Wiesz, że nic się nie zmienia?
To zabawne, że przez tyle lat mi nie uwierzyłeś.. A nie ma sekundy w mojej czasoprzestrzeni, której nie wypełniasz sobą. Czy wspomnieniem siebie. Ciebie.
I wszyscy dokoła mówią, że to kwestia czasu, te słowa mi cegłą w łeb wbijają, oczy mi neonowym błyskiem wypalają, ręce dookoła ciała zaplatają i przed drzwi wypychają. 150mg to przecież jedyne, czego mi potrzeba. Wiesz, że nie wierzę w miłość. Ale wiem, że w tym przypadku się nie mylę. Nic się nie zmieni. Nigdy.
M.Z.D.B.N.M.C. Chylińska w punkt. W punkcie. To nie jest zabawne nic a nic.
Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. x 3
Nowe sytuacje testują stare mechanizmy obronne. One weryfikują siłę i gotowość.
I mogę w dowolnym momencie głowę odłączyć, uśmiech z twarzy zdjąć i spojrzeć na Ciebie czysto mechanicznym wzrokiem. Nic tam nie ma, nic, i choćbyś sypał asami z rękawa, to nadal nie będzie to. Nie ma w mojej głowie po prostu miejsca na nic innego. A ta przepełniająca mnie pustka do głodu niewyobrażalnego prowadzi. I znów się w tym zatracam, i znów się byle czym zapycham. Byle Tobą nie oddychać. A ty jesteś Nicość. Bo chyba nigdy nie istniałeś.
Jestem gdzieś między podzieleniem się dźwiękami, rzuceniem laptopem o ścianę a przytulaniem Twojego zdjęcia. Jestem gdzieś między historią a nieudolną narracją z wyjątkowo słabym aktorem. Jestem między dwoma parapetami, między zapaleniem gardła a podpalonym sercem. Między wyrzyganiem fast foodów a zlizywaniem kurzu z podłogi. Jestem, choć nawet nie wiesz gdzie, choć nawet nie wiesz po co, choć zbyt wiele się nie zmieniło. I nie masz pojęcia, i nie myślisz o tym nawet, i krzyczę na Ciebie, tak głośno krzyczę do ścian, nigdy Cię nie było, uderzam Cię w twarz i wbijam paznokcie w szyję, nigdy Cię nie było, coś znów mi z oka wypełzło przez Ciebie i Twoim zapachem jest znów naznaczone, po chwili przepraszam i płaczę, ale nigdy Cię nie było, wiesz? jak mam nie gniewać się? dlaczego Cię nie było i dlaczego znów nie ma, nadal nie ma, przepraszam, to chore i błędne, to bez sensowne, bo przecież do ścian gadam, nie do człowieka, nie do materii czystej. Przeżywam bez Ciebie największy horror z Tobą w roli głównej. Ale nie odbieraj tego personalnie. *W tym miejscu był docinek, znasz mnie* To tylko moja wewnętrzna rozprawa. I już nie Twój problem. Pewnie nawet tego nie czytasz.
I mogłabym tu napisać coś o takim Panu w masce, ale będę się wściekać na siebie za tydzień czy dwa, bo za tyle właśnie zniknie z mojego świata. I będzie tak w kółko, i w kółko, i w kółko.
Leżałam w łóżku i były ze mną dwie muchy. Obłaziły mnie z każdej strony, jedna najbardziej lubiła siadać na głowie. Denerwowały mnie i postanowiłam je zabić. Zabiłam jedną. Znów siadały na mnie
dwie muchy.
To zrozumiałe- nie pomyślałam.
Zabiłam muchę. Oblazły mnie dwie muchy. Zabiłam muchę. Oblazły mnie dwie muchy. Jedna mucha siadała na ikonce okna na laptopie. Otworzyłam okno, mucha wyleciała.
To zrozumiałe- nie pomyślałam.
Położyłam się znów i na mojej głowie usiadły dwie muchy. Za którymś zabiciem spotkałam trzy muchy. Zabiłam wpierw jedną muchę a następnie kolejną. W pokoju znów były dwie muchy.
To zabawne- nie pomyślałam ani przez moment.
I wiesz, że zabiłam je wszystkie? Przepędziłam zły omen gdzieś między 2:00 a 3:40 w nocy. Tylko gdy rano się obudziłam w pokoju znów były muchy. W liczbie dwóch.
Nie mam siły na zakończenie, muszę iść siku i zapalić papieros a jest 2:26
powiem tylko, że nie widzę za bardzo sensu