środa, 10 czerwca 2020

dzień imagenów.

Redefinicja ustalonych dotychczas wyznaczników codzienności. Kopanie wgłąb, wgłąb, skrystalizowane emocje, rozszczepienie źrenicy na tą wewnętrzną i zewnętrzną, później wzrost ciśnienia i biel, co wszystko przykryła. Jednym słowem wszystko odwróciła. I tak z każdym dniem i coraz głębiej do tych, co zawsze na wierzchu były. No bo przecież o wszystkim wiedziałam? To pokazuje jak i wszerz się wszystko rozkłada. Uschnięta łodyga pod ziemią wykopała nowy świat i życie nowe odnogom nadała. Przetrwała.

dziwacznie się to wszystko plecie, pamiętasz jak o tym rozmawialiśmy? cykle i to jak świat jest z nich złożony. nie doświadczasz niczego nowego, a jedynie powtarzalnej impresji już znanych ci twarzy, odczuć, złudzeń i pragnień. pragnień, co nigdy nie będą zaspokojone. cykl każdy powtarza je wszystkie a ty walczysz i walczysz wciąż o to, by złe minimalizować i dobre wynosić na piedestał w postaci zębów dziwacznie odsłoniętych do świata i źrenic szeroko rozszerzonych przez oksytocynę. później okazuje się jednak, że to naprawdę wszystko na nic. wszystko powraca, ale w innym kamuflażu. szybko o tym zapominasz i nawet nie orientujesz się, jak znów jesteś w: dziwacznie się to wszystko plecie...

____________________________________________________________________________

to chyba taka jedna myśl z mojego dzieciństwa, która do dziś mnie zadziwia. przykro mi tylko, że muszę tego doświadczać. nie zasługuję na to, by czuć się zagrożona przez to, że ktoś czuje się zagrożony.


trudno jest rozgraniczyć źródło niektórych kanałów myślowych, nawet jeśli są nazwane, a ich cechy wydają się zanadto oczywiste. szczególnie, gdy za lewym uchem jest huk, za lewym barkiem piosenka sprzed 4 lat, za prawym uchem wyzwiska, a za prawym barkiem cisza wypełniająca bezkresny tunel łączący z i.w.

__________________________________________________________________________



przecięta na pół promieniem słonecznym sączy mi się przez palce. słyszę w oddali jakiś cichy śpiew i nie do końca potrafię rozpoznać kierunki wszechświata. znów biel, która mnie otula, a z niej wyłaniają się poszczególne, twarde kształty natury. chropowatość kory pod moimi palcami zaczyna doskwierać, a nagle całość przewraca się pod naciskiem siły niewiadomego pochodzenia. runął ten świat i runie kolejny, uderza z impetem na moich oczach. widzę pochyłe drzewa strzałami przebite. runął ten świat i runie kolejny jeśli w bieli na zawsze pozostaniesz! musisz odwrócić wzrok od natury, odwrócić wzrok od przeciętej na pół. to nic innego jak mamiąca cię ułuda wżarta tak zażarcie w słowa prawdy...

Odwróć się. Proszę.

możesz uciec w każdej chwili.


___________________________________________________________________________


napisałam tu jedno zdanie, ale je usunęłam, bo nie pamiętałam o co mi w nim chodziło i już nie chce mi się pisać dalej bo będę jeść zaraz rosołek. papa. (miss me?)