Wczorajszym dniem koło zatoczyłam. Zwykle słowa nie trwają zbyt długo, jednak te sięgnęły szczytu ulotności.
Narasta niepewność i coraz więcej pytań atakuje moją głowę.
Boje się. Boję się mojego wzroku chłodnego, który narasta we mnie, gdy tylko pomyśle sobie o nadchodzących wydarzeniach.
Gonitwa międzyludzka.
Mogłabym przynieść tu przysłowie, ale to leciałoby jeszcze większym banałem niż teraz.
Wzdycham głęboko i patrzę w okno. Znów jestem sama, bezbronna i naga. A jednak odziewam umysł mój w ludzi. I to powoduje chaos.
Zbyt lekkie serce w swoim ciężarze braku moralności. I zbyt wrażliwe oczy do płaczu.
Urósł we mnie strach, ale wynika on z chorej nadziei. Mówię o 90% prawdopodobieństwie, jednak liczę na spełnienie tych 10%. A nie chce nikomu robić przykrości. A zrobię. Lecz pewnie znów będę to po prostu ja.
Najpiękniejszy czas złotym runem przyozdabiam, jego poroże nad łóżkiem mam zawieszone i sen mój nie jest spokojny.
A jednak martwie się trochę o te uczucia, w braku uczuć i szaleństwie barw.
Ile dałabym, by już znać wydarzenia przyszłe i nie musieć rozdrapywać czyraków na mózgu. Mówiłam już o pięknie niepewności, to fakt. Ale to piękno mnie zabija.
piątek, 30 grudnia 2016
Niepewność.
Kilkukrotnie chciałam napisać tę notkę, jednak zawsze coś mi przeszkadzało. Za każdym razem miałam w głowie jej zarys i mogłam obserwować jak z dnia na dzień zmienia się moje podejście do aktualnej sytuacji. Mutuje mi świat, zanika mi pamięć, a wszystko dzieje się tak szybko..
Pewna mogę być tylko i wyłącznie mojego odbioru całej tej sytuacji, chociaż też niekoniecznie, patrząc na moje defekty. I z minuty na minute inne uczucia we mnie grają, więc i tor mojego myślenia się zmienia. Nie wiem nic, nie chce nic, niech Fortuna decyduje o moim życiu.
Tworzę chaos, jednak ten zewnętrzny też wewnętrzny przynosi, a wtedy tylko włosy z głowy garściami rwać i dzielić je na czworo, ośmioro, czy ile tam sobie D. zażąda...
Ah, znaki na niebie wskazujące przyszłość. Dziś to jedyne co objawia się przed moimi oczami, nic więcej nie pamiętam. Kilka świateł, dźwięk obcasów, gorąco i długo, długo nic. Oprócz tego, co jest teraz. A teraz jest niepewność.
I wiem, że zaraz piąty dzień będzie wspomnieniem i umysł mój na zupełnie innym wymiarze będzie dryfować, rozkoszując się nowymi bodźcami i zawirowaniami (które ja mu ofiaruje.). I wiem, że zaraz będę mentalnie głaskać po głowie dzisiejszą mnie, która siedząc o 2 w nocy skrobie te głupoty. I ja to wiem zawsze, więc czemu zawsze tak trudno jest mi przetrwać ciągnące się latami godziny?
Tłukę swoje obłe ciało z kąta w kąt. Ktoś mi krzyczy do ucha, włączam czajnik, zapominam, piję wystygnięty wrzątek bez smaku. Obiecuje sobie, zatrzymuje się, nie mam do kogo gęby otworzyć. Śpiewam niemo, strzela mi w kościach, oglądam ludzi przez okno. Jest zimno, jest samotnie, jest niepewność.
Wynika ona z niewiadomej, którą jest jego pogląd na daną sprawę. Pogląd swój znam i modeluje w dłoniach w zależności od nastroju. Ciężko mi antycypować to spotkanie. (Nic się nie stanie.)
Śmieszny wir wydarzeń mnie wciągnął. A raczej ja wciągnęłam go w sobie. A teraz ze sztormem walczę i na pożegnanie się szykuje.
Jak tak sobie myślę nad możliwymi interpretacjami tego tekstu przez osoby, które myślą, że się domyślają... To nie, nie macie prawa wiedzieć o co chodzi.
I nie pozostaje mi nic, tylko czekać, czekać, czekać. Umysł swój w rozmowach rozwlekać i w miarę się pilnować, by znów się nie posypać.
Idę czajnik włączyć, by nie zapomnieć, idę sen zapisać, by się obudzić, idę myśli pozbierać, by nie oszaleć.
ps: u mnie wszystko dobrze :)
Pewna mogę być tylko i wyłącznie mojego odbioru całej tej sytuacji, chociaż też niekoniecznie, patrząc na moje defekty. I z minuty na minute inne uczucia we mnie grają, więc i tor mojego myślenia się zmienia. Nie wiem nic, nie chce nic, niech Fortuna decyduje o moim życiu.
Tworzę chaos, jednak ten zewnętrzny też wewnętrzny przynosi, a wtedy tylko włosy z głowy garściami rwać i dzielić je na czworo, ośmioro, czy ile tam sobie D. zażąda...
Ah, znaki na niebie wskazujące przyszłość. Dziś to jedyne co objawia się przed moimi oczami, nic więcej nie pamiętam. Kilka świateł, dźwięk obcasów, gorąco i długo, długo nic. Oprócz tego, co jest teraz. A teraz jest niepewność.
I wiem, że zaraz piąty dzień będzie wspomnieniem i umysł mój na zupełnie innym wymiarze będzie dryfować, rozkoszując się nowymi bodźcami i zawirowaniami (które ja mu ofiaruje.). I wiem, że zaraz będę mentalnie głaskać po głowie dzisiejszą mnie, która siedząc o 2 w nocy skrobie te głupoty. I ja to wiem zawsze, więc czemu zawsze tak trudno jest mi przetrwać ciągnące się latami godziny?
Tłukę swoje obłe ciało z kąta w kąt. Ktoś mi krzyczy do ucha, włączam czajnik, zapominam, piję wystygnięty wrzątek bez smaku. Obiecuje sobie, zatrzymuje się, nie mam do kogo gęby otworzyć. Śpiewam niemo, strzela mi w kościach, oglądam ludzi przez okno. Jest zimno, jest samotnie, jest niepewność.
Wynika ona z niewiadomej, którą jest jego pogląd na daną sprawę. Pogląd swój znam i modeluje w dłoniach w zależności od nastroju. Ciężko mi antycypować to spotkanie. (Nic się nie stanie.)
Śmieszny wir wydarzeń mnie wciągnął. A raczej ja wciągnęłam go w sobie. A teraz ze sztormem walczę i na pożegnanie się szykuje.
Jak tak sobie myślę nad możliwymi interpretacjami tego tekstu przez osoby, które myślą, że się domyślają... To nie, nie macie prawa wiedzieć o co chodzi.
I nie pozostaje mi nic, tylko czekać, czekać, czekać. Umysł swój w rozmowach rozwlekać i w miarę się pilnować, by znów się nie posypać.
Idę czajnik włączyć, by nie zapomnieć, idę sen zapisać, by się obudzić, idę myśli pozbierać, by nie oszaleć.
ps: u mnie wszystko dobrze :)
Etykiety:
aliceinwonderland,
bóg,
choroba,
erotyk,
erotyka,
liryka,
matrune,
matrunne,
miłość,
nic,
pamiętnik,
poezja,
sadmadamme,
tokłamstwo,
zeznania,
życie
Subskrybuj:
Posty (Atom)