piątek, 10 lutego 2017

Nie myśl, że u mnie jest źle, bo tak dobrze nie było jeszcze nigdy. Krótko i na temat.

Wystarczy że mały fragment mojego nastroju (smutek) wezmę na tapetę i przemielę go przez filtry poetyckiego pieprzenia, aby ludzie wywnioskowali sobie, że jestem nieszczęśliwa.
Niedziwne w sumie, bo blog ten jest formą pewnego rodzaju kontaktu ze światem. Jednak pamiętać należy, że o smutku łatwiej się pisze, niż o radości. Przynajmniej ja tak mam.
Dlatego też notki nie pojawiają się codziennie- pojawiają się wtedy, gdy pojawia się jakaś głębsza, negatywna emocja- smutek, niepewność, złość. A ich jest w moim życiu niezbyt wiele. Dlatego i notek jest niezbyt wiele.
Smutek? To normalne. Dopóki nie wypełnia on każdego spojrzenia i każdej myśli, to jest to normalne. Ja po prostu z takiej emocji plotę jak tylko potrafię i biorąc ją na warsztat tkam, tkam, tkam, aż nie rozwikłam zagadki we mnie drzemiącej i aż nie przemienię jej w coś pięknego.
Ah, ale nawet gdy o pozytywnych rzeczach piszę, to i tak w głowach ludzi wybrzmiewa negatywny ton. Może faktycznie powinnam dawać emotikony, by odbiór był prostszy? ...ale chyba nie o to chodzi.


Wróciłam do wspomnień. Z przerażeniem śmieje się, bo z ręką na sercu bym zaprzeczała, gdyby mnie ktoś zapytał. A jednak. Wydarzyło się. Ja sama naprawdę tego nie pamiętam. Ale dowody rzeczowe są przeciwko mnie. I jako przykład mogłoby być to podawane. Zapewne ludzie też reagowaliby wzywając imię Jego nadaremno. Śmiesznie jest odkrywać zapomniane karty przeszłości. I uśmiechać się, mając świadomość, że wszystko jest już za mną.




I zastanawiam się czy wykonać ruch. Niby do niczego mi to niepotrzebne, a jednak gryzie od dłuższego czasu. Tak po prostu. Po ludzku. Narazie jawi się to jako wielki znak zapytania. A jak będzie- czas pokaże.



czwartek, 2 lutego 2017

Kiedy ręce sypią Ci się w słowach- krótka fotografia literacka ze smutnym wydźwiękiem.

Kiedy ręce sypią Ci się w słowach,
a twarz rozpada się za każdym razem, gdy spojrzysz w lustro.
Na szubienicy dłoń ma zawisła,
w każdej z nich jest tyle samo winy.
Wypowiedziałam niewypowiadane "przepraszam"
bezszelestnie
o ścianę się roztłukło,
kawałki szkła mi oczy poraniły
ale przynajmniej nie trafiły
w jego serce.



Głowa moja mi zapachy na myśl przywodzi,
zagracona pustka wypełnia mój dom.
I tylko skojarzeniem, cielistym obłokiem
gdzieś daleko
maluje mi się Twój obraz.



Zasłaniam się,
stąd pytania,
o zmiany, o inny błysk w oku
A ja tylko
próbuję
jakkolwiek

oddychać

                                beztlenowo


                                                   pod wodą. 



Izolowana już sama się chcę wyizolować
kontratak wykonać
sama nie wiem
czy chcę
czy to tylko rozpaczliwy krzyk
jak każdy inny
w tej materii


Zapomniałam już jak to jest,
gdy ktoś obiecuje Ci dzień
a lądujesz w bezgranicznej otchłani
w której nie ma ani jednego wschodu słońca

Zapomniałam jak ważne jest, by nie planować nic z wyprzedzeniem
ani nie nastawiać się
bazując tylko na słowach innych ludzi. 


I problem mam bo nie wiem
co leży u sedna
ale pisząc to zdanie
przypomniałam sobie
że przecież nie rodzi się we mnie nic nowego
ciągle to samo
jedno, niezmiennie, dłuto
mnie drąży



Męczy mnie tylko to
że ciągle jest mi zimno
i w dłonie
i w umysł.