środa, 7 stycznia 2015

I tak od niepamiętnych czasów.

Stęchłe powietrze uderza rytmicznie w umysł, który proporcjonalnie do mijających godzin rozjaśnia się coraz bardziej. Za 5 godzin zwlokę obło-kobiece ciało i po paru dniach w końcu wyjdę poza cztery ściany pokoju zawalonego milionem niepotrzebnych rzeczy. Futrzaste stworzenie ma sny kolorowsze i spokojniejsze ode mnie, Ci dwoje za ścianą już od paru miesięcy śpią nie bacząc na zarastajace ich oczy błony potworne. Chcę mieć to za sobą. Chcę mieć za sobą nie tylko te 5 godzin, ale i dzień jutrzejszy, czwartkowy,  piątkowy i najblizsze 6 miesięcy. Zmeczona tułaczką gdzieś między komedią a "spierdalaj".
Futrzaste stworzenie doprowadza mnie do obłędu. Każda myśl zatacza się w stronę destrukcji(Jej? Mnie? Tych dwóch za ścianą? ). W każdym razie niektóre ruchy moje powodują przerażenie nie tylko jej, ale i tej części mnie, która jeszcze walczy o pokój.
Nie chcę pomocy. To znaczy chcę, ale telefon milczy( a Pan B. zniknął z listy).  Powoli wszyscy z niej znikają. Właściwie to nie oni znikają, lecz ja ich wykreslam. Przecież nic nie mogę na to poradzić.

Zwieńczenia ciała zaczęły drżeć. Już dawno zapomniałam co znaczy stan ponad linią najmniejszego ryzyka. Zamykam się na racjonalizm i szybko kreślę niezrozumiałe słowa w nowym dzienniku. Nie przepadam za Klimtem, ale wygląda to bardzo estetycznie. Nikt tego nie odczyta.

Przeszyła mnie myśl. Kompletnie zapomniałam! Muszę próby się podjąć przed obojętnym dymu wypuszczaniem!
Nie obchodzi mnie to w najmniejszym stopniu, czyż nie? Ale czego nie robi się dla emocji.

Idę na próbę. Tej nocy już nie wrócę w to miejsce. Wrócę kręcąc się w miejscu i bezcelowo wypowiadając słowa(które także większego sensu nie mają) i odliczać będę do momentu, w którym stwierdzę, że jednak wcale nie chce tam być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz