... To dobrze. Chyba można powiedzieć "w końcu". Taki był przecież mój cel, o którym wiedziałam od dłuższego czasu. I w końcu jestem W. W końcu W. I co dalej?
Zadziwiająco przyczepnie stąpam po ziemi. Kto jest po drugiej, trzeciej stronie? To chyba nie ma znaczenia. Znaczenie mam ja, w swojej głowie i świecie. Niebywała przemiana, umocnienie w kościach. Tańczę na mrozie i zasypiam opatulona w koc. Dla siebie.
Jedna z tych, która najbardziej skrywana, dziś przeżywa swój triumf. Nie angażuje się zanadto- bo i po co marnować energię na kogoś.. takiego? A i tak skręty obrazują się pięknie- już nie naocznie, ale wiem jak to wygląda.
Na razie ciężko określić cokolwiek. Śmiesznie, że działam jak moja siostra. Ale to mnie chyba ratuje. Obserwuję, krew przetaczam i oddech zabieram. A ludzie dookoła są jakby bardziej szczęśliwi.
Chyba po prostu zbyt mało czasu minęło. Daj sobie czas, daj mi czas. Oddychaj spokojnie i miarowo.
Daj. Sobie. Czas.
I daję. Cudownie jest mieć taką kontrolę.
Oddycham. Budzę się co 40 minut i spoglądam na zegarek. Oddycham. Dryfuję gdzieś między punktem A a wyobrażeniem punktu B. Znów się pojawiasz. Minęło 40 minut. Oddycham.
Wybudzenie to wynurzenie głowy spod tafli wody. Dajesz mi ciepło i zimno. Oddycham. Przychodzi poranek. Nie wiem ile minęło czasu i jak się tu znalazłam. Ale to chyba tylko wyobrażenie. I zmęczenie. Ze szczęścia.
Stoicyzm wkradł się do mojej głowy i zapuścił korzenie. Podobnie było te 8 lat temu. To chyba dobry sposób na poukładanie sobie takich wydarzeń. I na wyplucie toksyn, które ktoś wlewał przez gardło dłuższy czas.
Znów jesteś, słońce. Piękne wschody i zachody. Gdzieś zgubiłam Cię za szarą mgłą, gradobiciem, deszczem. To nie były elementy mojego świata. Zatrucie środowiskowe, przeklęta skaza toksyczna, alarmowe stany ekosystemu.
Będę tu, będę tu dla nas. Promieniem zjednana i otulona, rozgrzana do granic możliwości, stęskniona po naszym rozstaniu 8 miesięcy temu. Jestem tu. Jestem słońcem.
wtorek, 27 lutego 2018
Słońce.
Etykiety:
akt,
aliceinwonderland,
bóg,
codzienność,
erotyk,
erotyka,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
środa, 14 lutego 2018
Paraliż.
(Nie możesz mówić, że nic się nie stało. To nie śnieg, lecz wirujące opiłki metalowych kluczy padają na Twoją twarz. Nie możesz mówić, że nic się nie stało. Jeszcze wczoraj Twoje nogi nie miały takiego koloru i tylu bram. I choćbyś bardzo chciała, i choćbyś wierzyła całą sobą. Nie możesz mówić, że nic się nie stało, kiedy dzieją się te wszystkie rzeczy wokół.)
Przed chwilą pierwszy raz od dawien dawna zaśmiałam się sama do siebie. Zorientowałam się, że jego już nie ma w moim życiu, a przecież niedawno wrócił! To zabawne. Jestem śmieszna. I jak zwykle czekam na moment, w którym aktualność będzie tylko wspomnieniem.
Wiem, że teraz siedzę na jakiejś ławce. Jest ciepło i gęsto dookoła. Obok jest on. Ktoś. I czytamy. Zapętlam scenariusz. Aż do porzygu. Z radości i.. przewidywalności.
Szkoda, że na starość stałam się taka wybredna. Ciężko o lekarstwo i.. ludzie dookoła są jakby bardziej uparci. Albo Ci mniej uparci po prostu już dawno dostosowali się w przeciwnym kierunku.
I to jest jedna strona. Druga.. No cóż. Nawet ciężko to jakkolwiek opisać. I nadal nie wiem, co jest tą prawdziwą stroną. Tak jak i oni są po dwóch stronach- ciekawy ten dualizm, którego nie dostrzegłam. Czułam, ale świadomie nie widziałam. Prosta ucieczka, zwierzęce wyżycie się, czerwień, czerwień, czerwień.
Tonąć można bez końca.
Co trochę. Powietrze.
W płucach. Bezdenny.
Paraliż.
I znowu.
Chcę.
Zapomniałam.
On.
Wrócił.
i "moja głowa", "moja głowa". głowa niczyja.
Czuję, że nic się nie zatrzymało, nie było zwrotu akcji, wzniesienia, spadku, jakkolwiek na to patrzeć. Po prostu chyba jest tak, że wykres dni nie lubi stabilności. A ja niestabilnie w tej stabilności tkwię.
I tak można powiedzieć, że nie ma nic dookoła, a ja wiem przecież jak to wygląda i bucznie gębę wykrzywiam przez wizję dialogu. Czy to wymówki, czy realne spojrzenie, ciężko jest określić. Chyba po prostu należy uszanować stan rzeczy i nie naciągać procy w kierunku bliskich osób.
To przykre, że nie ma we mnie napięcia i ciekawości. To chyba właśnie świadczy o negatywie tych spraw. Ale może otworzy się - ona - (ja?) na słońce i.. tylko fajnie by było robić to idąc za gotową łuną. A nie z ciemności.
Przed chwilą pierwszy raz od dawien dawna zaśmiałam się sama do siebie. Zorientowałam się, że jego już nie ma w moim życiu, a przecież niedawno wrócił! To zabawne. Jestem śmieszna. I jak zwykle czekam na moment, w którym aktualność będzie tylko wspomnieniem.
Wiem, że teraz siedzę na jakiejś ławce. Jest ciepło i gęsto dookoła. Obok jest on. Ktoś. I czytamy. Zapętlam scenariusz. Aż do porzygu. Z radości i.. przewidywalności.
Szkoda, że na starość stałam się taka wybredna. Ciężko o lekarstwo i.. ludzie dookoła są jakby bardziej uparci. Albo Ci mniej uparci po prostu już dawno dostosowali się w przeciwnym kierunku.
I to jest jedna strona. Druga.. No cóż. Nawet ciężko to jakkolwiek opisać. I nadal nie wiem, co jest tą prawdziwą stroną. Tak jak i oni są po dwóch stronach- ciekawy ten dualizm, którego nie dostrzegłam. Czułam, ale świadomie nie widziałam. Prosta ucieczka, zwierzęce wyżycie się, czerwień, czerwień, czerwień.
Tonąć można bez końca.
Co trochę. Powietrze.
W płucach. Bezdenny.
Paraliż.
I znowu.
Chcę.
Zapomniałam.
On.
Wrócił.
i "moja głowa", "moja głowa". głowa niczyja.
Czuję, że nic się nie zatrzymało, nie było zwrotu akcji, wzniesienia, spadku, jakkolwiek na to patrzeć. Po prostu chyba jest tak, że wykres dni nie lubi stabilności. A ja niestabilnie w tej stabilności tkwię.
I tak można powiedzieć, że nie ma nic dookoła, a ja wiem przecież jak to wygląda i bucznie gębę wykrzywiam przez wizję dialogu. Czy to wymówki, czy realne spojrzenie, ciężko jest określić. Chyba po prostu należy uszanować stan rzeczy i nie naciągać procy w kierunku bliskich osób.
To przykre, że nie ma we mnie napięcia i ciekawości. To chyba właśnie świadczy o negatywie tych spraw. Ale może otworzy się - ona - (ja?) na słońce i.. tylko fajnie by było robić to idąc za gotową łuną. A nie z ciemności.
Etykiety:
akt,
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
życie
Subskrybuj:
Posty (Atom)