Czy to był wybuch?
Słyszę tylko jakieś delikatne skwierczenie, szum.. Mglisty obraz pełznie mi po plecach i zagląda pod włosy. To zabawne, jak te emocje tańczą we mnie. Czuję głównie zmęczenie i.. tą mglistość właśnie, senność rzeczywistości. To jak obraz na długo przed, oszołomienie w trakcie albo niedługo po wybuchu. Ale chyba nadal jesteśmy jeszcze przed nim. A może on nigdy nie nadejdzie?
Bardzo chciałam, żeby było inaczej, żeby było źle i koszmarnie, żebym nie chciała do tego wracać. No cóż, było zupełnie odwrotnie. Pytanie, na ile to dobrze. I dla kogo.
Nie pozostaje mi chyba nic innego jak czekać, jak całe życie to robię. Rzeczywistość przemienia się we wspomnienia, emocje wygasają, pamięć się zaciera. I tak w kółko. I w kółko, i w kółko. Ciekawe, co dla mnie jeszcze Fortuna przygotowała.
*Ciekawe, czy byłbyś w stanie mnie przeczytać. *
Jednak chyba nic. Bez ram, szkła, wypełniacza, niczego, bez kompletnie niczego; to wszystko. Chyba muszę jednak myśleć w ten sposób. Na pewno to bezpieczniejsza opcja. Tym bardziej, że ja odczuwam t.
środa, 20 czerwca 2018
Krótkie zastanowienie się nad wybuchem.
Etykiety:
akt,
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
poezja,
sadmadamme,
surrealizm,
tokłamstwo,
życie
niedziela, 17 czerwca 2018
Jesteśmy jeszcze przed wybuchem.
Wzdycham głośno i uśmiecham się sama do siebie, bo tak wyraźnie czuję, jak drżą mi mięśnie brzucha i jak szybko bije serce. Dlaczego nazywam to znakiem na niebie?
To był ten moment gdy opierałam się o skórzane oparcie i widziałam twarz, której nie widziałam kilka lat. Jej usta falowały w rytm wypowiadanych słów, które nie były dla mnie do końca zrozumiałe, ponieważ stałyśmy przy głośniku. Jednak pewne zdania uderzyły moją błonę bębenkowa szczególnie; dotkliwie; boleśnie; ciepło... Ciepło. Tak, to było uczucie ciepła, które zalało mój umysł. I chłodu, zalewającego piersi. A później... znów czyjeś usta mi temat na palce naniosły. Nawet nie wiem kiedy to wszystko eksplodowało. A może jesteśmy jeszcze przed wybuchem?
Ciekawe na ile sytuacja dała drogę, a na ile droga wywołana jest sytuacyjnie. Znając swoje tendencje bardziej skłaniałabym się ku drugiej opcji, jednak zawsze pozostaje ten element niepewności. A tu nic, tylko czas może wynik pokazać- a przecież tak dużo go w tej historii. I jakie wnioski można na tej podstawie wyciągnąć? ...no właśnie. Nie wiem kto bardziej plącze się w tych wspomnieniach. Obserwuje to wszystko z wysokości chmur modlę się, żeby to nie skończyło się źle. Dla kogokolwiek.
Usuwamy jeden element. Jedną wiadomość. Jedną intencję. I jak sprawa toczy się dalej?
Nie chce mówić, że żałuję, ale jestem niezmiernie ciekawa czy to miało faktycznie jakikolwiek sens. Wybrałam bodźce, bodźce, jego śmiech i mój krzyk, bycie w lesie w samym środku nocy i wieczną obawę o bezpieczeństwo. Chciałam rewolucji od Ciebie, nie byłeś w stanie, więc ja dałam rewolucję Tobie. To głupie. Ale wiem to dopiero po 6 latach.
Piękną mozaikę mam w środku. Słońce mi różne barwy na serce rzuca. I kręci się ten kalejdoskop bez końca ukazując mi coraz to nowe oblicza, o których zapomniałam, albo chciałam wymazać je z pamięci. Dużo miejsc, wszystko w beżowo-szarych tonach, nasze spazmy granatowo-złote i dużo, dużo ciemności, którą skutecznie dało się rozjaśnić. Martwi mnie tylko pustka i cisza w organizmie, przez które kolory zalewają mi powieki i trochę kręci się w głowie.
Zawroty. Zawracam.
To był ten moment gdy opierałam się o skórzane oparcie i widziałam twarz, której nie widziałam kilka lat. Jej usta falowały w rytm wypowiadanych słów, które nie były dla mnie do końca zrozumiałe, ponieważ stałyśmy przy głośniku. Jednak pewne zdania uderzyły moją błonę bębenkowa szczególnie; dotkliwie; boleśnie; ciepło... Ciepło. Tak, to było uczucie ciepła, które zalało mój umysł. I chłodu, zalewającego piersi. A później... znów czyjeś usta mi temat na palce naniosły. Nawet nie wiem kiedy to wszystko eksplodowało. A może jesteśmy jeszcze przed wybuchem?
Ciekawe na ile sytuacja dała drogę, a na ile droga wywołana jest sytuacyjnie. Znając swoje tendencje bardziej skłaniałabym się ku drugiej opcji, jednak zawsze pozostaje ten element niepewności. A tu nic, tylko czas może wynik pokazać- a przecież tak dużo go w tej historii. I jakie wnioski można na tej podstawie wyciągnąć? ...no właśnie. Nie wiem kto bardziej plącze się w tych wspomnieniach. Obserwuje to wszystko z wysokości chmur modlę się, żeby to nie skończyło się źle. Dla kogokolwiek.
Usuwamy jeden element. Jedną wiadomość. Jedną intencję. I jak sprawa toczy się dalej?
Nie chce mówić, że żałuję, ale jestem niezmiernie ciekawa czy to miało faktycznie jakikolwiek sens. Wybrałam bodźce, bodźce, jego śmiech i mój krzyk, bycie w lesie w samym środku nocy i wieczną obawę o bezpieczeństwo. Chciałam rewolucji od Ciebie, nie byłeś w stanie, więc ja dałam rewolucję Tobie. To głupie. Ale wiem to dopiero po 6 latach.
Piękną mozaikę mam w środku. Słońce mi różne barwy na serce rzuca. I kręci się ten kalejdoskop bez końca ukazując mi coraz to nowe oblicza, o których zapomniałam, albo chciałam wymazać je z pamięci. Dużo miejsc, wszystko w beżowo-szarych tonach, nasze spazmy granatowo-złote i dużo, dużo ciemności, którą skutecznie dało się rozjaśnić. Martwi mnie tylko pustka i cisza w organizmie, przez które kolory zalewają mi powieki i trochę kręci się w głowie.
" [...], a jednak gryzie od dłuższego czasu. Tak po prostu. Po ludzku. Narazie jawi się to jako wielki znak zapytania. A jak będzie - czas pokaże."- Punkt., 10.02.2017r.
Zawroty. Zawracam.
Etykiety:
aliceinwonderland,
codzienność,
erotyk,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
życie
Subskrybuj:
Posty (Atom)