niedziela, 17 maja 2015

130.

Chciałam być pół roku w przód.
Minęło 5 miesięcy, 10 dni. 

                                                                                                    130 dni dokładnie.

Nie mogłam przewidzieć faktu nieumiejętności umieszczania chęci w ramach czasowych.
Okazuje się, że 6 miesięcy znaczyło "nie mniej niż 8".

Fuga dysocjacyjna rozmazuje mi wszystkie wspomnienia z theatrum mundi.



Nie jestem w stanie określić nic. 
Nie jestem w stanie wyjaśnić nic. 
Nie jestem w stanie namaścić. 


On jedyny pewny jest moich namaszczeń umiejętności, którymi skleić usta jego mogę spazmem z ambrozji nabytym, śluzem ich oczu zmęczonych, gniewem, co w zwojach wyryty.
Udręczenie ścieżkę na czole zmarszczonym rozpoczęło samotną, w szkle się potłukło, w łonie mym wyblakło. Mój błękit uczuć zawsze szukać będzie nowej przystani na swą rozległość.
I on jedynie, bezbożny towarzysz, dąc w mój skalp wydrążony, użalać się nad tym zanosi(na płacz). 

Testosteron mi w papierowych dłoniach się sączy; wlej mi go w krtań, zaśpiewam "veni, vidi, Deus vicit". 
Utonę w myśl niespokojną. W bez-Tobie. 


Stawiając kolejny krok, cofnąwszy się między dwoma z bibuły ścianami, ptak mi nadleciał niepokorny i słowem zgorzkniałym uraczył. Zrywając nowiu poświatę, w fazę kurczenia wkroczyłam, i kurczę się w tempie Alicji, kurczę się gargantuicznie, kurczę się niebotycznie. 
Zamknęła mnie znowu w czarnym pokoju, wypija mi słowa, wypija mój grzech.
I dąży bez końca do ukatrupienia, i krąży na scenie wystawiając lęk. 



Dawno nie pisałam, rzygam  na klawiaturę bawiąc się słowem i mijając się z celem.



Krążąc i w koło, i w koło, i w koło, bezsensem kreślę polisyndeton.
Na chwilową zabawę ID pozwoliłam, lecz S-E do porządku mnie przywołuje. Dziękuję.

Wybaczcie barokowość, też jej nie lubię.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz