niedziela, 24 września 2017

Pełnia.

Denerwuje się, bo dziś jest mój ostatni dzień wakacji i w związku z tym chodzi mi po głowie tekst "Twoja skóra pachnie jak ostatnie dni wakacji". A wole mieć w głowie.. ładniejsze rzeczy.



Biegną mi przed oczami słowa, i gesty, i zapachy przeróżne. Ludzie, zmiany relacji, wymiany w hierarchii.. Tak wiele czynności i motywów, tysiące znaków na niebie i wydumanej pewności ówczesnego stanu rzeczy. I lubię ten mój świat. Naprawdę.
Lubię oczy rozbiegane, ciągłą walkę dążeń, zaskoczenie na twarzach ludzi, gdy opowiadam im trywialność. Doganiam myślą kolejną myśl, niektóre wyrzucam, inne celebruje do granic możliwości. Zmienia się zewnętrze, zmienia się wnętrze. Czasem nawet w ciągu ułamka sekundy. Pojawia się lęk lub po prostu głośne westchnienie. I co jakiś czas jestem w tym miejscu, jakieś 40 km nad Ziemią, zamiast oczu mam studnię, a zamiast serca ogień.

Powtórzył się schemat, którego tak się bałam. Ale to chyba dowód na to, że jest to nieuniknione.. więc chyba nie będę się tym przejmować. To głupoty, głupoty, głupoty. Tylko chyba nie spodziewałam się tego w takich okolicznościach ( w tym momencie się trochę śmieje xd).



I wypuszczam myśli moje niesforne na przestrzeń czasowookolicznościową kilkumiesięczną. Nienasycenie niedoświadczeniem, a wiem, że piękne rzeczy już tylko czekają by się napatoczyć pod moje bose stopy.  Czuje niesamowicie przyjemną pełnie dookoła siebie i w sobie. Jak cudnie mi się świat zewnętrzny układa. Dominujące emocje to przede wszystkim spokój. Później jest radość i spełnienie. Jest dobrze. Jest dobrze. To miłe. ...i chyba już kiedyś wspominałam, że jest zaskakujące ;)


Zbieram się w sobie, przybieram moją powerpose i zakładam okulary na nos. Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi to stałam się kolekcjonerem pięknych emocji. I jutro właśnie idę na łowy.


I dorzucam niedokończony fragment tekstu napisany jakiś czas temu:




I tak płynie mi. w rozbieżności. dwojakich sił.
I plącze się niemiłosiernie. siwy dym.
I zimno mi. Choć ciepło i tu. i tam. mogłabym... rozpłynąć się. Aż.


biegnie, strudzona szarym pędem bez podłoża, noga moja-na szynach
ruszyła
kurtyna
i szyja moja owita. strumieniem łez. lecz można też. rozkwitać.

rozkwitam więc.

myśl jego wonią cielesną do góry
cielesność wonią moich myśli niedbałych
obawy- co stokroć mocniej od żaru palą
ze skały- skruszonych moich poddanych.



Dobranoc. Mam tylko nadzieję, że dziś już nie obudzę się z krzykiem przez koszmary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz