sobota, 29 lipca 2017

Jest zaskakująco.

Ta lekkość, gdy mimochodem wypełniają się słowa i myśli. I w głowie mojej wiruje obraz zamazany, plama bez treści, jedynie forma i kilka prostych odczuć, tych zapomnianych. Wspinam się po ściankach kolejnych elementów dokładanych do rozwoju wydarzeń. A jednak wszystko stoi w miejscu. I biegnie w naszych umysłach.

Znaki zapytania, to znaki na niebie, które od kilku miesięcy wydłubywały mi oczy. Zawsze zachwycam się tymi impulsami, które przeszywają mnie na wskroś i udają, że to nie one. Ogniki wygaszane w spojrzeniach bez intencji. Milczące wnętrze mojej osobowości.

Otwieram Ci świat bez dna. Trochę jak Wonderland w krzywym zwierciadle. I czerń zachwyca, i biel, i róż. I wszystko. To zaskakujące. I miłe.


I choć w tym momencie nie czuje nic, prócz bólu każdego najmniejszego fragmentu mojej przestraszonej skorupy, to skąpana jestem w pięknych, gęstych słowach. I ich otulanie daje spokój. W tym całym niepokoju szarości.



Nie wiem czy się rozpoznamy. Czy jednak nie jestem jedynie obcą kreaturą gdzieś na drugim końcu korytarza. Nie wiem czy moje drżenie mięśni twarzy łączy się z moim imieniem. Czy śmiech mój wybrzmiewa tym samym echem. I czy nie jesteś po drugiej stronie lustra. W świecie, w którym nie istnieję.



Odkryłeś przede mną kartę złości. Rozmyślam nad realizacją i wbijam sobie paznokcie w ciało. Nie ma dla mnie nic gorszego. Ale jak nie niedługo, to później. Moje zaplanowane cele zawsze się realizują. Prędzej czy później. I to nie tylko ze względu na realne postrzeganie możliwości zarówno świata zewnętrznego jak i moich własnych predyspozycji, ale też na upór. Mogę czekać. Mogę czekać na Twój obłęd, absurd i mój triumfalny, milczący śmiech.



To ta historia, w której przydałoby się, aby pojawił się ktoś rzucający spoilery. Ciekawość roznosi mnie od środka. Póki co mam skrawki, które zbieram z zabałaganionej podłogi i przytulam. Przytulam aż do połamania kości.




Przeurocza jest ta ostrożność. Dobór słów, określeń. I wybuchamy, gdy okazuje się, że mamy tak samo. Wszystko przychodzi naturalnie. Co w teorii powinno być przerażające.
A chyba nie jest.
Jest zaskakująco.



Wpatruje się tępo w ściany, które przesiąkają bakteriami. Nie lubię tego stanu, w którym ciało odmawia posłuszeństwa i nie współgra z moim umysłem. Łykam ohydne tabletki i liczę, że z każdą godziną będę czuła się coraz lepiej (spoiler: tak się nie dzieje).




A tak poza tym, założyłam coś takiego:
https://sadmadamme.sarahah.com/
można mi pisać rzeczy. anonimowo. bez obaw.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz