To takie dziwne uczucie. Niby tylko kilka słów. I dźwięków.
A wspominam krótkie telefoniczne na balkonie, bo zimno
złą emocję z nim związaną
i smutek, bo jedynie uśmiechem zareagował
Wspominam przestrzeń
i śmieje się
bo coraz mniej jej z każdym kolejnym zamówieniem
I jeszcze trochę nieszczerości
jej się w zeszłym roku sporo przewinęło
przez co żałowałam, ponownie
A nibytylkokilkasłów.idźwięków.
A i historię w koło plotę, na własne życzenie, tylko teraz bardziej restrykcyjnie. Bardziej idiotycznie. W całej tej świadomości.
Nawet nie ma co tu opisywać. Tak jest i tyle. Bucznie twarz wykrzywiam i zalewam się toksyną od środka. Ale w jakże nieistotnie szczytnym celu!
Znów mi trębacze dmą w skronie skamieniałe, znów kręgosłup moralność fałszywa złamała
świergotaniem rozżarzonych komór migoczących wytańczyłam jesień
I lęk mnie ogarnia; i spazmy fałszywe
dżentelmen mi okno wybija; dziwka robi mi kawę
I wydawałoby mi się to być w porządku
gdyby nie pobrudzona firanka
i laktoza
(^w trakcie pisania powyższego fragmentu dopadła mnie dziwna lakoniczność, którą zauważyć można po lejkowej konstrukcji tych wypocin
Najgorsze są te obawy
o utratę przytomności
czy o komentarze
a nawet o zwyczaje, których nie powinno się łamać )
Kawę więc przepuściłam przez filtr spojrzeń
firankę zaplotłam w pętle
choć problem miałam, bo żaden marynarz mnie supłów nie nauczył
Dziwka siedziała pod kaloryferem, plotła wianek i marszczyła brwi
Dżentelmen wykręcał po kolei wszystkie żarówki w moim mieszkaniu
Wzięłam łyk. Oboje zaczęli przyglądać mi się przez otwory w gazetach.
Na pierwszej stronie widniała data. W 50-cio letniej gazecie dziury wycinać?
Może choć towarzyszyła im nadzieja usunięcia komunizmu, a nie tylko podglądactwo.
Dźwięk otwieranych drzwi poderwał mnie na nogi.
Podbiegłam szybko, wetknęłam oko w wizjer
przerażona obserwowałam pusty korytarz i mrugałam w rytm wciąż otwieranego zamka
Cofnęłam się, odgłos rozsadzał moją głowę
potknęłam się o tę pętlę nieszczęsną
głowę na rozbite przez dżentelmena okno nabiłam
krew mi spojówki zalała
aż w końcu odgłos ustał
Towarzysze odłożyli gazety
dokończyli firanki supłanie
odciętą głowę w nią wsadzili
i kawą polali. i mlekiem. z laktozą.
Skurczyli się do kocich rozmiarów
i bezszelestnie przez dziurę w szybie wyskoczyli
a mnie obudził dźwięk otwieranych drzwi
i ciepłego przywitania w postaci ust na czole.
Nawet nie chce mi się tego czytać w sprawdzeniu błędów, sensu i czegokolwiek.
Eh, głupoty, głupoty. Jest druga w nocy. Jestem sama w mieszkaniu. I teraz naprawdę boję się, że usłyszę ten dźwięk. Albo, co gorsza- że go właśnie nie usłyszę.
środa, 19 kwietnia 2017
Dziwka robi mi kawę.
Etykiety:
akt,
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyk,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
zeznania,
życie
czwartek, 6 kwietnia 2017
Dzień z mojego życia.
Siedziałam w pustym pokoju. Jego wyposażenie utkane z przeźroczystych nici okropionych rosą rozminęło się w tchnienie.Wpatrzona w ścianę poczułam bezwonny odór słońca. Zmarszczyłam brwi. Twarz moja nie była posłuszna. Sienna moc mi ją w uśmiech wygięła, rozciągając kąciki ust aż do rozlewu krwi. Zamarzające łzy wtopiły się w skronie a ja w bezruchu zatopiona szczerzyłam pożółkłe od bólu zęby. Szwy gojące się na policzkach puściły i poczułam przypływ ciepła. To twarz moja, topiąca się, zalewała mój świat.
Ugasić pożar!! - krzyczał ktoś z dworu. Moje sklejone oczy pozostawały obojętne na łunę światła. Słyszałam tylko bicie serca i czułam drżenie.
Chyba rozrastam się, korzenie zapuszczam, jak i układ nerwowy mój robi. Coś wewnętrznie ulokowanego rozrywa mi żyły. Podpalone zawiniątko rozbija moją balkonową szybę.
Uderzam tyłem głowy w coś twardego. Jest ciemno i zimno. Wyczołgując się spod łóżka zobaczyłam jak upadają zwęglone ściany, za którymi rozciąga się zielona przestrzeń.
Uderzam tyłem głowy w coś twardego. Jest ciemno i zimno. Wyczołgując się spod łóżka zobaczyłam jak upadają zwęglone ściany, za którymi czyhała na mnie pożoga.
To był jeden dzień z mojego życia.
Przetaczam się gdzieś między myślą o chorobie, skutkach choroby a bezsensem.
A, no i jeszcze myślę o nich. Ale to u mnie niezmienne od lat.
I nic chyba dodawać nie trzeba.
No może tylko to, że się trochę martwię.
Ugasić pożar!! - krzyczał ktoś z dworu. Moje sklejone oczy pozostawały obojętne na łunę światła. Słyszałam tylko bicie serca i czułam drżenie.
Chyba rozrastam się, korzenie zapuszczam, jak i układ nerwowy mój robi. Coś wewnętrznie ulokowanego rozrywa mi żyły. Podpalone zawiniątko rozbija moją balkonową szybę.
Uderzam tyłem głowy w coś twardego. Jest ciemno i zimno. Wyczołgując się spod łóżka zobaczyłam jak upadają zwęglone ściany, za którymi rozciąga się zielona przestrzeń.
Uderzam tyłem głowy w coś twardego. Jest ciemno i zimno. Wyczołgując się spod łóżka zobaczyłam jak upadają zwęglone ściany, za którymi czyhała na mnie pożoga.
To był jeden dzień z mojego życia.
Przetaczam się gdzieś między myślą o chorobie, skutkach choroby a bezsensem.
A, no i jeszcze myślę o nich. Ale to u mnie niezmienne od lat.
I nic chyba dodawać nie trzeba.
No może tylko to, że się trochę martwię.
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
codzienność,
erotyka,
festiwal,
kościół,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic i nikt,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
surrealizm,
tokłamstwo,
wyznania,
zeznania,
życie
Subskrybuj:
Posty (Atom)