wtorek, 13 czerwca 2017

Mój przyjaciel nie żyje.

12.06.2017.
Ostatnie w tym roku spotkanie koła naukowego, ostatnie spotkanie z Ł. przed jego wyjazdem i ostatni raz w życiu, gdy w moich myślach byłeś istniejącym bytem.

Czy to nie egoistyczne, że dowiedziawszy się o Twoim samobójstwie poczułam, że cały świat zwala mi się na głowę, kiedy to właśnie Tobie ten świat zmiażdżył skronie i nie byłeś w stanie go udźwignąć..?


Moja głowa wędruje w przeróżnych kierunkach.
Ciężko jest mi uwierzyć, że za niedługo nie dostanę od Ciebie wiadomości o treści ,,Ale jesteś naiwna, Gofryk" albo że na pogrzebie nie wyskoczysz z krzaków ze swoją gitarką i nie zaczniesz śpiewać jakiejś zaskakująco głęboko-głupkowatej piosenki.
Ciężko mi uwierzyć.


Już raz świat o Ciebie zawalczył, 23 listopada 2013, gdy w środku imprezy półmetkowej napisałeś mi wiadomość, że postanowiłeś ze sobą skończyć. Cała nasza burzliwa historia tłucze mi się gdzieś między miłością a nienawiścią.. I ślęczę jak głupia nad wszystkimi rozmowami, w których co 3 zdanie to ,,boże jesteś dla mnie taka ważna/taki ważny". Gdzie się podzialiśmy przez ten czas? Rozdzielił nas taki idiotyzm. Oboje nie byliśmy bez winy w całym tym zamieszaniu. Tylko że jakoś wcześniej wracaliśmy zapłakani w swoje objęcia przepraszając się nawzajem. Tylko nie tym razem.

Jak zawsze w takich momentach oblewa mnie wygryzające wnętrzności poczucie winy.  Ale inna, bliska mu osoba powiedziała ważne zdanie - ,,Myślę, że każdy kto był kiedykolwiek bliżej z Kacprem ma teraz wyrzuty sumienia.". I jest to niepodważalna prawda.



Wiele godzin spacerowałam ze zdrętwiałą ręką, tylko po to, by zapobiec tragedii. Rozwiązując swoje wewnętrzne dylematy moralne starałam się rozwiązywać Twoje problemy. Z każdym dniem, gdy mówiłeś, że Ci się nie udaje, czułam, że jest coraz lepiej. I to trwało i trwało. I mój głos był jedynym głosem. Później już tylko oddalająca bliskość i osobne załamania. Dźwigaliśmy razem kawał niezłego gówna, przyjacielu. Kocim indywidualizmem wyznaczaliśmy ścieżki.
I wiem, że za to, co teraz robię, dostałabym Twoje głośne westchnienie i opierdol w stylu ,,ja pierdole Gofryk, to jest tak ckliwe, że aż chce mi się rzygać". Ale wiem, że później dodałbyś ,,ale i tak Cie kocham".

Od któregoś grudnia 2013 mam zawsze przy sobie Twój rysunek, nosze go w portfelu. To chyba jedyna namacalna rzecz jaka mi po Tobie pozostała. Choć nie wiem czy bardziej namacalne nie są wspomnienia, niźli kawałek kartki zabarwionej tuszem.


Spodziewałam się Twojej przedwczesnej śmierci, ale jednak nie sądziłam, że będzie ona spowodowana samobójstwem.

Tak czy inaczej.
Byłeś pięknym, smutnym człowiekiem, który przez kilka lat był dla mnie jedną z najważniejszych osób pod słońcem. Dziękuję.



Dwa słodziaki




Trzy koty 




Dwójka smutnych ludzi z papierosami.



niedziela, 11 czerwca 2017

W pewnym stopniu jesteś nikim.

Bolą mnie słowa. Znaczą tyle, co szczerość. A w mojej głowie jak obelga. I to ta najgorsza. Jesteś niechciana. Co znaczy, że w pewnym stopniu jesteś nikim.


Nie mogę się wyzbyć tych filtrów, które metale ciężkie na wierzch wyciągają. Rdzą mi stawy obrosły i bezużyteczną marionetką w jego oczach się stałam. Zawsze nią byłam. Ale z przekonaniem swojej sprawczości. I tylko oczy patrzące się zmieniają jak w kalejdoskopie. I oświetlenie sceny. Spektakl dla jednego, niekochanego aktora. Bez serca.


Co to za kot? Mruczy do ucha i wygląda przez okno. Wąsami łaskocze moją moralność. Z rozkoszy codzienności, w betonowym paśmie niepowodzeń tonąc, wbija mi pazury w krtań i owija mnie swoim ogonem. I nie ważne czy jestem przytomna. On robi swoje. Można by pokusić się o stwierdzenie, że jest moim najlepszym przyjacielem, w końcu jest ze mną od tylu lat. Ale gdy krew miesza się ze łzami zaczynam w to wątpić.


Działania na kontrze wywracają świat do góry nogami. I przeplata się dążenie-unikanie pulsując w rytm moich mrugających oczu. Nic nowego. A wręcz powrót na stare śmieci. I nie chce nikomu zawracać sobą głowy. A z drugiej strony co dzieje się, gdy tylko zatrzaskują się drzwi.


Aby tradycji stało się zadość nucę w kółko mantrę na utratę pamięci i wspomnień emocji. I wiem, że to nic poważnego. Ale chyba z braku laku mój celownik osiadł na bezbronnej twarzy. Prostuję stawy i przemieszczam się na zwiedzanie opuszczonych świątyń. Spleśniałe pająki wiszące pod sufitem dały mi do zrozumienia jak długi czas mnie tam nie było. No cóż, kilka lat temu ogłaszałam, że dawno jej nie widziałam, a dziś witam ją z mniej lub bardziej na siłę otwartymi ramionami. Łamanie kołem.


Gorzej nie będzie. A teraz.. Teraz i tak jest nieźle.