niedziela, 29 maja 2016

Szybki post o tym, o niczym.

Nic mi tak duszy nie sklei jak ciepłe spojrzenie jego, trzęsące się ręce i klej. (głupoty znów piszę)

Zdenerwowałam się. Ale chyba nie o tym miałam pisać. Cóż, jest mi trochę przykro. I faktycznie trzęsą mi się ręce. Ktoś mnie dzisiaj zapytał, jaki jest sens, gdy.. Banałem mi wybrzmiał ten dylemat, a kilka godzin później w głowie pojawiła się myśl godna P. Coelho. I jakieś 2godziny później się zdenerwowałam. Bo gra mi się nie zapisała.

Rozbijam się tu i tam. Ludzie światem się dla mnie tworzą. Ja dla nich nic nieznaczącą meandrą (i to w przeciwnym tego słowa znaczeniu). Chyba znów chciałabym ich (tak, wszystkich naraz) przytulić i opowiedzieć im ile miłości we mnie drzemie. I słońcem być. Tak, słońcem właśnie. Nietypowa we mnie drzemie natura i niespodziewanie bieg myśli się odwrócił. Porzuciłam ordynarne sformułowania. A wręcz.. zbladłam, wyblakłam, promienie mnie przykryły (jak koc miły, co zaskakujące). Na ile to chwila, na ile przyszłość- wszystkiego dowiem się wraz ze stron przewracaniem. A ostatnie są obrzydliwie nudne. Choć nie tak dawno wróciłam do domu.

Czy patologiczny brak jest dookoła mnie, czy we mnie? Zawsze echem mi dudni pytanie. Dziwnym trafem przybiera jej głos. Ale to chyba znów zalatuje Freudem.

Szkoda, że jest na tyle późno, że nikt już mnie nie odwiedzi. Chociaż chyba nie godzina jest tu największym problemem.

Mogłabym, lecz nie chce. Może chociaż dla snów samych. Ale i tak nie mam ochoty. Znów wracam do punktu wyjścia, w którym zdecydowałam rozbudowywać Wonderland. I jego. Tak przy okazji.
Czy jest tam nadal? Czy słyszy? Ciężko mi o tym myśleć. A wręcz nie chce go mieć. Poczułam się odpowiedzialna jako Stwórca. Chociaż (chyba) wcale go nie oswoiłam.


Znów się trzęsę. I w głowie, i w ciele całym mi serce pulsuje. Nerwowo pompuje tą, która chyba nadal jest zepsuta.


I ja nadal czekam na głupie media. I dźwięk mi się między uderzeniami przeplata. Tak cholernie dłuży się dzień. I jeszcze nic dzisiaj nie jadłam.


Za chwile oddam myśli mojej dłoni, kawałku grafitu i jakimś dźwiękom w tle. Tam również zawita luźny przepływ myślowy. Taki sam jak ten, który właśnie przeczytaliście. Tylko w innej formie.


To, o czym chciałam pisać, zostało zawarte w 4 zdaniach i kilku skojarzeniowych wtrąceniach. To niezbyt dobry wynik. Ale takie uroki luźnego przepływu.



i jestem trochę smutna.

poniedziałek, 23 maja 2016

jak bardzo pusty jest mój dom, skoro znajduję się w nim ja?

I kiedy wzrok utrzymałam w miejscu, świat mi zadrżał i mrugał do mnie światłem migoczącym. A ja, cóż, chcąc nie chcąc, ramiona otworzyłam i oddychałam nim, aż pierś ma pełna się stała. Tak wewnętrznie pełna, zupełnie niekontrolowanie, dopływ krwi do kończyn odcięłam i do poziomu podłogi się zniżyłam. Poniżyłam.
Faktura podłoża rozdzierała moje kolana, szpiczastą drzazgą mi w oko wlazła, w kałuży krwi się znalazłam. A dom nadal pozostał pusty.
Przykrywam uda, lecz to nie wstyd. Przykrywam je, choć nie czuje, że powinnam.
Nagle błoto z butów dwumetrowego mężczyzny opryskuje mi twarz a ja czuję jego smak (błota, nie mężczyzny.). Nie mogę podnieść oczu z mych ud, on łapie mnie za włosy i nagle wraca kontrola nad kończynami. Znajduję się teraz w pozycji pionowej. On także i to chyba na kilku płaszczyznach.
Mężczyzna nie ma głowy. W tym miejscu znajduje się blask, wybuchająca gwiazda, której ludzie wierzą, gdy spada po niebie, martwa. Puszcza moje włosy i dłonie jego zaczynają mutować. W błoto się rozpadają i teraz już cała jestem od niego brudna. Na korytarzu zostają tylko brudne ciuchy. I dom znów pozostał pusty.
I tu rodzi się pytanie- jak bardzo pusty jest mój dom, skoro znajduję się w nim ja?
Biorąc pod uwagę niepewność dni i złowrogość egzystencji, myślę, że wynik oscyluje w granicach 23-44% = między trywialnością, a mesjanizmem.
Dodam jeszcze po 0,5% wypełnienia od każdego futrzastego stworzenia, które nadaje pomieszczeniom sens. I może jeszcze 3% od pliku worda, który towarzyszył mi od 10.03.2016r., a dziś ziścił się w rzeczywistości na nie dłużej, niż godzinę. Wtedy było to może 10%. Międzyplanetarnie.



Nastąpiła reaktywacja, po tym jak koło się zatoczyło, jak zwykle- zmiażdżyło-znów powracam do żywych. Tylko które natury koło bardziej miażdżące było?


Pierdoły:

P.I. = Szkoda, że tak mało osób czytających tego bloga się ujawnia. Fajnie byłoby uzyskać jakąś informację zwrotną dot. tego, co bazgrzę palcami po klawiaturze.

P.II. = Mam pomysł! Od dłuższego czasu w głowie szykuje mi się pewna wizja. Jest to.. można by to nazwać.. projekt (?), który chcę zrealizować na tym blogu. A raczej go tu po prostu udostępnić. Pierwszy pomysł był.. ZAJEBISTY. Jeszcze nikt czegoś takiego nie zrobił! A przynajmniej nigdzie o tym nie słyszałam, a też szukałam. Jednak problemem jest mój ograniczony czas i pieniądze. Może kiedyś to zrealizuję,  w bardziej amatorskiej, niż sobie to wymyśliłam, formie. A chyba zajmę się drugą opcją, która pozbawiona jest głównego źródła przekazu, a jest wzbogacona w inne. Tylko tu może wyjść żałośnie i tanio. Ale chyba się podejmę. Ale to też dużo czasu. Cholera.
To naprawdę dobre pomysły, mające szansę się nawet.. przebić (?). Zapowiadam już teraz, zrealizować to mogę nawet za kilka/kilkanaście miesięcy.
I tu też fajnie byłoby mieć tą informację zwrotną, czy chcielibyście włazić we mnie w inny sposób ( :D ). Wiem, że tak naprawdę nie wiecie o co chodzi, no ale trudno.

PS: ^jeśli jest nieskładnie, to wybaczcie, nie edytuję tego, bo mi się nie chce.




Aj, chyba brakuje mi wolności i braku konieczności ukrywania.
A z drugiej strony w.w. już weszło mi w krew i nawet nie opracowuje strategii i scenariuszy.


Scenariuszy. Piękny rozegrał się dziś w moim śnie. Uwielbiam takie sceny, tym bardziej, gdy odbywają się właśnie na prawdziwej scenie, a scenerię tworzą jedynie światła. A światło bije od jego postaci. I nie widzi mnie. A zmysły utracił.




I dobranoc :)