I jeden wciąż. Jedyny. A drąży i drąży, bez miąższu w mej głowie zaprzysiężonej. Bez końca.
I jak mam z ludźmi rozmawiać? Ich głowy wypełnione pustką pod ciśnieniem, zaraz eksplodują twarzoczaszki i wyleją się na mnie głupoty. A ich w bród, smród tylko niedomytych idiotyzmów mnie przytłacza. I sama w głowie swojej. Rozmawiam. A jakże.
Nie wiem kim jestem. Przekręcam głowę by wzrok wyostrzyć. Nie wiem w czyich oczach się odbijać by prawdę dostrzec. Uwijam się. Przybieram formę dostosowaną do wymagań. W kształt. Jakiego potrzebujesz.
Można by rzec, że jednak zrobiła z nim to samo. Zobaczyłaś? Ale tym razem jest trochę inaczej. A może było. Ale tylko na początku. Teraz jestem zła. Bo czuję bezczelność i kłamstwo. Nie wierzę w żadne słowa.
Rozległe wiązki myślowe wypuszczam. Niektóre nie znajdują gruntu przyczepnego, więc wracają obijając mi skronie. Lustro na którym siedzę ukazuje mi twarz pokrytą zmarszczkami. Rozpadłam się na milion niedokończonych tekstów. I tonę. Oddychanie beztlenowe.
Zbyt szybko się wypalam. A może rozpalam? Już ciężko za tym nadążyć. Siarka wypływa mi spod paznokci i obłęd mi skórę roztapia. Jednocześnie dążę i unikam. Później konam. Studzę rany wypalone żarem. Podejmuję kolejne próby, choć wiem co mnie czeka. W końcu ćmą jestem. Mało we mnie z człowieka.
Boję się prosić ludzi o podnoszenie mojego ciała z podłogi. Jednak coraz głośniej szepcząc krzyczę im do uszu, bo chyba nie do końca ufam samej sobie. Granica, cienka granica. Już jedną przekraczam, wiązką B.
I znów spowolnioną motoryką zamykam usta i umysł. Oddaje się Fortunie. Ale nic nie zakładam. Ale to się pewnie zmieni. Bo znam siebie. A ten blog, do kurwy nędzy, od tylu lat jest ciągle o tym samym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz