Modlitwą kolana oprósz, grafitowe powieki wyrzekną się uzurpatora
łzawe, rozedrgane zaśpiewają prawdę- kiedy skona.
Pojemniczek. Naczynie połączone ( z delikatnie zaklejonym łączeniem)
Ktoś znalazł go chyba w Austrii. Nie wiem, czy w Austrii czy w Rosji, ale na pewno po II wojnie światowej.
Ktoś zalał go smołą, dosypał trochę potłuczonego szkła i wyrzucił. Nimfy wodne bawiły się nim, najwyraźniej kilka wieków, śpiewem wypolerowały wnętrze.
Teraz banał je rozpieszcza, sączy jadem brzegi. Ropniem obrzydliwym przełyku, refluksem, skazą białkową, tourettem.
Czas mnie trawi, mięsem jestem, fermentuję w żyłach i w rozkoszy. Zapuszczam korzenie w Tobie.
Nieograniczona i nieokiełznana jest rozpiętość mojej prawej półkuli.
Podwzgórze mięsiste, mięsistość obopólną wyznacza reakcją pilomotoryczną.
W rozwianej chuście bez dna i z kolorytem barw się unoszę. Smuci mnie ziemia i metalowa rama łóżka, smuci mnie jego smutne ciało. Smuci mnie oddech.
Teleportuję się do innej osi czasu.
Po ludzku:
Pod koniec sierpnia/na początku września przyjedzie do mnie to oto maleństwo:
Nazywa się Beza i na dzień dzisiejszy ma 13 dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz