czwartek, 26 lipca 2018

za dużo planowania na zbyt wielu wymiarach czasoprzestrzennych

to jak wyciosany na kolanie topór
rozcina swoją niedelikatnością
precyzyjnie
i z troską, co zabawne,
aż od kości
zgniłe i to całkiem soczyste
pełne włókien
i skurczy
na zawsze oddzielone zostanie


wypadł mu z kieszeni mały skrawek,
który ziemia pochłonęła
powodzie podziemne
i nadziemne westchnienia
wypadło i morze, i sztorm na nim szaleńczy,
jeziora i góry, obłoki, strumyki,
świat cały, co nie chciał grać w karty,
co kartę wieży mu z tarota wyciągnął
a mnie
mnie w karcie wisielca zaklął
i jęknął przeciągle
na widok łez moich
i rozbijającego się powolnie szklanego oka



Rycina anatomiczna
stanowi formę pośrednią
między REALNOŚCIĄ a WIEDZĄ
co zdaje się być trudne do rozróżnienia
zyskuje precyzyjny wymiar linii, konturu
wyodrębniony umownością koloru

Owa stylizacja anatomicznej prawdy
przekształca ją w
strukturę graficzną,
która przenosi realny wizerunek
w wyidealizowany obraz wnętrza
stanowiąc przy tym jakby
WZORCOWY PLAN STWORZENIA
                                                    (2012)




Dostrzegalna nadal granica
straciła na swojej precyzyjności
i oprócz realności i wiedzy
wyodrębnia również aspekt 
METAFIZYCZNY


Nazwy wyklarowane sztucznie
przyjęte w płynne funkcjonującej nomenklaturze
przekształcają ją
w strukturę czysto teoretyczną i nienamacalną
a zdegradowany obraz wnętrza
stanowi przy tym jakby
WZORCOWY PLAN APOKALIPSY
                                                (2018)




Nie mam czucia we wspomnieniach
rodzę się co sekundę i nie pamiętam co było wczoraj
nie łączą się w mojej głowie historie
ludzie nie mają twarzy
to śmieszne, bo naprawdę Cię nie pamiętam
ale nie o tym...
przeżyte = nieistniejące
skrawki mi wzrok przypominają
pojedyncze słowa przynoszą
ale nie było mnie tam, nie czuję tego
dziś urodziłam się na nowo
albo umarłam sekundę temu



nie dotykam podłoża, ale też nie patrzę w niebo. niego.



Miękkością materiału ramiona swoje zaciskam, ciało okryte tkanką tłuszczową gniecie się o siebie, ociera aż do bólu, dłonie mi cierpną i robi mi się zbyt ciepło.. ale to chociaż namiastka mojej największej potrzeby.



chyba nigdy nie musiałam planować życia na tak wielu wymiarach czasoprzestrzennych.



poniedziałek, 2 lipca 2018

o ananasie, historiach i wszystkim.

Planowałam, że dziś coś tu naskrobię, jednak wydawało mi się, że będzie to mieć inny charakter, ale tak mi się rzeczywistość zatrzęsła jakieś 10 minut temu, że wszystkie emocje odbiły się w lustrach, a ich blask oślepił mnie i sparaliżował!
I siedzę i śmieje się tylko sama do siebie, rzucając frazy, które wydają się nie mieć żadnego sensu. I już tak mi się motywacje poprzekręcały, że nie wiem czego mam być pewna, a przecież to już jutro. Chociaż w sumie co do tego jestem.. całkiem pewna. I tak siedzę i śmieje się sama do siebie, gniotę w dłoniach naszyjnik z ananasem, który jest dla mnie tak śmiesznym symbolem.


Ananas już pora.
Przeplata mi we włosach liście z tego parku zielonego, w którym wianki robiłyśmy.
Już pora.
Na rozmowy i śmiech, choć w listach liście ważniejsze były, co igłami świerku mi w oczach wyrosły. I nie miało to znaczenia większego, bo czułam się w tamtym momencie najlepszą ćmą ze wszystkich. I nawet nie wiesz o tym, lecz jakbyś wiedziała, to słyszę Twój zachwyt i rozczulenie, które nie trwałoby dłużej, niż kilka godzin i tylko czasem wracałabyś do tego pamięcią mówiąc głośne "ojej". A teraz, jeśli wgl to czytasz, to nie masz pojęcia, że chodzi o Ciebie.
Ale też  nie tu zaczyna się ta historia, jak się okazało. To ciekawe, że zapomniałam. Ale wiele innych rzeczy z tego okresu zapomniałam, więc to chyba zrozumiałe. To było naprawdę strasznie dawno temu, wiesz? Ale jak głosi jedno z bezsensownych zdań eksplozji "Ta historia się cały czas toczy", czy jakoś tak.
I zabawne, jak wojna rozkwita lub gnije w mojej głowie. Sama sobie nakręcam scenariusze. I nawet nie potrzebuje znać realiów, ja widzę pełen przebieg naszych uderzeń, wykręceń, złamań i splunięć. Nawet, jeśli mówisz komuś innemu, że wcale tak nie jest. Ale gdy to mówisz, wojna ustaje. A ja już nową historię zaczynam. I toczę bezlitośnie, miażdżąc poprzednie wnioski i uczucia. To głupie. Ale tak już mam.
I cóż, poddałam się temu jak to aktualnie wygląda. Nic nie jest po mojej stronie, choć mogłoby być. Ale to nie mój ruch. To Twoja szansa. 50/50. Nikt niczego nie może obiecać.


W tej historii jestem jedną z głównych bohaterek, to chore. A nawet po prostu główną. Mój Boże. I to tyle trwa, i trwa. Mówi Pani, że się karmię. Ja mówię, że powtarzam tylko, no bo nie ode mnie te liczby i wnioski przecież, przecież sobie tego nie wymyśliłam, na miłość boską, nie mam takiej mocy żeby ludzi w nieszczęścia wpychać! Czyżby? No ale to kwestia decyzji pozwalania lub nie pozwalania sobie, a nie prawdziwego, realnego przeżywania! Nie akceptuję innej formy? I patologii doszukuję? Proszę przestać krzyczeć, jestem i tak już wystarczająco mała! I dlatego kręci mi się w głowie, bo w środku niej toczy się walka na tematy tak bliskie i odległe jednocześnie, że mogłabym lub chciałabym już tylko zapaść się pod ziemie aby wszystko było jedynie odległe, a cała reszta nie-wszystkiego bliska, czyli zimna i nieokreślona.
A w książce innej, o historii innej, jak się okazało-dziewczynie innej, też jestem bohaterką. Próbowałam się z główną utożsamić, ale nie pasowało mi to. Już bardziej nim niż nią bym była. I wtedy pojawiła się ona- noc, papieros, rozmowa, jej chłopiec, brak snu do rana- choć dobrze mu życzy, to jednak rana się nie zagoiła. I czułam to. Tam. W niej. W sobie. I chyba dobrze być postacią drugoplanową. Bo ta aktualna, gdzie wszystkich wzrok wlepiony jest we mnie, trochę mnie przeraża, bo chcą zrobić ze mnie potwora. A to nieprawda.


A z ciekawości postawię sobie karty. W końcu mam dziś wolne, mogę ten dzień marnować na co tylko chcę. Nawet na was wszystkich.
Haha, to brzmi strasznie. Ale to co wychodzi z mojej głowy nigdy nie jest w 100% prawdą. Eh, ale to już temat bardziej filozoficzny, który ostatnio mnie bardzo męczy. Brak prawdy. Nie ma jej nigdzie, bo wszystko jest zbyt subiektywne i żaden punkt widzenia nie da pełnego obrazu. Jedna perspektywa pokaże Ci faktycznie obraz, który będzie idealnie popierał tezę, ale nie do końca tak jest, bo druga perspektywa pokaże Ci coś, co to wykluczy. Ciężko o tym pisać bez przykładów, ale też nie za bardzo chcę je tutaj przedstawiać. A poza tym to są moje blablabla-myśli. I one ostatnio zniechęcają mnie skutecznie do eksplorowania.


To była bardzo długa notka. A teraz jest jej koniec.