*Na chwilę zawieszam się na beżowej ścianie i czuję,
jak mój oddech zaczyna być coraz bardziej równomierny.*
Gębę mi daj. No gębę mi daj!- z krzykiem.
Nieśmiałość tempo działania wyznacza. Spogląda na mnie spod długich rzęs, kościste dłonie na ramieniu mym składa. Przebrzydła dziwka o niewinnej buźce. Nigdy nie jestem pewna jej zamiarów i nasycenia emocjonalnego jakie wprowadza do naszego związku. Nieprzewidywalna, pozwala mi kierować sytuacją za pomocą sznurków przywiązanych do jej umysłu. A gdy upadam- z uśmiechem podnosi i po głowie głaszcze. Następnie o gębę prosi. I nie wiadomo jak długo to jeszcze będzie trwało. Ale pewne jest to, kiedy się to zakończy. Ale to temat do przemilczenia.
Kwestia realności jest chyba tym, co bardziej nas dzieli, niźli łączy. Tam, po drugiej stronie, czekają na Ciebie wierne fanki i wyznawczynie. Ale to modna przykrywka nie-takiej-szarości. Banał w undergroundowym wydaniu. I czuję, że zazdroszczę. Cholernie zazdroszczę, nie będę tego ukrywać. Zazdroszczę, bo po mojej stronie czekają mikroskopijne, czarne krople łez i wstrętu, które unosząc się w powietrzu zaklejają mi oczy, dłonie, zalewają w końcu w postaci smoły i kwalifikują do eutanazji. Choć zapewne i u Ciebie tak jest, to jednak smoła ta jest posypana brokatem. A to chociaż jakoś kurwa wygląda. A nie. Smoła. Smoła i wymiociny. I choć przykrywam to banałem, to i tak z daleka słychać szepty. A to już jest po prostu meczące.
To zabawne, jak sen mój Cię przywołał. I temat Twój tu poruszyłam. I jesteś. I wróciłeś. No, może prawie.. Przewidziałam to? A może po prostu zbliżał się "Twój" czas? W końcu minął już prawie rok, przyjacielu. Ostatnim razem było to rok i pięć miesięcy, a później dziesięć miesięcy zabawy. Idiotyzm. Wiesz, chyba nie chcę się w to znów bawić. Wiesz.. Chyba tym razem powinieneś dać mi spokój.
Struktura mi się rozwarstwiła. Gdzieś międzymiastowo, gdzieś międzywymiarowo.. Nie wiem w czym rzecz. Czy we mnie, czy w nich, czy w powietrzu, czy w polityce. I znów mogę mówić o zrozumieniu, znów mogę o różnorodności sytuacji, reakcji, ale chyba nie to powinno być sednem sprawy, skoro i tak kończy się tak samo. Dobijająca świadomość, której zmianę poddaję wątpliwości.
No i pozostaje kwestia dni. Moje ciało będzie już wolne, a nie unicestwione empatią i społecznymi przykazami. To dla mnie ważne. Choć nie wiem, czy powinnam aż tak cieszyć się na myśl o tym. W każdym razie w całej tej radości jest też obawa.
Obawa. Po prostu.