukience w kwiatki ^^
Dużo dał mi ten wyjazd, poukładałam sobie w głowie kilka spraw, które męczyły mnie od jakiegoś czasu. Wyciągnęłam z nich to, co najlepsze i zostawiłam niezaczęte historie. Odpoczęłam i zregenerowałam się. I rok studiów za mną, zakończony ze średnią 4,7. Teraz czas na wakacje. Woodstock to idealne ich rozpoczęcie, które już teraz dało mi ogromny relaks umysłowy.
Nie sądziłam, że będę czuć to tak głęboko i mówić o tym tak pewnie ale-
kocham ludzi. kocham świat. kocham żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz