(Bardzo ładnie mi się warstwa muzyczna z treściową zgrywa, choć pod innymi liczbami obie widnieją to jednak czuję jak we mnie od lat się to łączy.)
^Ale to było wczoraj, dziś już zupełnie inną warstwę muzyczną mam i ona akurat zgrywa się z moim głosem. Przy niższych tonach lepiej, przy wyższych gorzej, a najlepiej przy mruczących. To oczywiste.
I tak się denerwuję w sumie, bo czas mnie goni, a sporo rzeczy nie zależy ode mnie i pozostało mi jedynie czekać, by w pewnym momencie wyskoczyć z łóżka i pędzić w deszczu do punktów X, X i X, o których jeszcze nie mam pojęcia. To takie dziwne uczucie jakby coś mnie goniło, ale jest na tyle daleko, że mam czas jeszcze trochę poleżeć, zrobić sobie herbatę i chwilę pośpiewać.
"Martynka mówisz mi to 4 raz" - i znów pojawia się ta dziwna metaliczna i świetlista pustka w mojej głowie. "Martynka, już o tym rozmawialiśmy" - kiedy, jeśli widzę Cię pierwszy raz na oczy? "Mówiłam Ci, że w sobotę. Powiedziałaś, że super"- kręci się okropnie to wszystko. ,,Jak to nie pamiętasz? Przecież wczoraj o tym mówiłem"- bo przecież przed oczami mam obrazy i nie tracę kontroli. ,,Nie, Martynko, nie byłam u Ciebie wczoraj"- jestem świadoma swoich czynów i gestów. Tylko ich po prostu nie pamiętam. ,,Już mi o tym opowiadałaś, jakieś 2 godziny temu" -i słów nie pamiętam. I twarzy, ale to od zawsze, gdy tylko w grę wchodzą emocje. I wiem, i przeczytałam, że to częste działania niepożądane. Tylko trochę mnie to już przeraża. Właśnie mam do wypełnienia wczorajszą kartkę z kalendarza. Ciekawe ile dziś zajmie mi przypominanie sobie co robiłam.
Nie wiem dokładnie jak to opisać, ale gdy o tym myślę to śmieje się w sufit. Mam po prostu wrażenie, że od ponad 22 lat ciągle powtarzam jedną lekcję. Akcja się toczy, jestem w niej i wiem wszystko co niezbędne, toczy się dalej, czuję, że mam kontrolę, toczy się dalej... no i nagle jest oślepiający blask i wybuch! I ja. Siedząca na środku niczego w rozerwanych ciuchach i mająca w głowie "someday I'll learn" zapętlone 23 tysiące razy i to do tego w przyśpieszeniu. I choć wydaje mi się, że z każdym kolejnym razem jestem coraz ostrożniejsza, to chyba jest to po prostu iluzja.
Śmieszna jest ta moja koncepcja światów i zaproszeń do nich. To zawsze ciekawa perspektywa obrócić kamerę. I widzę w nim wartość i wyjątkowość, to dobrze. Ale teraz idę na chwilę odpocząć bo już kompletnie nie chce mi się tego pisać.
Wróciłam, minęły ze dwie godziny.
I tak mi wizję utkaną do głowy- przez nozdrze i gardło, i gładko- przesuwasz
do oka zakraplasz westchnienie wyparte
i słuchasz uważnie tętnienia mych granic
Tak snem odurzona i szerokością źrenic
zasypiam choć mogłabym nigdy już nie śnić i...
tak spadać powolnie, choć z impetem się wznosić
i czuć że to wszystko i nic - nie dogonisz.
Zaczynam w tym miejscu gdzie będziesz za chwilę
tydzień lub miesiąc lub nawet nigdy
jak nigdy w tym miejscu nie ma nikogo
i tylko czekać
i nękać
i płonąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz