Wylało mi się to, co tak pewnie w dłoniach trzymałam, wylało się z wlanym płynem, Pan B. miał racje, Pan B. znów miał racje. Nie umiem zapisać tu tego, co mam w głowie. A może po prostu nie chcę.
Głowa moja snuje plany, wyprzedza świadome toki myślowe o kilka-naście-dziesiąt lat i kilka odległych państw. Zmienia wizję przyszłości osób z mojego otoczenia, które bezpośrednio nic z tym wspólnego nie mają.
(denerwuje mnie to, że nieożywione przedmioty zaczynają się ruszać, ale gdy do zderzenia dochodzi- udają martwe. )
Czuje tę regresję, czasem jestem z niej nie tylko zadowolona, ale i dumna, a jednocześnie sprawia ona, że trzewia toksyną mi się wypełniają i od środka mnie zżerają.
I pojawia się myśl, która dręczy mnie przez 65% (13lat) mojego życia-
C H C E M I E Ć W G L Ą D.
O ile prościej by było, ale funkcjonowanie nauczyło mnie, że hamować trzeba niewyrażone (albo i nawet wyrażane, lecz aluzyjnie). Ale mam też świadomość tego, że u innych te procesy nie zachodzą tak szybko, lub może powinnam powiedzieć.. naiwnie/pochopnie/Ź L E (?)O ile z każdym ją tworzę, mam, posiadam, pielęgnuje lub zatracam- z nim.. z nim chyba nie rozpoczął się etap tworzenia. Myślę, że to kwestia bariery, ona jest przeogromna- do tego stopnia, że niektórzy udowodnili, że taka bariera przyczynia się do zmian osobowościowych. Hm.
Jeśli chodzi o tego, który w moich dłoniach wyewoluował za moją inicjatywą, nie wróżę w tej kwestii niczego dobrego. Wróżę wręcz rozłam. Chyba już mi się nie chce. Albo mi się znudziło?
Nie ma ani tego, ani tego. A chciałabym obie.
W głowie tętni mi 'złudna złudna złudna', od tylu lat, a ja taka głupia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz