środa, 27 maja 2015

Wyczekiwane.

Siedzę i bez pamięci w znudzeniu się kurczę. Pierwszy dzień zawsze taki jest.
Fizycznie czuje się źle, psychicznie czuje się gotowa. Wiem, czego mam się nie spodziewać i znam najbardziej oczekiwane spojrzenia tych dni.

Słowami płyną w mojej głowie, a w wydźwięku o spazm przyprawiają. Mdł-o-brzydliwe  kreatury XXI wieku, które hostię z ust diabła przyjmują. Nie wstydzą się i krzyczą gorliwie w swe organy fałszywe. Odciąć się chce.

Odcinam się w zeszloroczna falę, która jednak okazala się nie być jedynie iluzja. Trwa do dziś i podmywa żrące węgle mojej twarzy. Co to za stan ?

Będę tańczyć w kolorach i lykac dźwięk. To moje ulubione zajęcie. I tak całe życie.

piątek, 22 maja 2015

Zostaw chociaż.


Kłaniam się nisko tym, co tu zawitali.




Staram się tak gest swój, słowo i wzrok malować, aby szczur do odpowiedniej dotarł klatki. Najbliższe wydarzenia mogą być jednym wielkim show, w którym marionetki biją się o główną rolę.
Jednak wszystko jest z góry ustalone. Ona czuwa.


Ten tydzień miał być tym tygodniem. W podsumowaniu ruminacji słychać jedynie brzęczenie spełnionej pesymistycznej wizji. Znów muszę czekać. Póki co toczą się myśli w kierunku spełnienia. Mam nadzieję, że jutrzejsza gala (a raczej to, co będzie się działo po niej) będzie wstępem do corocznego Festiwalu, na którym przecież jestem tak szczęśliwa.


Miód mnie upija, sekundę w koło zataczam
i w głowie mi krąży, i poci się,  kocha
ta chwila rozkoszna- nie dla mnie te słowa

każdego słuchacza oddechem uracza

-
lecz czas odpowiedni, i miejsce, i wzrok
znów ekstazą obleje pierś nago-owitą
w minie niewinnej wpłynę im głębiej
w następnym nazwą mnie modlitwą.




Zbyt wiele wcieleń mi przez kości przeleciało, bym mogła pozwolić sobie na nieopanowanie. Tym bardziej, że ten dreszcz, który przed sekundą do pionu moje drobne sutki postawił, upewnił mnie w tym doskonale.
Każda emocja związana z czekaniem jest tylko odmętem, który niekiedy na piedestał zwykłam wynosić. I niech one nie będą wyznacznikiem mnie samej. 




niedziela, 17 maja 2015

130.

Chciałam być pół roku w przód.
Minęło 5 miesięcy, 10 dni. 

                                                                                                    130 dni dokładnie.

Nie mogłam przewidzieć faktu nieumiejętności umieszczania chęci w ramach czasowych.
Okazuje się, że 6 miesięcy znaczyło "nie mniej niż 8".

Fuga dysocjacyjna rozmazuje mi wszystkie wspomnienia z theatrum mundi.



Nie jestem w stanie określić nic. 
Nie jestem w stanie wyjaśnić nic. 
Nie jestem w stanie namaścić. 


On jedyny pewny jest moich namaszczeń umiejętności, którymi skleić usta jego mogę spazmem z ambrozji nabytym, śluzem ich oczu zmęczonych, gniewem, co w zwojach wyryty.
Udręczenie ścieżkę na czole zmarszczonym rozpoczęło samotną, w szkle się potłukło, w łonie mym wyblakło. Mój błękit uczuć zawsze szukać będzie nowej przystani na swą rozległość.
I on jedynie, bezbożny towarzysz, dąc w mój skalp wydrążony, użalać się nad tym zanosi(na płacz). 

Testosteron mi w papierowych dłoniach się sączy; wlej mi go w krtań, zaśpiewam "veni, vidi, Deus vicit". 
Utonę w myśl niespokojną. W bez-Tobie. 


Stawiając kolejny krok, cofnąwszy się między dwoma z bibuły ścianami, ptak mi nadleciał niepokorny i słowem zgorzkniałym uraczył. Zrywając nowiu poświatę, w fazę kurczenia wkroczyłam, i kurczę się w tempie Alicji, kurczę się gargantuicznie, kurczę się niebotycznie. 
Zamknęła mnie znowu w czarnym pokoju, wypija mi słowa, wypija mój grzech.
I dąży bez końca do ukatrupienia, i krąży na scenie wystawiając lęk. 



Dawno nie pisałam, rzygam  na klawiaturę bawiąc się słowem i mijając się z celem.



Krążąc i w koło, i w koło, i w koło, bezsensem kreślę polisyndeton.
Na chwilową zabawę ID pozwoliłam, lecz S-E do porządku mnie przywołuje. Dziękuję.

Wybaczcie barokowość, też jej nie lubię.