Bolą mnie słowa. Znaczą tyle, co szczerość. A w mojej głowie jak obelga. I to ta najgorsza. Jesteś niechciana. Co znaczy, że w pewnym stopniu jesteś nikim.
Nie mogę się wyzbyć tych filtrów, które metale ciężkie na wierzch wyciągają. Rdzą mi stawy obrosły i bezużyteczną marionetką w jego oczach się stałam. Zawsze nią byłam. Ale z przekonaniem swojej sprawczości. I tylko oczy patrzące się zmieniają jak w kalejdoskopie. I oświetlenie sceny. Spektakl dla jednego, niekochanego aktora. Bez serca.
Co to za kot? Mruczy do ucha i wygląda przez okno. Wąsami łaskocze moją moralność. Z rozkoszy codzienności, w betonowym paśmie niepowodzeń tonąc, wbija mi pazury w krtań i owija mnie swoim ogonem. I nie ważne czy jestem przytomna. On robi swoje. Można by pokusić się o stwierdzenie, że jest moim najlepszym przyjacielem, w końcu jest ze mną od tylu lat. Ale gdy krew miesza się ze łzami zaczynam w to wątpić.
Działania na kontrze wywracają świat do góry nogami. I przeplata się dążenie-unikanie pulsując w rytm moich mrugających oczu. Nic nowego. A wręcz powrót na stare śmieci. I nie chce nikomu zawracać sobą głowy. A z drugiej strony co dzieje się, gdy tylko zatrzaskują się drzwi.
Aby tradycji stało się zadość nucę w kółko mantrę na utratę pamięci i wspomnień emocji. I wiem, że to nic poważnego. Ale chyba z braku laku mój celownik osiadł na bezbronnej twarzy. Prostuję stawy i przemieszczam się na zwiedzanie opuszczonych świątyń. Spleśniałe pająki wiszące pod sufitem dały mi do zrozumienia jak długi czas mnie tam nie było. No cóż, kilka lat temu ogłaszałam, że dawno jej nie widziałam, a dziś witam ją z mniej lub bardziej na siłę otwartymi ramionami. Łamanie kołem.
Gorzej nie będzie. A teraz.. Teraz i tak jest nieźle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz