piątek, 5 maja 2017

A po PESTCE przyszła PUSTKA.

Banałem trącąc zastanawiam się, czy to nie był tylko sen. I słów mi brak. A uczuć tak wiele. Choć teraz została już sama pustka. po pestce.

Były obawy, był płacz, był brak snu. Ale gdy w końcu dotarłam wagonem bydlęcym do docelowego miejsca, wszystko się zmieniło. Choć też nie na początku.
Ta obcość. Surowość. Nijakość. I nawet nie zauważyłam momentu, w którym ściany i obrazy ewoluowały mi w rękach, eksplodowały w sercu i rozpłynęły się w żyłach. Przypływ emocji, które ukoiły moje rozedrgane ciało. I oni.

Dopiero po dłuższych chwilach zamyśleń znalazłam sposób. Skuteczny. Malujący uśmiech na mojej twarzy i wyzwalający mój idiotyczny śmiech. A to piękne.

Zmęczenie, niewiele snu, chaos, wyczekiwanie, powroty, śpiewanie rodzicom po pijaku, i od nowa, od rana, ponownie. Ucieczki z zimna (choć i były elementy rozgrzewające) do ciepła (gdzie czasem były elementy chłodzące). Koncerty, westchnienia, przysypianie z nudów, ekstaza, niewygodne siedzenia, zatapianie w fotelach, bolące gardło, katar, spojrzenia, wydatki, spacery, liczenie, wspomnienia, pragnienia, spełnienia, przyjaźń, miłość, radość, radość, radość. P E S T K A .


A jeszcze gdy Fortuna kulawa mi ludzi przynosi.. To dopiero są piękne dary.


To była IX edycja festiwalu. Pokonała edycję VI i VII, które dotychczas przynosiły najwięcej wspaniałych wspomnień.

Tegoroczna Pestka koi ból wizji niepojechania na Woodstock. (choć nadal wierzę, że pojadę)

I nawet ból braku ich mi zmalał. Na jak długo, ciekawe. Ale ważne, że nie drąży mi umysłu. I uśmiecham się, gdy zamykam oczy.



Domyślam się, że niedługo powstanie nowa notka. Bo za dużo jest we mnie. I dookoła mnie. Ale to nie czas na to.

I znów. Uśmiecham się, uśmiecham, uśmiecham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz